Rozdział 5

2.8K 138 8
                                    

*14.09.2016*

ROSELYN

Siedzę przy łóżku, na którym leży starsza, posiwiała kobieta. Z trudem łapie powietrze, które po chwili rozchodzi się po jej zniszczonych płucach. Tym razem się myliłam. Stan babci jest poważny. Nie wiadomo czy uda jej się wyjść z tego bez szwanku. Poza poważnym obrzękiem płuc, który dołączył się już po przybyciu do szpitala, atak serca dał się staruszce we znaki. Maszyna monitorująca tętno oraz ciśnienie co kilka minut wydaje z siebie niepokojące dźwięki, zawiadamiające personel o nierównej i zaburzonej pracy serca.

- Mamo jak się czujesz? – pyta moja rodzicielka, gdy siada na obskurnym stołku tuż obok mnie

Babcia zerka na nią kątem oka.

- A jak ja mogę się czuć, Dorotho? – mówi po chwili niepokojącej ciszy – Ledwo oddycham.
- Przyjechałyśmy najszybciej jak to możliwe. Lot zajął nam prawie 10 godzin.
- Nie musiałyście tułać się specjalnie do mnie przez pół kontynentu. Dałabym sobie radę. Zresztą zawsze daję.

Babcia próbuje się zaśmiać, jednak ból, który wymalował się na jej twarzy, skutecznie jej to uniemożliwia.

Dopiero teraz, gdy widzę jak poważny jest jej stan, czuję wyrzuty sumienia przez wszystko, co wczoraj powiedziałam. Żałuję każdego słowa. Może i do tej pory babcia Zelda była niezniszczalna, ale wreszcie coś ją złamało. Nigdy nie widziałam jej tak słabej i bezsilnej. Zawsze tryskała energią, nawet podczas pobytu w szpitalach. Śmiała się, żartowała, nie mówiła o tym, co jej dolega. A dziś.. ledwo się trzyma.

Gdy mama i babcia zagłębiają się w rozmowie na kompletnie odległy mi temat, do sali wchodzi młoda, czarnowłosa lekarka z czerwonym stetoskopem zawieszonym na szyi.

- Dzień dobry, pani Zeldo. Jak samopoczucie? – zagaduje z uśmiechem na ustach
- Jeszcze żyję.
- Proszę tak nie żartować. Mam pani wyniki badań, ale najpierw chciałabym panią zbadać. Dlatego prosiłabym rodzinę o opuszczenie pokoju.

Kiwam potakująco głową i razem z mamą wychodzimy z sali chorych.

Czas na szpitalnym korytarzu dłuży się nieubłaganie. Mam wrażenie, że siedzę tam już którąś godzinę z kolei. Jednak gdy zerkam na zegarek zapięty na moim nadgarstku, dostrzegam, że minęło dopiero dwadzieścia minut.

- Widzisz Rose? Nie wstyd ci, że tak mówiłaś o babci? I w dodatku nie chciałaś do niej przyjechać.
- Wcale nie mówiłam, że nie chcę przyjechać. Po prostu chciałam to zrobić jutro, z tatą.
- Tata nie da rady – mówi blondynka po chwili ciszy. - Więc bardzo dobrze, że przyjechałaś ze mną.
- Jak to? – marszczę pytająco brwi
- Normalnie. Ma jakiś trudny przypadek. Dziś nie da rady, może jutro.

Przewracam oczami z irytacją. Świetnie.

- Dlaczego do mnie nie zadzwonił? – pytam z wyrzutem
- Przez telefon mówił mi, że dzwonił, ale nie odbierałaś.

Łapię gwałtownie za zapięcie od swojej torebki. Szarpię za suwak i już po chwili grzebię wewnątrz czarnej dziury w poszukiwaniu telefonu. Niestety, gdy nie znajduję tego, czego szukałam zamykam torebkę i wydaje z siebie głośny jęk niezadowolenia. Cholera jasna. Musiałam zostawić go w pokoju, gdy w pośpiechu pakowałam walizkę. Wychodząc z domu miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam, ale nie zwróciłam na to uwagi, w końcu mam tak zawsze, gdy gdzieś wyjeżdżam.

Z rozmyślań wyrywa mnie ciche trzaśnięcie drzwi od sali, w której leży moja babcia. Jak na zawołanie zarówno ja, jak i mama podrywamy się do góry i podchodzimy do młodej lekarki.

- Przepraszam, że tak łapię panią w drzwiach, ale bardzo martwię się o moją mamę – mówi cicho mama. – Co z nią? Jak wyniki?

Lekarka zerka to na mnie to na mamę z niezbyt ucieszonym wyrazem twarzy i żalem w oczach.

Zaginiona | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz