dwanaście

28.5K 1.4K 781
                                    

kocham was
co złego, to nie ja
#soegoddess

...

D.

Zamknąłem bagażnik, prostując się i zastanawiając się, czy wszystko zabrałem. Rodzice wyszli na kolację do znajomych, więc nawet się z nimi nie pożegnam, a Bruno i Penny podobno są w kinie, w co wątpię.

Jestem pewny, że moja matka zostanie babcią ze względu na Bruno, a nie mnie.

Zaśmiałem się na tę myśl, okrążając samochód, ale zatrzymałem się w pół kroku, widząc ojca Vivid, który stanął tuż przed maską mojego auta.

Wyprostowałem się, przez moment czując jak coś przeskoczyło mi w sercu. Ten mężczyzna wzbudzał we mnie irracjonalny strach.

Zupełnie, jakbym dokładnie wiedział, po co przyszedł i co zrobiłem.

Nie znałem go zbyt dobrze, gdyż prawie nie bywał w domu. Wciąż był na wyjazdach służbowych. William Chambers, prezes jednej z dobrze prosperujących firm, zajmujących się kredytowością.

Stał przede mną, ubrany w elegancki garnitur i z zaczesanymi, ciemnymi włosami. Vivid w ogóle nie była do niego podobna. Musiała odziedziczyć urodę po mamie.

— Dzień dobry — wydusiłem z siebie w końcu, gdy mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem.

Wstrzymałem oddech, przestępując z nogi na nogę.

— Dobry wieczór — poprawił mnie, a ja zerknąłem na niebo, które wciąż było jasne.

Ale było po dziewiętnastej. Okej.

— Wyjeżdżasz? — zapytał, przekrzywiając głowę odrobinę w bok.

— Tak — odparłem, wciąż czując to okropne napięcie w powietrzu. I dosłownie czekałem, aż wszystko lada moment się spierdoli. Czułem to i prawdopodobnie moje dziwne, spięte zachowanie, w ogóle nie pomaga.

A wręcz potwierdza moją winę. To, że mam sekret.

— Na studia — dodałem, nawet siląc się na uśmiech. Rozejrzałem się nerwowo, jakby w poszukiwaniu kogokolwiek, ale boczna uliczka Manhattanu była pusta.

Gdzieś daleko przechodziła starsza kobieta z psem. I z jakiegoś dziwnego powodu, wolałem patrzeć na nią niż na mojego rozmówcę.

— Ah, tak. Słyszałem, że studiujesz prawo — oznajmił ojciec Vivid, wciąż wpatrując się we mnie, gdy powróciłem do niego spojrzeniem.

Jego głos zabrzmiał nonszalancko i jednocześnie twardo. Coś w jego spojrzeniu było groźne. Zupełnie, jakby był wilkiem, który zamierza rzucić się na owcę i pożreć ją w całości.

Cóż, ja byłem tą owcą.

I chociaż nie znoszę tego przyznawać, to obawiałem się wilka.

— To prawda, proszę Pana. Jestem na drugim roku — odparłem ze spokojem, chociaż wszystko wewnątrz mnie drżało.

— I lubisz te studia? — dopytywał dalej, a ja dalej ciągnąłem tę gadkę szmatkę.

— Owszem. Lubię.

— Świetnie — odparł trywialne, robiąc krok w moją stronę. — W takim razie, doskonale wiesz, co ci grozi za sypianie z moją piętnastoletnią córką. I nie mam na myśli bezpowrotnego wydalenia cię z campusu.

Wciągnąłem głośno powietrze, nawet nie wiedząc, dlaczego byłem zaskoczony. Niby po co miałby się pojawić u mojego progu?

Pokręciłem głową.

aphrodite [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz