co złego, to nie ja #SoeGoddess
...
D.
Stukałem nerwowo palcami o kierownicę, siedząc w zaparkowanym samochodzie i wyglądając przez okno do okna kawiarni. Tak, cóż... Mieliśmy z Vivid długą rozmowę o zaufaniu i chyba doszliśmy do porozumienia.
Jednak to było powierzchowne porozumienie, bo doskonale wiedziałem, że nie jest ze mną szczera.
Właśnie dlatego czuję się usprawiedliwiony, że tutaj jestem.
Wysiadłem z samochodu, gdy Vivid wstała od stołu, zostawiając Fabiena, czy jak mu tam było samego. Udała się w głąb kawiarni, więc wykorzystałem ten moment, wchodząc do środka. Przywitałem się skinieniem głowy z ekspedientką i nawet zamówiłem kawę, rozglądając się powolnie, niby po otoczeniu, a tak naprawdę sprawdzając tego gościa.
Cóż, był przystojny. Trzeba mu to przyznać. I na pewno młodszy ode mnie i moich prawie trzydziestu jeden lat. Zastukałem w blat baru, nie czekając na swoje zamówienie, a idąc w stronę łazienki, gdzie udała się zapewne Vivid.
Zatrzymałem się gwałtownie, skręcając w krótki, ustronny korytarz, bo prawie wpadłem na Vivid.
Dziewczyna przechyliła głowę w bok, podchodząc do mnie o kilka kroków. Oparłem się o ścianę, nie mając już gdzie uciekać. Uśmiechnąłem się do niej najpiękniej jak potrafiłem.
— Co tutaj robisz? — warknęła przez zęby, wpatrując się we mnie wściekle. Wetknęła wskazujący palec w moją pierś, mrużąc oczy. — Masz sekundę na odpowiedź albo z tobą zerwę, dupku.
— Wow, okej — parsknąłem, rozkładając niewinnie ręce. — Wybacz, mała, ale moja duma nie jest w stanie znieść tego, że jesteś tu z innym facetem.
Odepchnąłem się od betonu, obejmując ją w pasie i obracając tak, że zamieniliśmy się miejscami. Przyparłem ją do ściany, pochylając się.
— To nic personalnego. Wiesz, że ci ufam. I wiem, że nie chcesz nikogo innego niż ja. Ale mam męską potrzebę pokazania swojej wyższości nad tym frajerem, który cię stracił. I który myśli, że może cię odzyskać.
— Mhm — mruknęła podejrzliwie, kręcąc na mnie głową. — I co Pan zamierza, Panie Gallagher? — rzuciła wyzywająco, po czym uśmiechnęła się do mnie przepięknie.
To nienormalne jak bardzo tęskniłem za tą kobietą. Tęskniłem po zaledwie jednej nocy bez niej. To doprawdy szalone.
— Kocham seks z Panią w miejscach publicznych, Pani... Gallagher. — Uśmiechnąłem się powolnie, a ona uniosła do góry jedną brew.
— To już twoja druga aluzja dotycząca poślubienia mnie. Druga w ciągu jednego dnia. Mam się bać?
— Masz wybierać suknię ślubną, Vivid.
— Nigdy w życiu — odparła, pochylając się. — Nigdy w życiu cię nie poślubię, Gallagher.
— Wow. Naprawdę już nie wiem czy wciąż żartujesz — szepnąłem, gdy nagła niepewność zagościła w moim sercu.
— Nie śpiesz się, Dante — oznajmiła mi tylko, ujmując moją brodę i ją gładząc. — Wiesz, że nie jestem kobietą, która... Marzy o sukni ślubnej, domku z ogródkiem i gromadce dzieci. To nie moja bajka — powiedziała ciszej, spoglądając na mnie smutno. — Czy to twoja bajka, Dante? Ponieważ boję się, że nie będę... umiała ci tego dać.
Przez moment patrzyłem na nią jedynie, aby potem westchnąć. Pochyliłem się, całując ją powoli. Miałem gdzieś, że robiliśmy to na korytarzu, tuż przy toaletach i że ktoś mógłby nas zobaczyć. Miałem ochotę wręcz wejść do środka tych toalet i zapewnić moją kobietę, że nieważne jak wiele mi da i tak będzie dla mnie najważniejsza i przede wszystkim wystarczająca. Nawet więcej niż wystarczająca.
CZYTASZ
aphrodite [+18]
RomansaMinęło pół roku. Sprawa prowadzona przez Vivid Chambers i Dante Gallaghera została umorzona. Nie oznacza to jednak, że niebezpieczna sekta przestała deptać im po piętach. Vivid musi stawić czoła swoim najgorszym demonom, aby móc powrócić do życia...