Rozdział 58

1.6K 114 11
                                    

*25.01.2017*

ROSELYN

Odstawiam papierowy kubek z wodą na ławkę obok siebie i zerkam uspokajająco na Michelle.

- Wszystko dobrze? – dopytuje.
- Tak, już tak. Dziękuję.

Veronica wciąż tkwi przy mównicy, tym razem maglowana przez obrońcę Robertha, który robi co może, żeby wybronić swojego klienta i choć trochę zataić jego winę. Nie ulega jednak wątpliwościom, że w obecnej sytuacji już nic mu nie pomoże, nawet najlepszy adwokat na świecie. Naoczny świadek, biorący udział w całym przedsięwzięciu właśnie przyznał się do winy, niepodważalne dowody, moje zeznania. Nie ma mowy, żeby Roberth został uniewinniony i o dziwo czuję z tego powodu ogromną satysfakcję.

Po chwili do głosu ponownie dochodzi prokurator.

- Skoro już wszystko, co powinno zostać wypowiedziane padło, proszę powiedzieć jak wyglądała współpraca z panem Linc'iem. Co uzgadnialiście przez telefon?
- Ja... miałam dług u Robertha. Spotkaliśmy się w barze dwa lata wcześniej, gdy byłam na pierwszym roku studiów. On był przejazdem we Włoszech, oglądał jakiś dom, a ja potrzebowałam wsparcia farmakologicznego w trakcie nauki do sesji. Wypisał mi wtedy kilka recept na silne lekarstwa i zapowiedział, że kiedyś odbierze sobie przysługi w ramach podziękowania za pomoc. Wymieniliśmy się numerami. I tak minęły dwa lata. Pewnego dnia zadzwonił do mnie i poinformował, że jego dziecko jest w dramatycznej kondycji i nie ma dla niego szans.

A więc chociaż w tej kwestii nie kłamał.

- Nie wiedziałam jaki to ma związek ze mną, ale szybko mnie uświadomił. Powiedział, że młode małżeństwo szuka opiekunki dla swojej czteroletniej córki. Polecił, żebym się u nich zatrudniła i przekupił mnie kolejnymi receptami, tym razem na jeszcze silniejsze preparaty, które były mi potrzebne. Początkowo nie sądziłam, że ma złe zamiary. Byłam pewna, że to jacyś jego znajomi i w ten sposób wyświadcza im przysługę. Ale po kilku wizytach u Jerrego i Michelle ponownie zadzwonił. Wtedy przedstawił mi cały plan, opowiedział o śmierci córki. Dał wskazówki co robić, jak robić. Zapewniał, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Z perspektywy czasu nie wiem, dlaczego dałam się w to wciągnąć. Ale wtedy byłam młoda, na silnych lekach, nie myślałam trzeźwo. Zgodziłam się, postąpiłam zgodnie z tym, co zlecił. Ale gdy sprawy zaczęły się komplikować i nie szły zgodnie z planem, dotarło do mnie co zrobiłam...
- Jakie to były wskazówki?
- Miałam podać dziecku lek usypiający pod pretekstem gorączki, którą trzeba zwalczyć, położyć je do łóżka, zostawić otwarte okno i zejść na dół. Po wszystkim miał do mnie zadzwonić i dać znać, że dziecko zabrane. Następnie miałam poinformować rodziców, a potem uciec na jakiś czas z kraju.
- Co ma pani na myśli mówiąc, że sprawy się pokomplikowały?
- Roberth nie przewidział, że rodzice od razu będą kazali mi zadzwonić na policję. W planie miało się to wydarzyć nieco później, dając mu więcej czasu na ucieczkę z kraju. A potem cała reszta planu runęła. Jak w dominie, jeśli jeden element się zawali, za nim pójdzie cała reszta.
- Co pani zrobiła?
- Zadzwoniłam do niego po dalsze wskazówki. I dopytywałam jak się ma dziecko.
- Co pani polecił?
- Stwarzać pozory, zadzwonić na policję, a potem kłamać tak długo jak to możliwe.
- I widząc cierpienie tych biednych ludzi, nie czuła pani wyrzutów sumienia? Nie czuła pani, że powinna powiedzieć rodzicom prawdę? Być może dziecko dałoby się odnaleźć wcześniej.

Veronica spuszcza głowę.

- Nie. Miałam wyrzuty sumienia, ale dopiero po powrocie do domu. Przez cały czas od porwania, codziennie borykałam się z poczuciem winy. Ale wiedziałam, że nie mogę wyjawić prawdy.
- Dlaczego? Ukrywaniem jej tylko sobie pani zaszkodziła. I w dodatku odpowie pani za współudział w dopuszczeniu się przestępstwa.
- Roberth mi groził. Mówił, że zabije moją matkę i siostrę, jeśli komukolwiek powiem prawdę, że wyjawi mój sekret władzom uczelni. Byłam wtedy na trzecim roku, prawie kończyłam naukę, a studenci wspomagający się silnymi środkami na receptę nie byli dobrze postrzegani i wyciągano wobec nich odpowiednie konsekwencje. Bałam się o zdrowie i życie bliskich, ale też o siebie i swoją przyszłość.

Jak na zawołanie po moim ciele przebiega nieprzyjemny dreszcz. Przez czternaście lat mieszkałam pod jednym dachem z człowiekiem, który z zimną krwią porwał dziecko, a na dodatek groził komuś śmiercią. Obrzydliwe.

- A pani w to uwierzyła?
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Byłam bardzo związana z rodziną, po prostu obawiałam się o ich życie. Nie chciałam, żeby stało im się coś złego. To przede wszystkim. Ale chciałam też ukończyć studia bez łatki ćpunki, ciężko pracowałam przez całe trzy lata, nie mogłam dopuścić do wydalenia mnie z uczelni.
- Nic takiego się nie stało, za to zniszczyła pani życie i zdrowie psychiczne niewinnemu dziecku. Aktualnie niewinnej młodej kobiecie, siedzącej po pani lewej stronie. Proszę spojrzeć. Przez całą rozprawę wypowiada się pani o dziecku w osobie trzeciej. Jak o przedmiocie bez uczuć i jakiejkolwiek wartości. Tymczasem jest to żywy człowiek. Czujący, przeżywający, potwornie pokrzywdzony przez życie. To, że Roselyn Linc, a właściwie Blue Anderson nie była bita, wykorzystywana czy głodzona nie oznacza, że było jej dobrze i cała ta sprawa nie odcisnęła na niej piętna. Wręcz przeciwnie. Obrażenia, których nie widać silniej oddziałują na osobowość niż siniaki czy rany. Proszę mi wierzyć, że ostatni czas był dla niej piekłem. Piekłem zgotowanym przez panią i pani wspólnika, wyłącznie na państwa życzenie – prokurator zwraca się w kierunku sędziego. – Dziękuję, wysoki sądzie, nie mam więcej pytań.

Czuję jak po raz kolejny tego dnia przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. Jednak gdy podnoszę wzrok, dociera do mnie dlaczego. Veronica po raz pierwszy zwróciła spojrzenie w moim kierunku. Kompletnie nie zwracam uwagi na mowy końcowe zarówno prokuratora jak i obrońcy Robertha. Skupiam wzrok na kobiecie, która bezpośrednio przyczyniła się do aktualnego stanu rzeczy i nie dowierzam ile zła może siedzieć w jej ciele.

- Ogłoszenie wyroku nastąpi po naradzie składu sędziowskiego – te słowa wyrywają mnie z rozmyślań, jednak gdy odzyskuję świadomość, ludzie powoli zaczynają opuszczać salę w celu odświeżenia umysłu.

********
Kontynuujemy powrót do przeszłości i tym razem w końcu padły słowa prawdy. Ale czy napewno? Czy wszystko zostało już powiedziane? A może są kwestie, które nadal się nie wyjaśniły? Koniecznie dajcie znać co o tym myślicie!

Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

P.S. Chciałabym tylko dodać, że powoli zbliżamy się do końca opowiadania! Przed nami zaledwie maleńka garstka dalszej treści, a ja nie wierzę w to, jak szybko minął mi ten czas. Dopiero co wstawiłam pierwszy rozdział, a tutaj już widać koniec. Niesamowite ❤️

Zaginiona | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz