cztery

28.7K 1.6K 720
                                    

co złego, to nie ja #SoeGoddess

...

D.

Zaparkowałem niedaleko Pomander Walk, gasząc silnik i spoglądając na Vivid. Rozglądała się dookoła przez szybę auta, mając przy tym zmarszczone brwi. Wyglądała tak cholernie uroczo, że nie mogłem oderwać od niej oczu.

— Gdzie jesteśmy? — zapytała w końcu, wracając do mnie spojrzeniem. Uśmiechnąłem się do niej szeroko.

Nie potrafiłem nad tym panować. Gdy byłem z nią, wszystko wydawało się tak cholernie piękne i proste. A w rzeczywistości było jeszcze bardziej popieprzone i skomplikowane.

— Znalazłem kiedyś niechcący tę dzielnicę w internecie — wyjaśniłem. — Jest naprawdę piękna na zdjęciach, więc pomyślałem, że chcę ci ją pokazać.

Vivid uśmiechnęła się do mnie, po czym wysiadła z samochodu. Dołączyłem do niej, podchodząc bliżej i wyciągając dłoń. Ścisnęła ją ostrożnie, splatając nasze palce i wprawiając moje serce w niekontrolowany sposób.

Tutaj mogliśmy sobie na to pozwolić. Na trzymanie się za dłonie. Nikt nas nie znał, nie oceniał, ani nie spoglądał na nas. Byliśmy zupełnie anonimowi.

Weszliśmy w wąską uliczkę, która wypełniona była z obu storn ślicznymi, staromodnymi budynkami. Były kolorowe, obite deskami i miały śmiesznie małe okna. Większość ścian pokrywały latorośle, jakieś mchy i paprocie.

— Rany, jak tutaj ładnie — zachwyciła się Vivid, oglądając malowniczą alejkę z wielką uważnością. — Chcę zamieszkać kiedyś właśnie w takim miejscu. Daleko od huku Nowego Jorku, w zacisznej alejce. Z mężem i dwójką dzieci. I może jeszcze z psem.

— Tego pragniesz w przyszłości?

— Tak — odpowiedziała. — Będę wtedy cenioną prokuratorką, na samym szczycie kariery i każdy będzie chciał ze mną współpracować. Będę najlepsza i do pracy będę dojeżdżała na Manhattan. Ale po pracy chcę prowadzić spokojne życie.

— Vivid Chambers, przykro mi, ale to ja będę najlepszym prokuratorem w mieście — oznajmiłem, ściskając jej dłoń.

— Chciałbyś, Dante Gallagher.

— Obyśmy nigdy nie dostali sprawy razem, bo przerosłyby nas ambicje — oznajmiłem, uśmiechając się i unosząc jej dłoń, aby ją pocałować.

— Wróciłbyś do domu z płaczem po tym, jak bym cię zniszczyła.

— Nie wątpię w to — odpowiedziałem.

*

Zatrzymaliśmy się na parkingu, niedaleko plaży, gdzie byliśmy sami. Tylko nasza dwójka. I pozwoliliśmy sobie na chwilę beztroskości, gdy Vivid wgramoliła się na moje kolana, podczas gdy siedziałem na miejscu kierowcy.

To ona pierwsza mnie pocałowała, co oddałem, odwzajemniając z nawiązką. Ułożyłem dłoń na jej kolanie, gładząc lekko jej skórę, która wystawała spod jeansowej sukienki.

Rany uwielbiałem te sukienki.

— Mam coś dla ciebie — powiedziała nagle Vivid, przez co zmarszczyłem brwi.

Nie zamierzałem wypuścić jej z objęć, gdy siedziała tak na moich kolanach, co było pewnie dla niej mało wygodne.

— Nie uwiera cię kierownica? — Postanowiłem o to zapytać, zsuwając dłonie na jej plecy, w miejsce gdzie stykały się one z kierownicą i pomasowałem je. Uśmiechnęła się do mnie pięknie.

aphrodite [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz