◂ROZDZIAŁ 9▸

724 71 22
                                    

— Nie rób tak — mówię, przykładając część ciasta do papilotek.

— Ja coś robię?

— Tak i przestań to robić.

— Nie rozumiem o co Ci chodzi — wzrusza ramionami, jednocześnie maczając palec w czekoladzie, którą rozpuszcza w kąpieli wodnej i wkłada go do ust, wywracając przy tym oczami.

— Kusisz, Kornelio. Kusisz — mówię z powagą i wrzucam do każdej babeczki kostkę czekolady.

— Kuszę? Kornelio? — pyta, robiąc wielkie oczy.

— Kusisz. Kornelio.

— Ty też kusisz — szepce i staje obok mnie. — Kusisz babeczkami. Na litość Boską, kiedy one będą? — jęczy i wskazuje blaszkę, przez co wybucham śmiechem.

— Musisz nauczyć się cierpliwości, dziecinko — prycham, nakładam ostatnią porcję ciasta i wsuwam blaszkę do piekarnika.

— Cierpliwością niestety nie grzeszę.

— Typowe dziecko.

W odpowiedzi pokazuje mi język i krzyżuje ręce na piersi. Odwracam się, wyjmuję z szafki koszyk ze słodyczami i wyciągam go w jej stronę.

— Turbo — szepce i wybiera z koszyka kilka gum, patrząc na nie maślanymi oczami.

Od razu rozpakowuje jedną i wkłada ją sobie do ust, jęcząc i zamykając przy tym oczy. Ja pierdolę, sprowadziłem diabła do mieszkania. Zabieram jej papierek i odrywam z niego tatuaż. Chwytam ją za nadgarstek i podciągam rękaw kilka centymetrów do góry. Widząc grubą, dwucentymetrową bliznę wzdłuż jej nadgarstka, patrzę na nią pytająco.

— Co to jest? — pytam, wyrzucam papierek do kosza, nie odrywając od niej wzroku. — Skąd to masz?

— To? — zerka na nadgarstek i przejeżdża palcem po bliźnie, którą następnie zakrywa materiałem bluzki. — Pamiątka po praktykach szkolnych.

— Sprecyzuj — proszę, opierając się o szafkę i krzyżuję ręce na piersi, uważnie ją obserwując.

— W trzeciej klasie odbywaliśmy praktyki w Krakowie. Nie muszę Ci mówić, że mam własne zdanie, tym bardziej kiedy jestem czegoś pewna. Recepcjonistka zarzuciła mi, że zgubiłam faktury. Rzeczywiście nie było ich tam gdzie je położyłam. Okazało się, że koleżanka schowała je do szafki, a kiedy po nie sięgałam, gromiłam wszystkich wzrokiem — śmieje się. — W szafce był wystający gwóźdź. Ze złości nie czułam nawet bólu, dopiero jak zobaczyłam zakrwawioną rękę, dotarło do mnie, że coś jest nie tak.

— Jak możesz wspominać takie rzeczy z uśmiechem na twarzy? — pytam, kręcąc głową.

— Lubiłam odbywać praktyki. Najbardziej uwielbiałam miny, gburowatych klientów, którzy patrzyli na mnie z wyższością, gdy wycierałam stoliki na sali restauracyjnej. On był Panem, ja nikim. Przynajmniej w jego mniemaniu, chciałbyś widzieć wyraz ich twarzy, gdy spotykaliśmy się na parkingu i ta nic nie znacząca dziewczyna wsiadała do swojego porsche. Bądź co bądź auto było mamy, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Mogłam oczywiście odbywać praktyki w naszym hotelu, ale nie chciałam. Krakowskie praktyki były wspaniałym okresem i raczej nigdy go nie zapomnę — mówi i wygląda jakby się na chwilę rozmarzyła.

— Kiedy byłem na rozmowie kwalifikacyjnej też myślałem o Tobie jak Ty o tamtych klientach. Gburowaty nabytek. Widziałaś minę tego gościa? — pytam, przecierając twarz dłonią i na chwilę zamykając oczy.

— Którego?

— Tego któremu powiedziałaś, że porządne pieprzenie niekoniecznie musi być na talerzu. Gwoździem do trumny było Twoje podsumowanie, że współczujesz jego dziewczynie — kręcę głową i śmieję się, przypominając sobie tamtą scenę.

Właściwe miejsce | #B1 ◂ZAKOŃCZONA▸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz