Okrutna parka

290 14 45
                                    


– Za mną!– krzyknęła Hicca, prowadząc kolejny trening Smoczej Akademii. Jeźdźcy przedzierali się obecnie przez doskonale znany las, otaczający wioskę.– Robimy uniki nisko nad ziemią– zakomenderowała, prowadząc Szczerbatka przodem.– Pokaż, co potrafisz– poklepała go lekko po szyi, pochylając się nisko w siodle.

Kiedy latasz na smoku najważniejsze jest porozumienie. Takie trochę na granicy czytania w myślach. Bo inaczej...

– Hej, no co ty wyprawiasz?!– krzyknął Sączysmark, kiedy Hakokieł, zamiast lecieć prosto skręcił gwałtownie i poprowadził swojego Jeźdźca tak, by ten uderzył twarzą o jedną gałąź, a potem następną.– Ałł! No co ty, chcesz mnie zabić smoku?!– zapytał z oburzeniem chłopak i mocniej szarpnął za rogi Koszmara Ponocnika.– No dawaj, zawracamy! Przegapiłeś gałąź!– zironizował i krzyknął, kiedy smok wpadł prosto w gęściej zalesiony obszar. Hakokieł zaśmiał się po swojemu, kiedy wypadli spomiędzy drzew, a Saczysmark był cały pokryty zagubionymi gałązkami.– Mam ją– jęknął z bólem.

Tak zwany otwarty umysł to podstawa. Smoki czasem lepiej wiedzą, co robić.

– Wichura, góra!– krzyknął Ari, kiedy zbliżali się do dwóch powalonych drzew, które oparły się o siebie tworząc trójkąt. Wrzasnął, kiedy smoczyca, zamiast posłuchać rozkazu, wyrzuciła go z siodła i bezpiecznie złapała po drugiej stronie przeszkody, przedostając się pod nią.– No dobra, miałaś rację. Pod było wygodniej.

– Ja cię, ledwo żyję– jęknęła Vega, doganiając go i próbując wydobyć z włosów szyszki. Na prawym policzku miała brzydkie zadrapanie, a biała blizna na twarzy, stała się bardziej widoczna, dzięki kilku smugom błota na czole.

– Ledwo żyjesz?– zapytał z niedowierzaniem Smark, wyglądając sto razy gorzej niż kuzynka.– To ja ledwo żyję!

– A wiesz, że całkiem ci do twarzy?– skomplementował sarkastycznie Ari, odciągając Wichurę na bok, by zrobić miejsce Hicce.

– Ej, widział ktoś Śledzika?– zainteresowała się, po raz kolejny rozglądając się za zaginionym członkiem grupy.

– Ja widziałam wczoraj– odpowiedziała Szpadka z pełną powagą.– Co, liczy się?

Przywódczyni Jeźdźców tylko przewróciła oczami, zanim zmieniła ustawienie protezy, by wyrwać się ze Szczerbatkiem na przód. Za plecami słyszała jeszcze, jak Sączysmark przechwala się w kolejnej nieistotnej rzeczy i rozbawiony głos Vegi, która nie szczędziła mu uszczypliwych komentarzy. I zapewne kilku ciosów, sądząc po odgłosach.

Okrążyła kilka wysokich drzew zanim w gęstwinie dostrzegła szamoczącą się Sztukamięs, która utknęła między splątanymi gałęziami. Niedaleko dostrzegła również jej Jeźdźca, który zawisł między dwoma gałęziami, rozchodzącymi się z pnia w kształcie litery V. Ostrożnie poprowadziła Szczerbatka do lądowania i zeskoczyła z siodła, krzywiąc się, kiedy wywarła nacisk na kikut.

– Tu cię mam, przyjacielu– zaśmiała się, podchodząc bliżej.– Wszystko okej?

–No raczej. Tak sobie wiszę. Nie tak, że wpadłem w drzewo– zapewnił z fałszywym zadowoleniem. Był równie okropnym kłamcą, co sama Hicca.– No dobra, wpadłem, przyłapałaś mnie– oznajmił chwilę później w porażce.

Dziewczyna tylko pokręciła głową z małym rozbawieniem, zanim złapała za nogawkę spodni przyjaciela, próbując ściągnąć go z drzewa. Nie był to jednak jej najlepszy pomysł. Zanim się zorientowała, pas puścił i trzymała w dłoniach tylko materiał dolnego ubioru przyjaciela. Natychmiast spłonęła czerwienią i stanęła plecami do chłopaka, wydając zduszony pisk.

Dragon Lady: Jeźdźcy SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz