W tamten piątek po lekcjach wchodziłem na górę, żeby dotrzeć do swojego pokoju w akademiku i po prostu położyć się na łóżku po męczącym tygodniu. O tyle dobrze, że nauczyciele nic nam nie zadali. Cieszyłem się początkiem weekendu i jeszcze ciepłymi dniami września. Pogoda była przepiękna.
Myślami krążyłem gdzieś daleko, jednak coś wyrwało mnie z rozmyślań. Na korytarzu na trzecim piętrze mnie zatkało. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Zobaczyłem blondyna. Mojego chłopaka. W jednej chwili mój spokój został zrujnowany. Bakugou stał przy ścianie całując Urarakę. Widać było, że ją do tego zmuszał. Miała mocno zaciśnięte powieki. Stałem jak wryty i nie umiałem się ruszyć. Moje oczy zaczynały się szklić.
Gdy w końcu zdobyłem się na jakieś słowo głos mi się załamał.
- Nie przeszkadzajcie sobie – rzuciłem i pobiegłem piętro wyżej ocierając policzki z łez.
Zatrzaskując drzwi mojego pokoju wbiegłem do łazienki i spojrzałem w lustro. Co zrobiłem źle? Nie mam najmniejszego pojęcia. Może jednak jestem tylko bezwartościowym przegrywem, który aktualnie ryczy jak baba.
Ale co innego miałem robić? Straciłem najważniejszą dla mnie osobę. On znaczył dla mnie wszystko. I co? Jak zwykle wszystko musiało się zrypać. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę, jak bardzo mnie zranił. Dlaczego mi to zrobił? Znudziłem mu się? Może miał mnie po prostu dość? Na każde z tych pytań nie znałem odpowiedzi. To najbardziej bolało. Nie wiedziałem co mu siedzi w głowie, czyli jednak coś przede mną ukrywał.
Łzy nie przestawały płynąć z moich oczu, a ja po prostu usiadłem na podłodze w łazience. Nie wiem ile czasu tak przesiedziałem, nie obchodziło mnie to. W końcu jednak wstałem i wyszedłem z łazienki. Wziąłem do ręki telefon i zablokowałem tego zdrajcę gdzie tylko się dało. Położyłem się na łóżku i chyba zasnąłem, bo po jakimś czasie obudziło mnie pukanie do drzwi.
- Kirishima! – usłyszałem głos – jesteś tam?
Wstałem i powlokłem się do źródła dźwięku. Otworzyłem i za drzwiami ukazał się Kaminari.
- Idziesz na kolac... Co ci się stało?! – zapytał, wyraźnie zdziwiony na widok śladów po płaczu.
- Wejdź – odparłem wracając w głąb pomieszczenia.
Usiadłem na łóżku smętnym wzrokiem gapiąc się w podłogę.
- Czyli...? – zawiesił głos.
Moje oczy znowu się zaszkliły, więc tylko na niego spojrzałem. Denki od razu usiadł obok mnie i położył mi dłoń na ramieniu. Ukryłem twarz w dłoniach i z mojego gardła wydał się cichy szloch. Przyjaciel schował mnie w swoich ramionach i powiedział cicho:
- Już dobrze, ćśśś... – szeptał, starając się mnie uspokoić – jeśli będziesz chciał, to powiesz mi później, tak? Cicho, już nie płacz, błagam...
Moja głowa leżała na jego barku, a ja starałem się ogarnąć, chociaż nie było to łatwe. Cały czas emocje we mnie wrzały, moje myśli za nic nie chciały uciec od chwili, gdy zobaczyłem Bakugou z Uraraką. Marzyłem, żeby dzisiejsze popołudnie okazało się tylko głupim koszmarem. Jednak niestety, takie życie. Czemu jest tak cholernie niesprawiedliwe?! Nie mam pojęcia, tak jak chyba każda osoba na świecie.
Podniosłem głowę i spojrzałem na Kaminariego. W jego oczach widać było współczucie i troskę. Chyba nigdy nie widział mnie w takiej rozsypce. Praktycznie zawsze wokół mnie była jakby aura szczęścia, a teraz? Nie czułem już takiej chęci do życia jak zazwyczaj. Chciałem tylko leżeć i płakać, ewentualnie wejść pod prysznic, żeby choć na chwilę pozbyć się śladów łez z policzków.
- Dzięki, bro – powiedziałem zachrypniętym głosem podnosząc głowę – idź na kolację, poradzę sobie.
- Ale przyjdziesz? – spytał, patrząc mi w oczy.
- Nie jestem głodny – odparłem i wstałem kierując się do łazienki.
Gdy usłyszałem, że Denki wyszedł z pokoju zacząłem się rozbierać i wszedłem pod prysznic. Tam przynajmniej nie było widać moich łez, które dzisiejszego dnia stały się nierozłącznym elementem mojej twarzy. Z mojego gardła wydobywał się gorzki szloch, lecz nie było go słychać dzięki szumowi wody.
Po wyjściu spod prysznica rozczesałem swoje czerwone włosy i umyłem zęby. Za wszelką cenę starałem się ochłonąć, żeby nie musieć kolejny raz myć twarzy. Założyłem jedną z moich za dużych bluz i położyłem się na łóżku. Mógłbym przysiąc, że momentalnie zasnąłem.
Szedłem po schodach do swojego pokoju. Stanąłem jak wryty. Znowu ten sam widok. Znowu ten sam ból. Znowu to samo okropne uczucie powodujące pojawienie się łez w moich oczach. Znów biegnę po schodach na ostatnie piętro akademika. Otwieram drzwi do pokoju i...
Obudziłem się. Czułem, że moje policzki znów są mokre. Nie mogę się normalnie wyspać. Cały czas myślę o tym, co zaszło wtedy na korytarzu i o tym, co byłoby, gdybym ich wtedy nie zobaczył. Nie mam nic do Ochako, widziałem, że nie robiła tego dobrowolnie, poza tym ona nie skrzywdziłaby nikogo specjalnie.
Spojrzałem na zegarek, który stał na szafce nocnej – 21:15. Cholera, tak wcześnie? Co ja będę robił przez całą noc... Boję się zasnąć, bo znowu przyśni mi się to. Nie chciałem znowu tego widzieć. Chwyciłem telefon i napisałem do Uraraki. Może Bakugou cokolwiek jej powiedział, dlaczego, albo po co to zrobił... Teraz tylko zaczekać, aż przyjdzie do mojego pokoju. Strasznie się stresowałem. W końcu usłyszałem ciche pukanie, więc podszedłem do drzwi. Zaprosiłem dziewczynę gestem, żeby weszła i pokazałem na szary fotel w rogu pomieszczenia.
- Kirishima... - zaczęła dość niepewnie – ja... naprawdę nie chciałam tego zrobić...
- Skąd wiesz, że tam byłem? – odpowiedziałem lekko zdziwiony – miałaś przecież zamknięte oczy...
- Jak pobiegłeś na górę... Bakugou powiedział mi, że dobrze się spisałam – jej oczy się zaszkliły – Eijirou... Tak mi przykro... Ja...
- Nie płacz – odpowiedziałem z lekką chrypką – wiem, że nie chciałaś, że on cię zmusił – do moich oczu znowu napłynęła fala łez.
Brunetka wstała i podeszła do mnie. Objęła mnie delikatnie i wyszeptała:
- Proszę, nie rozklejaj się, Red Riocie – oparłem głowę na jej ramieniu, a ona tylko pogłaskała mnie po włosach – połóż się do łóżka i spróbuj zasnąć. Pewnie jesteś zmęczony przez to wszystko.
Skinąłem głową i odsunęliśmy się od siebie. Usiadłem na łóżku, a dziewczyna wychodząc powiedziała:
- Dobranoc Kirishima.
- Dobranoc... - ziewnąłem i położyłem się gasząc światłopilotem.
CZYTASZ
Your love is gone? //kiribaku//
Rastgelewszystko jest pięknie, aż do czasu, gdy miłość odejdzie... ~i'm sorry, don't leave me, don't tell me that your love is gone~