15. Proponujesz rozejm?

135 7 0
                                    

Konrad

Moje życie było pustynią, na której w ciągu kilku lat budowałem swoją małą, samotną oazę. Miałem wszystko, czego potrzebowałem, by przeżyć. Wygodny leżak, klapki i parasol, który chronił mnie przed dużym słońcem. Obok uprawiałem nawet swój mały ogródek z ulubionymi roślinami. Wylegiwałem się przez całe dnie, jedząc to, na co miałem ochotę i pijąc wodę ze źródła, które nigdy nie wysychało. Było mi tak dobrze, że nigdy nie prosiłem o więcej.

Aż do momentu, gdy do mojej samotni dotarł drugi samotny człowiek. Zapytał, gdzie mam jedzenie. Pokazałem mu. Zapytał, gdzie mam napój. Również mu pokazałem. Zapytał, co mnie strzeże przed gorącym skwarem, a ja w odpowiedzi rozłożyłem przed nim swój parasol. Zapytał, jakim cudem przeżyłem na tej pustyni tyle lat, nie mając zupełnie nic.

Uzmysłowił mi, że moja oaza nie istniała, że była to jedynie fatamorgana, złudzenie, w które uwierzyłem, bez kwestionowania jego istnienia. Tak naprawdę nie miałem ani jedzenia, ani wody, ani nawet nasion w swoim ogródku. Parasola też nie miałem.

Drugi człowiek powiedział, że podzieli się ze mną tym, co ma. I chociaż nie chciałem nic od niego przyjmować, poczęstował mnie jedzeniem i wodą. Powiedziałem, że nie mam nic, co mógłbym mu dać w zamian. Nic nie potrzebował. Nawilżyłem usta kilkoma kroplami zimnej wody i chciałem jeszcze. Ugryzłem kawałek chleba, w myślach prosząc o następny.

Nie pamiętałem już smaku tego, co powinno stanowić podstawę istnienia. Żyłem wiele lat, rezygnując z uczuć, namiętności, zaangażowania. Wmówiłem sobie, że tak będzie lepiej i uwierzyłem w to.

Tak właśnie wyglądało moje życie, dopóki nie poznałem dziewczyny, która w kilka tygodni zmiotła moją ukochaną oazę z zasięgu wzroku i rąk, zburzyła mój wypracowany przez lata spokój i bezpieczeństwo, pozbawiła mnie złudzeń, a w zamian podarowała uczucia, których nie chciałem przyjąć.

Nie mogłem.

Im bardziej się do mnie zbliżała, tym mocniej próbowałem ją odepchnąć. Im mocniej ją odpychałem, tym bardziej chciałem ją przy sobie zatrzymać. Musiałem jak najszybciej wyrwać się z tego emocjonalnego impasu, bo przy niej przestawałem już nawet myśleć racjonalnie. Czułem się jak alkoholik po odwyku, który dostał pracę w monopolowym.

Emilia powiedziała, że jej na mnie zależy. Tych kilka zaledwie słów wystarczyło, by poruszyć pewną część mnie, tę, która od lat pozostawała niewzruszona. Nie rozumiałem, skąd w tej dziewczynie brało się tak wiele ciepłych uczuć w stosunku do mnie. Traktowała naszą relację, jakby była dla niej największym błogosławieństwem, nie spodziewając się, że wpuszcza do swojego życia truciznę.

Ja byłem tą trucizną. A ona – niewinna, łagodna i bezbronna. Przeciwieństwa nigdy nie powinny się przyciągać, jeżeli przynajmniej jedna droga prowadziła donikąd.

* * *

W końcu zmusiłem się, by wysiąść z samochodu, który zaparkowałem na podjeździe. Odpaliłem kolejnego papierosa, zastanawiając się, co jeszcze mógłbym zrobić, by odwlec w czasie powrót do domu.

W momencie, gdy gasiłem papierosa, usłyszałem za bramą czyjeś kroki. Po chwili ujrzałem Huberta, który z uśmiechem zbliżał się w moją stronę. No cóż, niezupełnie o takie zajęcie czasu mi chodziło.

– Wiem o twoim układzie z Dianą, więc dobrze ci radzę, zejdź mi z oczu – rzuciłem ostrzegawczo w jego stronę. – To nie jest dobry dzień na konfrontację.

Chłopak podniósł obie ręce do góry i spuścił głowę.

– Poddaję się – westchnął z udawanym smutkiem. – Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Skoro już i tak znasz prawdę...

Bezsenni [ZAKOŃCZONE ✔️]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz