◂ROZDZIAŁ 4▸

743 83 35
                                    

— Czy Ty w ogóle myślisz? — Słyszę za sobą, więc podaję miskę z płynną czekoladą Danielowi by dokończył ozdabiać talerze, na których zostanie podany deser. Odwracam się w stronę, z której dobiegł ten karcący głos i przyglądam się scenie, w rolach głównych z Kornelią i Karolinką. — Nie widzisz, że miałam to? — pyta dziewczynę, odbierając od niej porcelanowy półmisek z mięsem przez rękawicę kuchenną. Odstawia go na blat, a do mnie dopiero wtedy zaczyna docierać, co mogło się wydarzyć.

— Dobrze — mówię do Daniela, obrzucając wzrokiem talerze, które przygotowuje. — Dokończ tak wszystkie — dodaję i ruszam w stronę kobiet.

Kornelia działa z prędkością błyskawicy. Odpina guzik białej koszuli na rękawie dziewczyny i podwija materiał do góry. Stanowczo chwyta ją za nadgarstek i pociąga w stronę zlewu, odkręcając wodę. Sprawdza temperaturę wody swoją dłonią i po sekundzie pod strumień podkłada dłoń Karolinki.

— Co się dzieje? — pytam, stając między nimi i sam obejmuję dłoń dziewczyny, na co Kornelia ją puszcza i odsuwa się na bok. Pamiętam jak mówiła, że na widok ran robi jej się słabo, więc wolę nie mieć jeszcze większego zamieszania na kuchni. — Wszystko w porządku? — szepce w kierunku szefowej, na co potakuje głową.

— Wyjęła naczynia z pieca gołą ręką — tłumaczy.

Odrywam wzrok od Kornelii i skupiam się na ręce kelnerki, a następnie na jej twarzy. Nie wygląda jakby ją coś bolało, raczej jest wystraszona.

— Dobrze się czujesz? Boli Cię? — pytam stanowczym głosem, wbijając w nią wyczekujące spojrzenie.

— Nie boli, odrobinę piecze — wyjaśnia przez ściśnięte gardło, świdrując mnie przerażonym wzrokiem.

Na moment odciągam jej dłoń od strumienia wody i się jej przyglądam. Skóra jest delikatnie zaróżowiona, ale nic poza tym.

— Będziesz żyła — puszczam jej oczko i ponownie odwracam się do Kornelii, która wygrzebuje z apteczki piankę. — Ja się nią zajmę, a Panią prosiłbym o dopilnowanie deserów. Powinny być wydane za pięć minut, a suflety nadal są w piecu.

Kornelia podaje mi piankę i odkłada apteczkę na miejsce, a następnie bez żadnego komentarza, podchodzi w stronę Daniela. Dziś mamy imprezę urodzinową dziecka w sali VIP. Jednocześnie kuchnia prężnie pracuje, bo na sali restauracyjnej co chwilę pojawiają się nowi goście. Dziś nasz zespół został trochę podzielony. Rafał, Konrad i Mateusz – kucharz, który do tej pory był na wakacjach, zajmują się przygotowywaniem dań z karty, natomiast ja, Kornelia i Daniel działamy na urodzinach siedmiolatka.

Przysuwam taboret bliżej zlewu, na którym każę usiąść Karolince, bladej jak ściana. Osuszam jej dłoń ręcznikiem papierowym, a następnie spiskuję ją pianką na oparzenia.

— Nie zejdzie mi skóra, prawda? — patrzy na mnie błagalnym wzrokiem, na co się uśmiecham.

Chociaż nie powinno, odrobinę bawi mnie jej przerażenie, ale wszystko rozumiem. Może nigdy nie była w takiej sytuacji i to dla niej pierwszy raz. Doskonale pamiętam, że w takich momentach trybiki w mózgu, podsuwają najczarniejsze scenariusze.

— No coś Ty — mówię spokojnie. — Za chwilę będziesz zbierała brudne talerze i nawet nie będziesz miała zaróżowionej skóry. Nic Ci nie będzie — tłumaczę, zgodnie z prawdą.

Może i nie widziałem całej akcji, ale domyślam się, że Kornelia zadziała szybko i Karolinka nie miała w dłoni gorącego naczynia nawet przez dwie sekundy.

— Bardziej wystraszyła mnie jej reakcja, niż ból, którego już praktycznie nie czuję — szepce, zerkając szybko na szefową.

— Pani Kornelii — poprawiam ją.

Właściwe miejsce | #B1 ◂ZAKOŃCZONA▸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz