Rozdział 60

1.9K 120 27
                                    

*7.03.2017*

ROSELYN

Nie sądziłam, że kiedykolwiek pojawię się tutaj ponownie. Ostatnim razem zarzekałam się, że nie chcę więcej widzieć tego człowieka na oczy i zamierzam trzymać się z dala od niego. Niestety, pewne sprawy nie dają mi spokoju, a to jedyna osoba, która na tę chwilę może wyznać mi całą prawdę, nie szczątkową jak w trakcie rozprawy. Teraz nie ma już nic do stracenia - wyrok zapadł, a sprawa została zamknięta. Sprawca siedzi w więzieniu, ofiara trafiła w dobre ręce, czego chcieć więcej?

Przechodzę przez wszelkie kontrole bezpieczeństwa, odczekuję swój czas w poczekalniach aż wreszcie zostaję wpuszczona na dość dużą salę widzeń, na której przy kilku stolikach siedzą już bliscy osadzonych, czekając z utęsknieniem na rozpoczęcie spotkania. Zajmuję miejsce przy jednym z wolnych stolików przy ścianie i z sercem ugrzęźniętym w gardle czekam na Robertha. Na szczęście po zaledwie kilkunastu minutach, strażnicy wpuszczają do pomieszczenia kilkoro mężczyzn w jednakowych, ciemnych uniformach, o ile mogę tak nazwać ich stroje.

Mężczyzna prawie od razu odnajduje mnie wzrokiem i szybkim krokiem pokonuje dzielącą nas odległość, po czym zajmuje miejsce naprzeciw mnie.

- Cześć, Rose. Nie spodziewałem się, że przyjdziesz - mówi z niedowierzaniem.
- Jak możesz się domyślić, nie przyszłam na plotki.
- Tak, domyśliłem się.

Przygryzam nerwowo wnętrze policzka, próbując skupić się na tym, o co zamierzam zapytać.

- Wiem, że na rozprawie nie powiedziałeś całej prawdy po tym, jak ta opiekunka cię wsypała - zaczynam stanowczo bez owijania w bawełnę. Tak będzie najlepiej.
- Rose... Sprawa jest już zamknięta. Przyznałem się, powiedziałem prawdę, co jeszcze chcesz usłyszeć?
- Wiem, że to nie była cała prawda - zauważam.
- Dlaczego? Skąd te wątpliwości?

Biorę głęboki wdech, a zaraz potem powoli wypuszczam powietrze z ust.

- Nie chodzi mi o sam akt porwania. To wydaje mi się łączyć w całość. Ale są pewne nieścisłości w tym, co dzieje się później.
- Co masz na myśli? - mężczyzna marszczy pytająco brwi, jakby kompletnie nie rozumiał co do niego mówię.
- Ci ludzie, moi biologiczni rodzice. Coś mi tutaj nie gra i mam dziwne przeczucia, że to ty maczałeś w tym palce.
- Rose, możesz wyjaśnić dokładniej? Naprawdę nic z tego nie rozumiem.

I tak też wygląda. Ma zmieszany i zagubiony wyraz twarzy. Zupełnie tak, jakbym rozmawiała z nim w języku, którego nigdy wcześniej nawet nie słyszał. Nie wiem czy tak dobrze udaje czy stara się jakoś wybielić w moich oczach. Wiem za to, że być może nie powinnam rozmawiać z nim na taki temat, a przynajmniej tak podpowiada mi głos rozsądku. Ale kogo innego miałabym zapytać? Jerry'ego? Michelle? Żadne z nich nie powie prawdy, nawet jeśli ją znają.

- Trochę przed rozprawą przegrzebałam Internet wzdłuż i wszerz, szukając jakichkolwiek informacji zarówno na swój temat jak i ich. Dotarłam do wielu artykułów, bloga, fanpejdży, które angażowały się w poszukiwania. Ale natrafiłam też na zapisy nagrań z oświadczeń publicznych. Tyle że gdzie bym nie zajrzała brakowało jednego, za każdym razem tego samego. Przypadkiem znalazłam je na jakimś forum, gdzie jestem z internautów wrzucił kopię. Wiesz coś na ten temat?
- Wiem, że nie udzielali zbyt dużo wywiadów, woleli przekazywać informacje pisemnie. Miałem kontakty z pewnym człowiekiem, który bacznie obserwował ich na miejscu, tak na wszelki wypadek, gdyby coś kombinowali. Był ich cieniem, wszędzie za nimi chodził. Dlatego też, jak tylko dowiedział się, że jakiś tam rzecznik, którego sobie wynajęli do występów publicznych, poradził im, aby skupili się na pisaniu, od razu mi to przekazał i wyjaśnił. W skrócie, zabronił im udzielania wywiadów i wydawania oświadczeń przed kamerami - tłumaczy.
- Dlaczego? Dlaczego miałby im tego zabraniać skoro to najwiarygodniejszy sposób na pokazanie się przed światem?

Zaginiona | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz