pt.15 - "Forever bulletproof"

78 10 2
                                    

Kruczoczarne włosy co rusz przesiewane były przez palce mężczyzny, który starał się przywrócić je do ładu, bo silne podmuchy wiatru co chwilę niszczyły jego fryzurę. Ich przydługa struktura zasłaniała mu widok brukowej drogi usłanej owocami kwitnących już liści wiśni, utopionych w powoli schnących kałużach. Godzina wieczorna — Słońce powoli chowało się za horyzontem, przysłonione chmurami zwiastującymi kolejną falę deszczu.

I on, tak jak mała mrówka wśród swojego stada spacerował między nielicznymi przechodniami wzdłuż głównej ulicy w sercu miasta, a jego uszy przyzdobione były w białe słuchawki, z których głośników wydobywał się współczesny rock. Jednak ucichł zostając kompletnie wyłączonym przez chłopaka, w momencie gdy poczuł on krople deszczu obijające się o wychylony spod kaptura bluzy nos, a także o jego skórzaną kurtkę. Dopiero teraz podniósł wzrok nieco wyżej niż najbliższy metr chodnika przed nim, a wtem rozpadało się doszczętnie. Jednak krople wydawały się być naprawdę lekkie, w porównaniu do typowej ulewy.

Ulice niemalże opustoszały, teraz już nawet nie widział żadnej żywej duszy na horyzoncie. W przeciągu czterech minut mijał może z jedną czy dwie osoby, skryte pod czaszą parasola, które w szybkim tempie zapewne kierowały się do domów by bardziej już nie zmoknąć. Zdecydowanie częściej widywał samochody, jednak też nieznaczną ich ilość. Tyle co na skrzyżowaniu kilka metrów przed nim i parkingach marketów.

Wtedy też zauważył jak szybko zmieniła się pogoda. Pochmurność towarzysząca niskiej temperaturze, zimny wiatr sięgający ogromnych dla człowieka prędkości wprawiał liście w ruch, a drzewa skapywały pozostałości po popołudniowym deszczu. Teraz nadszedł on ponownie, jednak o wiele lżejszy i nie tak gęsty. Po wichurze nie było śladu, chmury nad głową przemieszczające się ze wschodu ułożyły się w wielki mur ciągnący się przez cały horyzont wzdłuż wzroku czarnowłosego. Zachodnia część miasta przyzdobiona została w gęsto rozłożone, jednak rzadkie chmurki, które zakrywały zachodzące już Słońce, a jego promienie słoneczne przebijały się nadając całemu niebu po kolei żółtego, pomarańczowego i różowego odcienia.

Zatrzymał się wyjmując pozostały w uszach sprzęt, który nieco wyciszał ten relaksujący dźwięk deszczu obijającego się o asfalt i rynny deszczu, połączonego ze świergotaniem pojedynczych ptaków. Do tego katedra nieopodal wybijająca godzinę dwudziestą pierwszą i krakanie wron przestraszonych tym nagłym sygnałem. W tym momencie definitywnie mókł i czuł to przez nasiąkające wodą spodnie w pobliżu kolan i ud, nie wspominając już o kapturze czerwonej bluzy, który nabrał widocznie ciemniejszego koloru. Przed totalnym potopem chroniła go narzucona na nią skóra, po której krople bezproblemowo ściekały wzdłuż rękawów, lądując na chodniku wraz ze swoimi przyjaciółmi.

Zapach deszczu jak ulatniający się na wietrze dym przywiódł do niego sytuację sprzed kilku lat, kiedy to w towarzystwie swojego przyjaciela biegiem wracali ze szkoły, by jak najmniej zmoknąć. Lało totalnie, chodniki były całe pozalewane, tak samo jak studzienki czy trawniki. Po czasie chowania się pod plecakami uznali to za głupi pomysł. Zwłaszcza, że deszcz był niesamowicie piękny tego dnia i jakże zbawienny dla ostatnich kilku naprawdę parnych dni. Dlatego szybko ich powrót do domu zamienił się w zabawę w kałużach i pośród nieskończonych ilości kropel spadających prosto z nieba. Mokrzy do suchych nitek zbierali krzywe spojrzenia przechodniów, czy też zmartwione o ich zdrowie słowa, jednak tylko machali na to ręką, drugą zaś zabierając plecaki i ruszając w dalszą drogę, poszukując większych bajorek stworzonych przez ulewę.

Tak też wylądowali w długiej, dość szerokiej, ślepej uliczce, pośród trzypiętrowych budynków odzieżowych, restauracyjnych czy elektronicznych, sami nie wiedzieli dokładnie. Jednak w tamtym momencie ważni byli tylko oni, oddaleni od głównej ulicy, spoglądający na siebie z uśmiechem, mokrzy od deszczu bardziej niż kiedykolwiek mogli być.

Przeminęło z porą deszczową | k.th & j.jkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz