◂ROZDZIAŁ 15▸

758 78 58
                                    

Dzień dobry w Dzień Dziecka!
Ja daję Wam prezent w postaci rozdziału i byłoby mi bardzo miło gdybyście się odwdzięczyli poprzez zaobserwowanie mojego profilu tutaj i na Instagramie, zagłosowali na ten rozdział i zostawili komentarz (wpisując w niego chociażby emotkę). W czwartek mamy kolejne święto, więc motywuję Was do działania, a Wy zmotywujcie mnie.
Wszystkiego najlepszego!

Stoję przed drzwiami apartamentu Kornelki i zastanawiam się czy dobrze robię. W prawdziwe świętowaliśmy nasze urodziny w hotelu z resztą pracowników, ale to jednak nie było to. Mam wrażenie, że gdyby czternasty grudnia nie przypadł we wtorek, skończyło by się jedynie na kawałku ciasta i cukierkach. Czuję potrzebę spędzenia tego wieczoru tylko z nią, świętując nie tylko to, że się urodziliśmy, ale również to, że los ponownie skrzyżował nasze drogi.

Poprawiam kołnierzyk koszuli i robię głęboki wdech i wydech. Cholera, stresuję się. Stresuję się, bo nie wiem jak zareaguje na to, że przyszedłem do niej nieproszony. Nigdy nie zapraszała mnie do siebie, ale przypominam sobie moment, gdy odwiedziłem ją w domu w Krakowie. Wtedy mnie nie przepędziła, więc możliwe, że i teraz tego nie zrobi. Stresuję się również dlatego, że mi na niej zależy.

Naciskam dzwonek i po chwili słyszę kroki za drzwiami. Przekręca zamek, a następnie otwiera drzwi, witając mnie z łyżka w buzi; w luźnym koku na czubku głowy; różowym podkoszulku i zielonych, wełnianych skarpetach, sięgających do połowy łydki. Robi wielkie oczy i nim zdążam cokolwiek powiedzieć, zatrzaskuje mi drzwi przed nosem. Przez sekundę czuję się jakbym dostał siarczystego, ale zaraz po tym słyszę jej krzyk z głębi mieszkania.

— Zaczekaj chwilę! — krzyczy, a następnie słyszę jak coś upada, jej pisk i jęk.

Marszczę brwi, nie wiedząc co dzieje się w środku, ale zgodnie z jej prośbą czekam. Opieram się o framugę drzwi i czekam, nasłuchując kolejnych odgłosów. Przez mniej więcej trzy minuty panuje totalna cisza, a po tym czasie ponownie słyszę kroki i drzwi się otwierają. Uśmiecham się, a następnie parskam śmiechem. Sunę wzrokiem od czubka jej głowy, aż do stóp. Rozpuściła włosy, założyła krótką, białą sukienkę na cienkich ramiączkach, a w chwili, gdy krzyżuje ze mną spojrzenie, opiera się o klamkę drzwi i próbuje założyć na stopę białego sandała.

— Czuję się zaszczycony tą trzyminutową przemianą — mówię, szczerząc się do niej.

To, że wpuści mnie do apartamentu jest już pewne, ale sam fakt, że chce przy mnie ładnie wyglądać jest uroczy.

— Wybaczysz, ale będę bez butów — sapie, prostując się, a sandały odrzuca w kąt.

— Chodzenie po domu w butach nie jest zbyt wygodnym pomysłem — puszczam jej oczko na co się uśmiecha.

— Wejdziesz? — pyta, wskazując dłonią wnętrze.

Wślizguję się do środka, patrzę jak zamyka drzwi, a następnie opiera się o nie plecami.

— Cześć — mówię, robię krok w jej stronę, tym samym unieruchamiając ją między ścianą, a sobą.

— Cześć. Nie spodziewałam się Ciebie — wydusza, a mojej uwadze nie umyka fakt jak szybko zaczyna falować jej klatka piersiowa.

— Zauważyłem. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe niezapowiedzianej wizyty.

— Nie — mówi od razu. Opieram dłoń o drzwi i nachylam się nad nią. — Mogłam założyć te buty — szepce niewyraźnie, a następnie podskakuje, cicho przy tym sycząc.

— Co się dzieje, Kornelko? — pytam, uważnie ją obserwując.

— Zimne — informuje i zerka w dół. Idę w jej ślady i przypominam sobie o butelce różowego Moëta, którego trzymam w ręce razem z białymi lindorkami. Na jej udzie odznaczył się czerwony ślad, więc zakładam, że dotknąłem ją w tym miejscu butelką.

Właściwe miejsce | #B1 ◂ZAKOŃCZONA▸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz