9. Jakbym cię nie znał, pomyślałbym, że ze mną flirtujesz.

152 10 0
                                    

Konrad

Siedziałem na trybunach, przyglądając się grze obu drużyn. Biskupiec wygrywał ze Złotowem trzy do jednego, do końca meczu zostało dziesięć minut, a gra toczyła się głównie na połowie gospodarzy. Byłem dumny z Rafała, który miał na swoim koncie kilka celnych podań i jedną asystę przy strzeleniu gola. Na widowni było całkiem sporo ludzi, trener swoimi motywującymi okrzykami zagrzewał chłopaków do gry, a nad boiskiem unosił się duch dobrej, sportowej rywalizacji.

Tak niewiele trzeba było, aby obudziły się we mnie wspomnienia.

– Do końca meczu zostały ostatnie trzy doliczone minuty, Ossa Biskupiec remisuje ze Startem Nidzica dwa do dwóch. Mamy sytuację w polu bramkowym drużyny przeciwnej. Turski przy piłce, podaje do Rybackiego, ten sprawnie omija obrońcę i kopie piłkę do Zalewskiego. Zalewski przyjmuje, wybiega za obrońców, zostaje sam na sam z bramkarzem... celuje w prawy górny róg bramki... i GOL!!! Mamy GOLA!!! Cóż za piękne zakończenie tego sezonu!!

Glos komentatora dźwięczał mi w uszach, kiedy po meczu przybijaliśmy sobie z chłopakami piątki, pozowaliśmy do zdjęć i rozmawialiśmy z cheerleaderkami, a w końcu wymęczeni, ale szczęśliwi, skierowaliśmy się w stronę szatni. Przed wejściem zatrzymał mnie trener. Uśmiechnął się i poklepał mnie z dumą po ramieniu, po czym nachylił się nade mną i otworzył usta, by coś powiedzieć. Zamknął je jednak i patrzył na mnie przez kilka długich minut. Zbyt długich.

– Zalewski, znowu piłeś?

Nie widziałem już radości ze zwycięstwa w oczach trenera, ale coś, co sprawiło, że ja sam zapomniałem o strzelonej przed kwadransem bramce.

Zawód.

– Trenerze...

Uciszył mnie podniesieniem ręki. Nie pozwolił mi się wytłumaczyć. Wpatrywał się we mnie jeszcze długą chwilę, zanim z jego ust padło to, czego najbardziej bałem się usłyszeć:

– Przykro mi. Mieliśmy umowę. Wylatujesz z drużyny.

Z zamyślenia wyrwały mnie okrzyki radości i wiwaty na cześć wygranej drużyny. Rafał, zbiegając z boiska, posłał mi uśmiech, jakiego dawno u niego nie widziałem. Radość mojego brata przynajmniej trochę zrekompensowała mi ból, który poczułem w klatce piersiowym na myśl o tym, jak bardzo zmarnowałem swoje życie.

Czekałem, aż Rafał się przebierze i wyjdzie z szatni. Pogratulowałem mu wygranego meczu i poszliśmy coś zjeść. Siedzieliśmy w małej knajpce niedaleko boiska, czekaliśmy na burgery z frytkami i rozmawialiśmy o meczu. Raz po raz zerkałem na brata, nie mogąc uwierzyć, jak bardzo zmienił się w ostatnim czasie. Wzrostem przewyższał już wszystkich kolegów z drużyny, jego włosy były prawie tak długie jak moje, a po twarzy błąkał się niesforny uśmiech.

Młoda kelnerka przyniosła nam zamówienie. Odkładała moją tacę zdecydowanie zbyt długo i tak blisko mnie, że czułem zapach jej duszących perfum. Mrugnęła do mnie i posłała zapraszający uśmiech. Obrzuciłem ją obojętnym spojrzeniem i skierowałem wzrok z powrotem na Rafała. Miałem poświęcić ten dzień bratu, a nie kolejnym przelotnym znajomościom. Młody przyglądał się chwilę odchodzącej dziewczynie, a po chwili przeniósł spojrzenie na mnie.

– Kiedy do nas wrócisz? – zapytał, biorąc do ręki burgera.

– Nie wiem – odpowiedziałem szczerze.

– A wrócisz?

Wgryzł się w bułkę, a jego spojrzenie posmutniało. Przekląłem w duchu, zastanawiając się nad odpowiedzią. To był jego dzień. Wygrał mecz. Nie miałem zamiaru mu go zepsuć.

Bezsenni [ZAKOŃCZONE ✔️]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz