Wbrew moim obawom, wczorajsza impreza przebiegła w miłej atmosferze. Kornelia wraz z resztą zespołu, wykazała się dużym profesjonalizmem i nie było mowy o żadnym błędzie. Nawet Karolinka uwijała się jak pszczółkach, chociaż było po niej widać zmęczenie. Wczorajszego dnia nie tylko zapoznałem się z lokalizacją wszystkich rzeczy na kuchni, chłodniach i magazynach, ale również dowiedziałem się, że Konrad od kilku lat jest zastępcą szefa kuchni, jest jeszcze jeden kucharza, który obecnie jest na wakacjach, zatrudniona jest kelnerka, która przychodzi tylko kilka razy w tygodniu, a Kornelia podobnie jak ja uwielbia białą czekoladę i mimo, że oddała mi resztę tabliczki, do końca imprezy i tak zastałem puste opakowanie. Jeśli tak będzie za każdym razem, będę naprawdę zły.
Wzdycham ciężko, przeciągając się na łóżku. Gdy wczoraj z ust Kornelii padła godzina, na którą mam się stawić w pracy, miałem ochotę rzucić jakimś komentarzem, ale się powstrzymałem. Zawsze zaczynałem pracę o ósmej i do tego byłem przyzwyczajony, mogłem harować przez całą dobę, a nie raz i nie dwa nawet dłużej, ale stawienie się w pracy o godzinie szóstej trzydzieści jest dla mnie nie do pomyślenia, tym bardziej, że restauracja w dniu dzisiejszym ma być otwarta dopiero od dziesiątej. Kończąc użalanie się nad sobą, wstaję z kanapy i zaczynam przygotowywać się do pracy.
W hotelu jestem kilka minut po godzinie szóstej. Z kubkiem kawy schodzę po schodach i skręcam do szatni, gdzie zastaję Iwonę i Rafała. Kobieta stoi oparta plecami o metalową szafkę, a Rafał z dłońmi ułożonymi po obu stronach jej głowy, napiera na nią całym ciałem i przejeżdża nosem po jej policzku. Obydwoje nawet w najmniejszym stopniu, nie są świadomi mojej obecności, a ja przez chwilę zastanawiam się czy powinienem się wycofać, czy im przerwać. Decyduję się jednak na opcję numer dwa. Wchodzę w głąb pomieszczenia i kaszlę dwa razy, na co nieznacznie się odsuwają, ale nie wyglądają by w jakikolwiek sposób moja obecność ich zawstydziła.
— Siema — odzywa się Rafał odpychając się od szafki. - Myślałem, że Cię dziś nie będzie.
— Cześć — rzucam, otwierając drzwiczki szafki i zdejmuję kurtkę. Iwona unosi dłoń na powitanie i wtula się w bok Rafała, na co ten się uśmiecha i całuję ją w czoło. — Dlaczego miałoby mnie dzisiaj nie być? — dopytuję, odwieszając kurtkę.
— Pani Kornelia kazała przyjść mi na ósmą, bo Ciebie miało dzisiaj nie być.
— Wszystko gra — odzywa się Iwona, poprawiając swoje włosy. — Szefowa czeka na Ciebie w swoim gabinecie.
— Już jest w hotelu? — pytam, zerkając na zegarek w celu upewnienia się, że aby przypadkiem sam się nie spóźniłem.
Wczoraj wyszedłem chwilę przed północą, a Kornelia miała jeszcze coś załatwić. Nie sądziłem, że będzie w pracy o tak wczesnej porze.
— Dziś nocowała w hotelu.
— Gdzie jest jej gabinet? — dopytuję, kierując się w stronę drzwi.
— Mijasz recepcję, idziesz korytarzem w stronę pokoi hotelowych i pierwsze drzwi po lewej stronie. Na drzwiach jest plakietka. Trafisz czy Cię zaprowadzić? — pyta Iwona.
— Trafię — puszczam jej oczko i przenoszę wzrok na Rafała. — Miałeś na ósmą i już jesteś w pracy? — poruszam brwiami i delikatnie się uśmiecham.
— Musiałam dokończyć sprzątać po wczoraj, bo zostawiłyśmy krzesełka w sukienkach i złączone stoliki. Pomaga mi — informuje kobieta, machając mi dłonią bym już sobie poszedł.
— Przyjemnej przerwy — rzucam i zamykam drzwiami.
— Będzie milsza jak już sobie pójdziesz! — Słyszę jej krzyki, na co kręcę głową rozbawiony.
CZYTASZ
Właściwe miejsce | #B1 ◂ZAKOŃCZONA▸
RomansaDamian to trzydziestoparoletni mężczyzna, który po piętnastu latach wraca na stałe do Kielc. Okazuje się, że powrót do rodzinnego miasta jest nie tylko okazją do rozpoczęcia nowego życia, ale także kryje się za tym obietnica sprzed lat, którą złożył...