Rozdział 4

2.9K 139 23
                                    

*14.09.2016*

ROSELYN

Patrzę ze zdumieniem na wielki baner z migającymi zamiennie napisami „POSZUKIWANA" oraz „ZAGINĘŁO DZIECKO".

- Rose ona wygląda jak ty.. – mówi z przerażeniem Olivia.

Gdy dziewczyna chce kliknąć na wielki baner informacyjny, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, drzwi wejściowe otwierają się i do małego przedpokoju wchodzi mama. Szybkim ruchem zamykam stronę i wyłączam komputer. Próbuję udawać, że nic się nie stało, jednak to, co zobaczyłam nieco mną wstrząsnęło.

Próbuję wytłumaczyć sobie to znalezisko tym, że zdjęcie starszego zaginionego dziecka to wyłącznie wizualizacja na podstawie zdjęć i przemian dzieci z istniejącej już bazy danych. Tak naprawdę to zaginione dziecko może wyglądać zupełnie inaczej.

O ile wciąż żyje – podpowiada mi wewnętrzny głos.

Pokazuję przerażonej Olivii, żeby nic nie mówiła, gdy mama wchodzi do środka i obdarza nas promiennym uśmiechem.

- Kupiłam przepyszne owoce, może umyję i wam pokroję? – proponuje
- Ja dziękuję.. Muszę już iść – odpowiada pospiesznie Olivia. – Tata do mnie dzwonił. Mam pilną sprawę do załatwienia.
- Oh, rozumiem. No tak. Rodzina na pierwszym miejscu. W takim razie miło było cię poznać Olivio.
- Mi również – odpowiada uprzejmie Olivia, po czym wstaje, zabiera swój plecak i kieruje się w stronę wyjścia.
- Odprowadzę Olivię – proponuję radośnie, po czym idę w ślad koleżanki.

Mama na odchodne upomina mnie, żebym nie szła za daleko, po czym we dwie, równie przerażone, opuszczamy mój dom. Gdy odchodzimy na bezpieczną odległość, rozpoczynamy rozmowę.

- Powinnaś zadzwonić na policję! – woła zaaferowana Olivia
- Ciii.. – uciszam ją. – Jeszcze ktoś usłyszy. Nie mam pewności, że chodzi o mnie. Przecież to tylko wirtualne zdjęcie.
- No nie masz, ale może zrobiliby ci badania i wtedy, wiesz.. Nic ci nie szkodzi.
- Nie chcę ściągać nam na głowę policji. Nie wiemy nic o tym dziecku poza tym, że widziałyśmy zdjęcia. Nawet nie spojrzałyśmy jak się nazywa – staram się brzmieć przekonująco.

Ja spojrzałam. Widziałam co prawda tylko imię, ale jest na tyle unikatowe i rzadko spotykane, że pewnie bez problemu odnalazłybyśmy stronę, na której widnieje szczegółowy opis dziecka.

- Nie wiemy. Ale akurat imię i nazwisko nie ma nic do rzeczy, Rose. Nikt nie jest na tyle głupi, żeby po porwaniu dziecka nie zmienić mu danych. Przecież to byłby raj dla policji znalezienie kogoś takiego.
- Myślę, że przesadzamy – mówię po chwili ciszy. – To tylko jakieś tam zdjęcie. Zresztą moja mama to nie żadna porywaczka.
- Przecież to nie musiała być ona. Mógł to zrobić ktoś inny.

Przez chwilę zastanawiam się nad słowami Olivii. Czy naprawdę moja mama mogłaby osobiście porwać, albo zlecić komuś porwanie dziecka? Jest taką tradycjonalistką, że to kompletnie do niej nie pasuje. Kocha mnie nad życie, pokazując to na każdym kroku, a to, że ma małe zboczenie na punkcie mediów nic nie oznacza. Nie ona jedna.

- Nie sądzę. Nie rozmawiajmy już o tym okej?
- Rose.. Pozwól mi chociaż sprawdzić to w domu. Jutro w szkole powiem ci czego się dowiedziałam. Może znajdę artykuł, w którym zawrą bardziej szczegółowe informacje. No wiesz jakieś znaki charakterystyczne i tak dalej.

Wzdycham z irytacją.

- Okej, poszukaj. Ale pozwalam ci na to tylko dlatego, żebyś zobaczyła, że się mylisz.
- Okej – mówi wyzywająco Olivia. – Wszystko okaże się jutro.

Gdy dziewczyna wsiada w autobus, macham jej na pożegnanie i pewnym krokiem wracam do domu.

W mojej głowie wciąż szaleją myśli, powiązane z obrazem, który ujrzałam chwilę temu. Choć staram się w to nie wierzyć, coś nie daje mi spokoju. A jeśli? Co wtedy? Może nie jest tym, za kogo się mam. Kim więc jestem?

Nie Rose – ganię się. – Myśl o czym innym.

Kiedy tylko przekraczam próg domu, czuję, że coś jest nie tak. Wchodzę do salonu, gdzie dostrzegam mamę pośpiesznie pakującą walizkę.

Spoglądam na nią pytająco, jednak nie podchodzę bliżej. Coś postawiło między nami doskonale wyczuwalną granicę, której nie mogę przekroczyć.

- Co się stało? – pytam najspokojniej jak w tej chwili potrafię
- Babcia Zelda miała atak serca. Jest w szpitalu w bardzo słabym stanie. Musimy do niej lecieć, natychmiast! – woła zaaferowana mama
- Ale przecież ona mieszka na drugim końcu kontynentu.

Kobieta podnosi się znad walizki i spogląda na mnie oskarżycielsko.

- Uważasz, że gdy rodzinie dzieje się coś złego, kilometry mają znaczenie? Pakuj się, Rose. Mamy lot za cztery godziny.
- A tata? – czuję jak ciężko wypowiada mi się te słowa

Mimo, że jestem pewna, że moi rodzice nie zrobiliby nic złego, mam pewne obawy, a mózg wywołuje u mnie potworne myśli.

- Tata doleci do nas jutro. Ma dziś bardzo dużo roboty.
- Więc ja zostaję z nim – oznajmiam lekko.
- O nie, Rose. Jedziesz ze mną.
- Dlaczego, mamo? – kolejne słowo, które ciężko mi wymówić
- Bo to twoja babcia, a moja matka! Co jeśli to będzie ostatni raz, gdy ją zobaczysz? – wyczuwam w głosie mamy mieszankę złości oraz irytacji
- Babcia Zelda jest twarda jak skała. Nic jej nie ruszy, nie musisz tak panikować.

W moich słowach jest trochę racji. Kocham moją babcię, ale nie mam z nią aż tak dobrych relacji z prostej przyczyny – mieszka na drugim końcu Ameryki. Widujemy się wyłącznie na święta. Kiedy jeszcze mieszkaliśmy dość blisko, jako tako nam się układało, ale po pierwszej wyprowadzce wszystko się zepsuło. Może też dlatego tak łatwo mówić mi o babci jako nieśmiertelnej. Miała już dwa udary, cztery ataki serca, pięć poważnych operacji, a to wszystko w przeciągu kilku lat. Po każdym incydencie wychodziła z tego cało, w co nawet lekarzom ciężko było uwierzyć, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że ma już 80 lat.

- Nie mów tak o babci – karci mnie mama. – Nie wstyd ci? Leży sama w szpitalu, a ty takie głupoty gadasz.
- Prawdę, nie głupoty. Ile razy była w szpitalu ostatnio? Masę. I wciąż ma się dobrze. A ile razy leciałyśmy do niej z tego powodu? Zero.
- Rose, nie dyskutuj ze mną. Pakuj torbę albo polecisz bez niczego.
- Nie mogę polecieć z tatą? To tylko jeden dzień różnicy, poza tym mam szkołę.
- Życie mojej matki jest w tej chwili najważniejsze. A taty nie będzie w domu do jutra, kto się tobą zajmie?
- Jestem prawie dorosła. Umiem się sama sobą zająć.

Mama podchodzi do mnie i patrzy na mnie z irytacją wymalowaną w błękitnych tęczówkach.

- Rose, posłuchaj mnie. Ja cię nie pytam o zdanie, ja ci oznajmuję, że lecisz ze mną. Mamy już kupione bilety, więc teraz nie ma odwrotu.
- Jakim cudem kupiłaś je tak szybko? Nie zdążyłabyś dojechać na lotnisko, kupić biletów i wrócić, w czasie, gdy odprowadzałam Olivię na przystanek.

Widzę jak twarz mamy zaczyna się robić coraz bardziej czerwona. Denerwuje ją moja postawa, jednak nie mogę odpuścić. Olivia ma znaleźć wszystkie informacje, które przekaże mi jutro. Muszę być w szkole. Muszę się dowiedzieć.

- Pakuj się, Rose. Albo naprawdę polecisz bez niczego – mówi surowo mama, po czym wraca do pakowania.

Ostatecznie odpuszczam. Nie mam siły walczyć z nią o jeden dzień różnicy. Właściwie nie potrzebuję tych informacji od Olivii, doskonale wiem, że moi rodzice nie zrobili nic złego. Kocham ich, a oni kochają mnie. I to nie ulega wątpliwości.

********
Jest i kolejny rozdział! Z małym opóźnieniem, ale niestety trochę się pochorowałam, a na dodatek miałam dziś milion obowiązków i dopiero teraz znalałam chwilkę. Mimo to mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba i wybaczycie mi małą obsuwkę w czasie.

Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Zaginiona | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz