Dzień dobry w Dzień Dziecka!
Ja daję Wam prezent w postaci rozdziału i byłoby mi bardzo miło gdybyście się odwdzięczyli poprzez zaobserwowanie mojego profilu tutaj i na Instagramie, zagłosowali na ten rozdział i zostawili komentarz (wpisując w niego chociażby emotkę). W czwartek mamy kolejne święto, więc motywuję Was do działania, a Wy zmotywujcie mnie.
Wszystkiego najlepszego!Stoję przed drzwiami apartamentu Kornelki i zastanawiam się czy dobrze robię. W prawdziwe świętowaliśmy nasze urodziny w hotelu z resztą pracowników, ale to jednak nie było to. Mam wrażenie, że gdyby czternasty grudnia nie przypadł we wtorek, skończyło by się jedynie na kawałku ciasta i cukierkach. Czuję potrzebę spędzenia tego wieczoru tylko z nią, świętując nie tylko to, że się urodziliśmy, ale również to, że los ponownie skrzyżował nasze drogi.
Poprawiam kołnierzyk koszuli i robię głęboki wdech i wydech. Cholera, stresuję się. Stresuję się, bo nie wiem jak zareaguje na to, że przyszedłem do niej nieproszony. Nigdy nie zapraszała mnie do siebie, ale przypominam sobie moment, gdy odwiedziłem ją w domu w Krakowie. Wtedy mnie nie przepędziła, więc możliwe, że i teraz tego nie zrobi. Stresuję się również dlatego, że mi na niej zależy.
Naciskam dzwonek i po chwili słyszę kroki za drzwiami. Przekręca zamek, a następnie otwiera drzwi, witając mnie z łyżka w buzi; w luźnym koku na czubku głowy; różowym podkoszulku i zielonych, wełnianych skarpetach, sięgających do połowy łydki. Robi wielkie oczy i nim zdążam cokolwiek powiedzieć, zatrzaskuje mi drzwi przed nosem. Przez sekundę czuję się jakbym dostał siarczystego, ale zaraz po tym słyszę jej krzyk z głębi mieszkania.
— Zaczekaj chwilę! — krzyczy, a następnie słyszę jak coś upada, jej pisk i jęk.
Marszczę brwi, nie wiedząc co dzieje się w środku, ale zgodnie z jej prośbą czekam. Opieram się o framugę drzwi i czekam, nasłuchując kolejnych odgłosów. Przez mniej więcej trzy minuty panuje totalna cisza, a po tym czasie ponownie słyszę kroki i drzwi się otwierają. Uśmiecham się, a następnie parskam śmiechem. Sunę wzrokiem od czubka jej głowy, aż do stóp. Rozpuściła włosy, założyła krótką, białą sukienkę na cienkich ramiączkach, a w chwili, gdy krzyżuje ze mną spojrzenie, opiera się o klamkę drzwi i próbuje założyć na stopę białego sandała.
— Czuję się zaszczycony tą trzyminutową przemianą — mówię, szczerząc się do niej.
To, że wpuści mnie do apartamentu jest już pewne, ale sam fakt, że chce przy mnie ładnie wyglądać jest uroczy.
— Wybaczysz, ale będę bez butów — sapie, prostując się, a sandały odrzuca w kąt.
— Chodzenie po domu w butach nie jest zbyt wygodnym pomysłem — puszczam jej oczko na co się uśmiecha.
— Wejdziesz? — pyta, wskazując dłonią wnętrze.
Wślizguję się do środka, patrzę jak zamyka drzwi, a następnie opiera się o nie plecami.
— Cześć — mówię, robię krok w jej stronę, tym samym unieruchamiając ją między ścianą, a sobą.
— Cześć. Nie spodziewałam się Ciebie — wydusza, a mojej uwadze nie umyka fakt jak szybko zaczyna falować jej klatka piersiowa.
— Zauważyłem. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe niezapowiedzianej wizyty.
— Nie — mówi od razu. Opieram dłoń o drzwi i nachylam się nad nią. — Mogłam założyć te buty — szepce niewyraźnie, a następnie podskakuje, cicho przy tym sycząc.
— Co się dzieje, Kornelko? — pytam, uważnie ją obserwując.
— Zimne — informuje i zerka w dół. Idę w jej ślady i przypominam sobie o butelce różowego Moëta, którego trzymam w ręce razem z białymi lindorkami. Na jej udzie odznaczył się czerwony ślad, więc zakładam, że dotknąłem ją w tym miejscu butelką.
CZYTASZ
Właściwe miejsce | #B1 ◂ZAKOŃCZONA▸
RomanceDamian to trzydziestoparoletni mężczyzna, który po piętnastu latach wraca na stałe do Kielc. Okazuje się, że powrót do rodzinnego miasta jest nie tylko okazją do rozpoczęcia nowego życia, ale także kryje się za tym obietnica sprzed lat, którą złożył...