Chapter III Ares is back

5 0 3
                                    



Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


___________

𝙺𝚘𝚌𝚑𝚊𝚖 𝚜𝚣𝚊𝚛𝚘ść, 𝚖𝚛𝚘𝚔 𝚒 𝚌𝚒𝚎𝚖𝚗𝚘ść 𝚗𝚘𝚌𝚢, 𝚕𝚞𝚋𝚒ę 𝚋𝚢ć 𝚜𝚊𝚖, 𝚊 𝚣𝚊 𝚗𝚊𝚓𝚘𝚍𝚙𝚘𝚠𝚒𝚎𝚍𝚗𝚒𝚎𝚓𝚜𝚣𝚎 𝚝𝚘𝚠𝚊𝚛𝚣𝚢𝚜𝚝𝚠𝚘 𝚞𝚣𝚗𝚊𝚓ę 𝚠ł𝚊𝚜𝚗𝚎 𝚖𝚢ś𝚕𝚒.

___________

Ares Cowen nienawidził również, gdy sprawy szły nie po jego myśli. Gdy przybył do Pentagonu miał nadzieję, że owa instytucja rozwiąże jego problem, jak zresztą działo się na przestrzeni lat. Nie spodziewał się jednak, że nowy sekretarz obrony zarządzi nowe wytyczne, które uniemożliwiają pomoc dla pierwotnego. Wściekły, kolejny raz w przeciągu kilkunastu dni, co bywało u niego rzadkością, zagroził, że uda się do urzędującego prezydenta, by jak najszybciej wyjaśnić tę sprawę, jednak stojąc, koło pierwszej na ranem, pośrodku West Potomac Park w Waszyngtonie, z już mnie zszokowanym, a bardziej przerażonym Harrym Cliffordem, nie wiedział co ma zrobić.

– Dobrze Harry, zadam ci teraz ważne pytanie, które wpłynie na całe twoje życie, rozumiesz? – Zapytał, spoglądając uważnie na człowieka. Harry niepewnie przytaknął głową, nie odrywając wzroku od ziemi. – Chciałem cię uratować, ale wasz wspaniały rząd, cóż dużo by mówić. – Westchnął, kręcąc z politowaniem głową. Aulus Cato zdecydowanie był monarchistą, nienawidził republik, zresztą rzymianin nienawidził całego nowego "wspaniałego" świata.

Rozejrzał się dookoła sprawdzając, czy w zasięgu wzroku nie zauważa żadnego śmiertelnika, po czym skupiając całą swoją energię, wytworzył mgłę, zalewającą cały West Potomac Park.

Przez lata Pierwotny opanował wiele przydatnych mocy, o których nie powiedziała mu pierwsza wiedźma, jednak jej potomkinie były zdecydowanie bardziej łase na pieniądze, przez całą epokę wielkich odkryć zwiedzał świat, by poznawać tajniki magii, jaką nosił w sobie, a z każdym kolejnym rokiem rósł w siłę, przez co żaden wampirzy podlotek, czy inna nadnaturalna istota, nie mogła mu zagrozić. Aulus Cato niósł strach w zwykłym, jak i magicznym świecie.

– Tak więc Harry, nie mogę puścić cię wolno, a kodeks, jaki posiadamy nie zezwala mi również wyczyścić ci pamięci, ponieważ hipnoza z czasem przestaje działać. Zatem muszę, jak już wspominałem zadać ci pytanie. – Zaczął wampir, stając naprzeciw niższego od siebie mężczyzny. Zmierzył Clifforda uważnym spojrzeniem, po czym zapytał: – Chcesz nieść naszą niedolę, stać się gatunkiem najwyższym w łańcuchu pokarmowym, czy zginąć tu i teraz?

– Wolę...wolę...wolę umrzeć. Wolę szybko umrzeć. – Wyjąkał, czując gulę w gardle. Nie miał rodziny, wychowywała go babcia, która zmarła kilka lat temu, jednak nie tak zakończyć miał swoje życie. Nie chciał być jednak wampirem, był za słaby na brzemię, picia ludzkiej krwi, więc wybrał jedną opcję, która wydawała mu się słuszna – śmierć.

– Twoje życzenie, jest dla mnie rozkazem. – Mruknął, Aulus.

Zahipnotyzował Clifforda, by ten nie odczuwał nic, poza otępieniem, po czym przyssał swe kły do tętnicy na szyi, swojej ofiary i pił, świeżą krew młodzieńca, sprawiając, że kilka chwil później, wysuszone z wszelkich płynów opadło na trawnik, pośrodku West Potomac Park.

Aulus sięgnął do płaszcza, w którym zawsze trzymał swoje ulubione pióro oraz notes. Wyrwał kartkę z książeczki, po czym niezgrabnie zapisał:

                                                                                          ℳ𝒾ł𝑒𝒿 𝓅𝓇𝒶𝒸𝓎 𝒫𝒶𝓃𝒾𝑒 𝒮𝑒𝓀𝓇𝑒𝓉𝒶𝓇𝓏𝓊 𝒪𝒷𝓇𝑜𝓃𝓎.

                                                                                                                                ℳ𝑜́𝑔ł 𝒫𝒶𝓃 𝓉𝑒𝓂𝓊 𝓏𝒶𝓅𝑜𝒷𝒾𝑒𝒸.*

Położył kartkę obok Harry'ego Clifforda, zdjął mgłę otaczającą park, a sam zniknął. Musiał powrócić do dotychczasowego życia, jakie prowadził w Nowym Jorku.

~*~

– Możesz przekazać Cali...Cassie, że wróciłem. – Oznajmił, spoglądając na Diavala, który nagle zaprzestał, przeszukiwania odmętów Internetu.

– Już miałem zwoływać naradę, by odbić cię z rąk rządu! – Krzyknął, mierząc Aulusa gniewnym spojrzeniem.

– Jak widzisz mi nic nie jest. – Odparł, podchodząc do biurka przyjaciela.

– A co z chłopakiem? – Zapytał, już nieco ciszej młodszy wampir.

Aulus westchnął ciężko, sięgając po kubek z kawą, stojący przez Diavalem. Wziął łyk, mimo wściekłego krzyku sprzeciwu, ze strony bruneta, po czym powiedział:

– Rząd będzie mieć teraz ręce, pełne roboty.

Diaval pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym wyrwał z rąk Pierwotnego swój ulubiony kubek z flagą Wielkiej Brytanii. Mimo, że z pochodzenia był francuzem, zdecydowanie umiłował sobie monarchię na wsypie.

– Biedny Clifford, ale skoro tak zdecydował... – Westchnął wampir, po czym utkwił spojrzenie w drzwiach windy, które po chwili się rozsunęły.

– Panie Parker ja... – Zaczęła drobna szatynka, jednak zamilkła, gdy zobaczyła opartego o blat biurka, wysokiego mężczyznę w idealnie skrojonym garniturze. Momentalnie rozpoznała w nim Aresa Cowena, najważniejszą osobistość w świecie nowojorskiego biznesu.

Zmierzył kobietę pytającym spojrzeniem, była od niego niższa o głowę, szczupła wysoka sylwetka, jasna, choć i tak jak na nowojorskie warunki, lekko opalona skóra oraz ciemne, brązowe oczy zapadły mu w pamięć. Kim była ta śmiertelniczka?

– Panie Parker. – Odchrząknęła, wracając myślami do powodu, przez który znalazła się w holu. – Cassandra poprosiła mnie, by przekazać, że musiała wyjść szybciej z biura, jakieś problemy ze zdrowiem. – Oznajmiła, kładąc przez szatynem kilka plików kartek.

– Elouise ile razy mam ci mówić, że nazywam się Dylan. – Zaśmiał się, po czym spojrzał na Aulusa, mimo że jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, wiedział, że pierwotny jest zaintrygowany nową osobą w firmie. – Pod twoją nieobecność Cassie zatrudniła Elouise, jako twoją nową asystentkę.

– Mówiłem, że nie potrzebuje kolejnego śmier...asystenta na miejsce Harry'ego, może jeszcze do nas wróci. – Mruknął, posyłając Diavalowi wściekłe spojrzenie.

– Cassie nie będzie za tobą biegać, kiedy nagle przestaniesz sobie radzić. – Prychnął wampir, po czym wrócił spojrzeniem do kobiety. – Elouise to jest twój nowy szef, Ares Cowen właśnie wrócił do Nowego Jorku...

___________

Kocham szarość, mrok i ciemność nocy, lubię być sam, a za najodpowiedniejsze towarzystwo uznaję własne myśli. – Bram Stoker

* Miłej pracy Panie Sekretarzu Obrony. Mógł Pan temu zapobiec. -- W razie gdyby nie dało się przeczytać, wersja w normalnej czcionce. 

Śmierć w filiżanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz