pt.10 - "The sadness will never end"

67 7 0
                                    

Wiadomość o przyjeździe Namjoona i Seokjina do stolicy szybko rozniosła się po najbliższych osobach. Począwszy od Jimina i Yoongiego, co za tym idzie również Minjae i Jihae. Przyszły tydzień zapowiadał się dość stresująco i emocjonująco jednocześnie, dlatego Taehyung z niecierpliwością czekał na poniedziałek, który jak na złość nie chciał przyjść tak szybko. Dzieliło ich tylko cztery dni, ale z każdym kolejnym wskazówki chodziły coraz wolniej i wolniej. Jak dotąd praca mijała mu za pstryknięciem palcami, teraz o wiele częściej spoglądał na zegarek napotykając niemal tą samą godzinę.

Weekend poświęcił na czas w domu. O ile w sobotę zamknął się w biurze na kilka godzin, odbył jedno spotkanie biznesowe, tak w niedzielę — odpuścił sobie cokolwiek związanego z pracą i wybrał się z synem na spacer. Taehyung podczas ich rozmowy przelewał swój nadmierny stres, który Minjae starał się zbijać zapewniając, że wszystko będzie w porządku. Starszy bał się spojrzeć przyjaciołom w oczy, nie wiedział co powiedzieć, wystarczy "Cześć" czy może coś więcej, ale co? Czarnowłosy mówił, żeby był sobą i po prostu dał się ponieść, a rozmowa sama do nich przyjdzie. Zresztą był pewien, że Jimin w jakiś sposób zainicjuje temat.

I Taehyung starał się myśleć pozytywnie, zastanawiał się nad przebiegiem spotkania. Gdzie pójdą, może coś zjedzą, pójdą na piwo czy tego rodzaju rozrywkę. Był jedynie pewien, że rozmowy nie będą tak miłe jakby chciał, bo dotkliwy dla niego temat miał zostać ruszony. Z jednej strony chciał dowiedzieć się wszystkiego, zaspokoić swoje sumienie i ciekawość, a zaś z drugiej — nie wiedział czy ma wystarczająco siły by przez to przejść, również nie wiedział ile go czeka i czy nie woli zostawić tego w takiej formie jaka jest. Ale po coś jednak dostaje to wsparcie, po coś chcą mu pomóc odnaleźć Jeongguka, wszystko ma swój mały sens.

Sen w poprzedzającą spotkanie noc, nie chciał przyjść. Taehyung ciągle przewracał się z boku na bok starając się myśleć o niczym konkretnym, jednak nic nie szło tak jak tego chciał i nawet pozycja na plecach ani trochę nie pomogła. Gdy nad ranem udało mu się wpaść w półsen, a zmęczone ciało chciało pozwolić sobie na chwilę odpoczynku — zadzwonił budzik. Cholerny dźwięk zburzył wszystko, bo nawet po nim Taehyung nie mógł pozwolić sobie na dodatkowe pięć minut. Nie byłby w stanie zasnąć w tak krótkim czasie. Dlatego leżał w pierzynie, póki nie zaburczało w jego żołądku. Był zmuszony się wstać i po prostu zacząć dzień tak samo jak zawsze, bo nie wiedział sam kiedy, ale wszystko stało się rutyną, do której zdążył przywyknąć. Przyzwyczaił się do monotonicznego trybu życia, nauczył się jak przetrwać w beznadziejne dni, ciągnące się za nim od kilku już lat. Codziennie wstawał z gorzkim westchnięciem, starał się przetrwać uśmiechając się sztucznie, a na koniec i tak wracał do pustej sypialni, w której łóżku nie mógł nawet spać.

Towarzyszący mu nieprzeciętny humor zburzony na kawałeczki został z chwilą, w której jego żona zabrała głos przy porannej kawie. Sącząc ogromne ilości kofeiny w jej filiżance rzekła „Zacznijmy przygotowania do ślubu Minjae". Kim poczuł jak jego ciało opuszczają resztki duszy, a siły na powiedzenie czegokolwiek dość wolno się w nim zbierały. Dlatego jedynie prychnął poprzedzając „Żadnego ślubu nie będzie.."

— Jak to?

A tak to, Yuna.

Z każdą chwilą, której słuchał jej piszczącego głosu, tracił cierpliwość i chęci do jakiejkolwiek rozmowy. Gdyby umiała czytać ludziom w myślach, to teraz dobrze wiedziałaby co Taehyung o tym myślał.

— I tak jestem zbyt wyrozumiała, ale jak widzę gdy nasz syn przebiera w kobietach które mu proponuję, to mnie coś strzela! Dlatego wezmę sprawy w swoje ręce.

— Po co naciskasz? — spytał upijając kawy, a ta nie odpowiedziała. W zasadzie to Kim nie dał jej na to prawa, kiedy kontynuował swoją wypowiedź — Czułaś się szczęśliwa po tym, gdy się pobraliśmy? Dla Ciebie miało jakąkolwiek różnice, gdy zostawiałaś swoich przyjaciół dla nieszczęśliwego życia? Bo nie jesteś szczęśliwa, tak mi się bynajmniej wydaje. Nie kocham Cię, to zrozumiałe. Przyjaciele? A miałaś takich dobrych znajomych, którym mogłaś zaufać w każdej sytuacji, powiedzieć co Ci leży na sercu, szukać w nich rad, tworzyć wspólnie wspomnienia? Nie wydaję mi się, bo zostałaś inaczej wychowana i to jest chyba jedyna kwestia, w której Ci współczuję. Odkąd się znamy, nie słyszałem ani razu, byś zaznała takiego prawdziwego, nastoletniego życia. Byliśmy młodzi, gdy braliśmy ślub, ty już zwłaszcza. — rzucił w jej plecy, bo ta pozostawała odwrócona nie patrząc mu nawet w oczy — Więc pytanie moje.. czy naprawdę chcesz tego dla naszego syna. Uwięzić go, tak jak zrobili to nasi rodzice? N-nie szkoda Ci czasem samej siebie..? — głos mu się łamał, na myśl o tym wszystkim, jednak starał się pozostać poważnym.

Przeminęło z porą deszczową | k.th & j.jkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz