5. Eliksiry i zapał Malfoya.

11.9K 654 117
                                    

Zaraz po szlabanie wyszłam z sali bez jakiegokolwiek słowa, a po odzyskaniu różdżki biegiem znalazłam się w pokoju wspólnym. Dopiero rano, stojąc przed lustrem i rozczesując włosy zdaję sobie sprawę, że naprawdę dałam się zastraszyć Malfoyowi. Te jego słowa, którymi chciał tylko wzbudzić we mnie lęk, na serio na mnie podziałały. Schodzę na dół, do pokoju wspólnego, w którym już siedzi Harry.

- Czekasz na mnie? - Pytam, a on przytakuje.

- Chciałem zapytać... wczoraj tak szybko poszłaś do dormitorium, stało się coś? Dowiedziałaś się czegoś? - Potter zasypuje mnie pytaniami, a ja widzę, że przejął się tym. Jednak wiem, że nie z mojego powodu, a z racji swoich podejrzeń co do Malfoya.

- Nie, Harry, po prostu miałam dużo pracy domowej - Kłamię. Co prawda musiałam zrobić zadania, ale byłam przecież też przerażona zachowaniem Dracona. Nie wiem czemu nie mówię Harry'emu prawdy. Powinnam powiedzieć mu o groźbie, ale to nie byłby żaden dowód, tylko żałosny lament przestraszonej dziewczynki. Z resztą myślę, że przyjaciel mógłby dostać wtedy jakiegoś obłędu na punkcie Malfoya i jego nieuzasadnionej kariery Śmierciożercy.

- Uhm, no dobra - Nie wydaje się usatysfakcjonowany - a jak szlaban? Ciężki był? - Pyta, a ją rozprawiam się nad trudnością czyszczenia buteleczek od eliksirów bez użycia magii.

- Tak w ogóle, gdzie jest Ron? - Pytam nakładając na talerz naleśniki, a Wybraniec uśmiecha się lekko.

- Ćwiczy.

- Ćwiczy co?

- Dzisiaj po południu organizuję sprawdziany do drużyny, Ron chce startować - Uśmiecha się podejrzanie szeroko, a ją wiem, że to nie z powodu przyjaciela, który pragnie z nim grać.

- No? Czemu się tak szczerzysz? - Pytam - Chodzi o Deana, prawda?

- Ciszej troszeczkę. Wiem tylko, że dzisiaj akurat w tych godzinach są pierwsze próby chóru, ale Ginny obiecała startować.

- Ty perfidny...

- Tak, tak, wiem. Ale jedna osoba nie może siać niezgody w drużynie. Nie potrafiłbym grać z czystym umysłem, gdybym miał go w drużynie - Tłumaczy Wybraniec, ale ja uśmiecham się niedowierzająco - No? Więc przyjdziesz popatrzeć?

- Pewnie, tylko mam nadzieję, że skończy się to do czasu szlabanu. Czyszczenie flakoników bitwa numer dwa - Odpowiadam. A mój przyjaciel się śmieje. W dobrych humorach idziemy na lekcje. Pierwszą z nich są eliksiry. Z Ślizgonami. Schodząc do sali znajdującej się w lochach, czuję niepokój, choć jestem przecież z Harrym. Trzymam się go jednak blisko, bliżej, niż normalnie. Naprawdę dałam się zastraszyć, szczególnie przez podejrzenia Harry'ego. Myślę, że to po części podejrzenia przyjaciela wzbudzają we mnie takie przerażenie, jeżeli są w połączeniu z groźbą Malfoya. Gdy podchodzimy pod salę widzę, że Padma i Lavender dziwnie spoglądają na mnie i Harry'ego, ale gdy nadchodzi profesor Slughorn przestaję się tym przejmować. Wchodzimy do sali i siadamy na swoich miejscach. Dzisiaj siadam sama, bo Ron zdążył już skończyć swoje ćwiczenia.

- Dziś, potrzebne wam będą książki, będziemy wykonywać eliksir szczęścia, czyli felix felicis - Mówi profesor, a Harry podnosi rękę.

- Ja i Ron nie posiadamy książek, nie wiedzieliśmy, że będziemy mogli uczęszczać na zajęcia w szóstym roku.

- W takim razie proszę poszukać jakichś w szafce, a jak już kupicię nowe, to te zwrócicie - Odpowiada nauczyciel - Eliksir będziecie robić indywidualnie, a nagrodą za poprawne wykonanie w najlepszym czasie będzie... - Mówi szukając czegoś w kieszeni swojej opiętej na dużej klatce piersiowej marynarki. Po chwili rozgląda się dookoła i znajduje to, czego szukał na jednej z komód. Sięga po mały flakonik ze złotym płynem w środku - Właśnie mała buteleczka z tymże eliksirem, płynnym szczęściem - Dokańcza z uśmiechem - Możecie zabrać się... - Przerywa mu wtargnięcie do sali nie kogo innego, jak Dracona Malfoya. Przez plecy przechodzi mi dreszcz - O witam pana, panie Maploy, proszę zająć miejsce - Mówi Slughorn i patrzy na jedyne wolne miejsce obok mnie.

- Nazywam się Malfoy, głupcze - Warczy pod nosem blondyn, ale siada obok mnie, nawet na mnie nie patrząc. Stoję nad kociołkiem i spoglądam na recepturę eliksiru w podręczniku, jest dość skomplikowana, ale myślę, że dam radę. Zaczynam wykonywać powoli czynności, gdy widzę poruszenia przy kociołku Harry'ego. Czytam recepturę, a potem patrzę w jego stronę i ze zdziwieniem zauważam, że naprawdę udaje mu się go poprawnie robić i to w tak szybkim czasie. Przyspieszam swoją pracę, a przez to robię wszystko niedokładnie i zbyt szybko, więc mój eliksir nawet w połowie nie wygląda tak dobrze jak mojego przyjaciela, ani nie pachnie tak cudownie, jak zapach tamtego eliksiru unoszącego się już w powietrzu.

- Słabo, panno Granger - Mówi Slughorn znikąd pojawiający się nad moim kociołkiem.

- Jeszcze słabiej, panie Mapley - To już mówi do blondyna obok mnie. Jego eliksir naprawdę wygląda kiepsko, nie ma nic wspólnego ze szczęściem. Przez chwilę patrzę na Dracona, który bez swojej maski wydaje się czymś udręczony, jest jeszcze bledszy, niż zwykle.

- Znowu się na mnie gapisz, Granger - Mówi cicho, tak bym tylko ja to usłyszała, patrząc w swój kociołek. Podnosi na mnie swój wzrok, w niebieskich oczach odbija się to, co go gnębi, jakaś troska, problem, który musi rozwiązać. Patrzymy sobie tak w oczy, nie wiem po co i dlaczego, ale przerywa nam koniec lekcji.

- Z dumą mogę przyznać, że zadanie wykonał prawidłowo pan Harry Potter - Dopiero, gdy odwracam wzrok od profesora, zauważam, że Draco już zniknął, zostawiając po sobie tak schludne miejsce, jakby w ogóle nie uczestniczył w zajęciach.

***

Zaraz po ostatnich zajęciach, nie jedząc już nawet obiadu, idę na boisko Quiditcha, gdzie zebrało się sporo Gryfonów, chętnych by dostać się do drużyny. Siadam na trybunach i początkowo nic się nie dzieje, więc zaczynam pisać pozostałe eseje na jutro. Dopiero, gdy Harry zaczyna w końcu testować przybyłych odkładam pióro. Niektórzy są naprawdę słabi, mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że słabsi ode mnie, a ja jednak nie pcham się do sportu. Większości z nich nie znam, co najwyżej kojarzę z korytarzy. Dopiero, gdy Ginny startuje na ścigającą, skupiam swoją uwagę na tym, co się dzieje na boisku. Zauważam, że Ruda jest naprawdę dobra, zacięcie na jej piegowatej twarzy pokazuje, że zależy jej by pozytywnie przejść przez rekrutację. Nigdzie nie widzę Deana i szczerze mówiąc mnie to cieszy. Co jak co, ale Ginny i Harry będą naprawdę dobraną parą. Potem startuje paru pałkarzy, bo przecież Fred i George skończyli naukę i prowadzą teraz własny sklep. Na końcu Ron startuje w charakterze obrońcy. Gdy zauważam, że jego przeciwnik podejrzanie dobrze sobie radzi, nieco utrudniam mu zadanie. Naprawdę mam niezły ubaw, gdy widzę zdezorientowanie na jego twarzy, iż nie idzie mu tak świetnie, jak powinno. Potem jednak spoglądam na zegarek i szybko się zbieram, by nie spóźnić się na szlaban. Przykro mi, że nie zobaczę Rona w akcji, ale nie chcę się spóźnić. Standardowo przed wejściem do sali oddaje różdżkę McGonagall, która udaje się w sobie znaną stronę. Potem siadam przy tym samym stoliku, co ostatnio. Widzę, że dziś mój towarzysz niedoli zabrał się mocno do pracy, więc staram się mu dorównać. Choć ciężko mi będzie nadrobić dwie godziny blodnyna. Po godzinie czuję już niemałą frustrację, bo mimo dużej ilości czystego szkła, całe te stosy jakby się zatrzymały w miejscu, bo nie wygląda wcale na to, by coś z nich ubyło. Przerywam na chwilę pracę, by rozluźnić na chwilę place.

- Nie ociągaj się Granger, bo nakabluje twojej ulubionej nauczycielce - Odzywa się Malfoy, nawet na mnie nie patrząc. Prycham.

- No patrzcie kogo nagle wzięło - Odpowiadam - Uważaj, bo wpadniesz w pracoholizm - Odzywam się lekceważąco. Nierób roku w końcu za coś się wziął i to mnie prawi morały.

- Nie takim tonem, chyba, że chcesz, bym przestał być względnie miły i przestał cię tolerować - Kieruje na mnie swoje morskie spojrzenie. Nie jest jednak pełne nienawiści, jak zazwyczaj, raczej widać w nim zniecierpliwienie, jakie okazuje się zazwyczaj małemu, nierozumnemu dziecku - Chcę mieć ten szlaban z głowy, a sądzę, że ta wasza zezowata opiekunka będzie skłonna go ukrócić, gdy szybko rozprawimy się z większością zadań, jakie ma na swojej czarnej liście.

Nic nie mówię, tylko wzruszam ramionami, ciężko mi jest ostatnio wyczuć tę kobietę.

- Ciekawe co następne. Polerowanie kul w sali wróżbiarstwa, czy może czyszczenie szaf z boginami z OPCM? - Pytam właściwie samą siebie. Sądzę, że dostaniemy same bezsensowne zadania, byśmy poczuli jej irytację. Ku mojemu zdziwieniu blondyn wybucha śmiechem, więc i ja lekko się uśmiecham. Szybko się jednak opamiętujemy i reszta szlabanu przebiega w głuchej ciszy.

Forbidden love (Dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz