Czekam na zielone światło, niecierpliwie uderzając palcami o kierownicę. Z samego rana odwiedziła mnie siostra, tłumacząc, że była w okolicy i pilnie potrzebowała skorzystać z toalety. Nie mam problemu z niezapowiedzianymi wizytami, ale ze spaniem na kanapie właśnie zacząłem mieć problem. Nie mogę zdzierżyć kiedy mam gości, a w moim mieszkaniu panuje nieporządek. Bo niepościelone łóżko, a raczej kanapa to dla mnie bałagan. Odkładałem zakup łóżka, ale stwierdziłem, że ja tak dłużej nie mogę. Następnym razem, gdy siostra postanowi niespodziewanie zawitać, wyjdę z sypialni, zamknę drzwi i picuś glancuś. Salon i kuchnia posprzątane, do sypialni wstęp wzbroniony. To straszne, ale zaczynam się zamieniać w moją mamuśkę.
Przez korki, panujące o tej godzinie na drogach, w sklepie meblowym jestem dopiero po trzydziestu minutach. Przeglądając oferty na stronie internetowej, spodobało mi się kilka pozycji, jednak na miejscu zauważam, że oferta stacjonarna jest dużo mniejsza, ale może to i dobrze, mniejszy dylemat. Po pięciu minutach wybierania, decyduję się na tapicerowane łóżku typu queen size w szarym kolorze. Będąc przy kasie urocza Pani w wieku mniej więcej mojej mamuśki, informuje, że do łóżka wypadałoby kupić materac, poleca mi jeden, a ja bezapelacyjnie się zgadzam na dany model. Płacę część kwoty, zostaję poinformowany, że jutro rano moje zamówienie zostanie dostarczone, a następnie ruszam w stronę materacy by zobaczyć jak prezentuje się ten który kupiłem. Bardzo mądrze, całe życie wszystko od końca. Przechodząc przez sekcję z dywanami zauważam kobietę, która z ogromnej skrzyni, wyjmuje kilka małych dywaników i im się przygląda, dwa trzyma pod pachą, trzeci w dłoni, a z czwartym walczy, próbując go wyjąć.
— Może pomogę? — pytam, a nim zdąży odpowiedzieć, chwytam za dywan, który trzyma i wysuwam go, a następnie rzucam na kosz.
— Dziękuję — mówi na co od razu się odwracam. — Cześć — uśmiecha się, gdy krzyżujemy spojrzenia.
— Cześć — prostuję się i bezczelnie przesuwam spojrzeniem po jej sylwetce.
Przechodzi mnie dreszcz, gdy widzę jak jest ubrana. Czarny, dopasowany golf; skórzane spodenki w tym samym kolorze; szary, długi płaszcz i kozaki do kolana. Owszem, wygląda zabójczo, jak zawsze z resztą, ale od samego patrzenia jest mi zimno, gdy widzę jej gołe uda. Cholernie mi się podoba, gdy kobiety pięknie się ubierają, ale fakt, że na pewno jest im zimno już mi się nie podoba.
— Więc? — dopytuje, wbijając we mnie czekoladowy wzrok.
Kręcę głową, próbując się domyślić o co mogła mnie zapytać, ale nie mam bladego pojęcia.
— Nie zrozumiałem — rzucam, opierając się ręką o skrzynię z dywanami.
Cicho się śmieje, kręci głową i ponownie na mnie zerka.
— Pytałam, który Ci się bardziej podoba? — powtarza, wskazując na cztery rozłożone dywany.
Omiatam wzrokiem każdy z nich, przecieram palcem nos, bo nie wiem co mam powiedzieć.
— Żaden — mówię w końcu, zgodnie z prawdą, bo każdy wygląda jak dywan z czasów, gdy miałem dziesięć lat, z tym wyjątkiem, że te wyglądają jakby miały obcięte włosie.
— Naprawdę? — robi wielkie oczy, na co się uśmiecham.
— Miałem być szczery czy miły? — puszczam jej oczko. — Sądzę, że liczyłaś na szczerą odpowiedź.
— Owszem, ale z bólem serca stwierdzam, że się nie znasz — cmoka i zaczyna zwijać trzy z czterech dywaników.
— Nie znam się? — też cmokam w powietrzu.
— Mam być szczera czy miła? — puszcza mi oczko, na co się uśmiecham i kręcę głową.
Czy już mówiłem, że podoba mi się Kornelia poza pracą?
CZYTASZ
Właściwe miejsce | #B1 ◂ZAKOŃCZONA▸
RomansDamian to trzydziestoparoletni mężczyzna, który po piętnastu latach wraca na stałe do Kielc. Okazuje się, że powrót do rodzinnego miasta jest nie tylko okazją do rozpoczęcia nowego życia, ale także kryje się za tym obietnica sprzed lat, którą złożył...