Rozdział 19

2.3K 144 10
                                    

*4.10.2016*

ROSELYN

Spoglądam porozumiewawczo na Jasona, który właśnie zaparkował na małym parkingu tuż przy niewielkim budynku komisariatu. Czuję jak moje serce omal nie wyskakuje z piersi, a dłonie pocą się jak szalone. Jeśli wcześniej twierdziłam, że mój stres wychodził poza skalę, zmieniam zdanie i zdecydowanie dzieje się to w tym momencie.

- Idź. Poczekam tu na ciebie. W razie co dawaj znać, masz mój numer.

Kiwam potakująco głową, jednak mój umysł zaprzątają niezbyt przyjemne myśli. A co jeśli już go nie zobaczę? Co jeśli czeka na mnie na darmo?

- Jeśli.. jeśli już by mnie stamtąd nie wpuścili samej to.. chciałabym ci podziękować. Ale tak naprawdę. Nie sądziłam, że spotkam na swojej drodze tak cudownego i bezinteresownego człowieka, Jason.

I cudownego kłamcę – dodaje mój wewnętrzny głos. Ignoruję to i kontynuuję zdanie.

- Miałam nadzieję, że ktoś mi pomoże, podrzuci tu i tam, ale nie sądziłam, że będzie to jedna osoba, która dowiezie mnie pod sam dom. Jestem twoją dłużniczką do końca życia. Nie wiem jeszcze jak się odwdzięczę, ale jakoś muszę.

Jason uśmiecha się do mnie smutno.

- Mówisz to tak, jakbyśmy mieli się już nigdy nie zobaczyć.
- Trochę.. – przyznaję. – Ale chciałam ci podziękować, bo.. sam wiesz..
- Nie martw się. Jak już znajdą ci nowe lokum to bardzo chętnie cię odwiedzę i upewnię się, czy wszystko jest w porządku.

Na moich ustach pojawia się mały uśmiech. Jason nawet w trudnej chwili potrafi mnie rozśmieszyć i sprawić, że choć na moment zapominam o powadze sytuacji. Po co w ogóle to gdybanie, przecież wiem, że nie pozwolą wrócić mi z nim do hotelu.

- Ale i tak poczekam. Gdyby jednak zmienili zdanie – dodaje z uśmiechem.
- I tak dziękuję, nawet jeśli się jeszcze zobaczymy.

Wchodzę do budynku ledwo utrzymując się na nogach, które kompletnie odmawiają mi posłuszeństwa. Są jak z waty, a każdy krok sprawia mi nie lada trudność. Podchodzę do recepcji, gdzie za ladą siedzi starszy mężczyzna, szukający czegoś w papierach.

- Dzień dobry – mówię cicho, opierając się o szary, kamienny blat.

Mężczyzna unosi wzrok znad dokumentów i uważnie mi się przypatruje.

- Dzień dobry, w czym ci dziecko mogę pomóc? – pyta niezbyt zainteresowany moją osobą. – Zaginął ci pies?

Mam ochotę go wyśmiać za ten żałosny tekst. Może i jestem dzieckiem, ale dzieci też miewają poważne problemy. Wiem, że dorosłym wydają się one błahe, ale dla dziecka są bardzo ważne i nie powinno się ich ignorować.

- Nie – mówię nieco poirytowana. – Przyszłam w sprawie tej zaginionej dziewczynki. Blue Anderson.

Ściskam nerwowo maskotkę, którą trzymam w prawej dłoni, mając nadzieję, że pomoże mi to złagodzić stres. Nie do końca też podoba mi się fakt, że zapewne mi ją zabiorą, tak jak wszystko, co mogłoby stanowić dowód w sprawie, ale jeśli to nie jestem ja to być może pomogę prawdziwej Blue.

Mężczyzna otwiera szerzej oczy i odkłada papiery na drugą stronę blatu, po czym zerka na mnie i podejrzliwie lustruje wzrokiem.

- Mam nadzieję, że nie robisz sobie żartów, co? Jakiś filmik na YouTube? Prank? Chyba tak na to mówicie, nie?
- Nie żartuję. I to nie żaden film czy prank, choć nie mam pojęcia co to znaczy.
- Pamiętaj, że za takie żarty są poważne konsekwencje – upomina, gdy jedną dłonią chwyta za stojący na biurku telefon. – Za chwilę nie będzie odwrotu.
- Proszę nie traktować mnie jak wariatki – rzucam dużo bardziej zdenerwowana niż wcześniej. – Wiem, co mówię.

Zaginiona | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz