Jestem cichym gościem. Tak z zasady. Raczej się nie wychylam i jak wspominałem, jestem idealnym synem. Może za wyjątkiem mojego pociągu do posiadaczy chromosomu Y. Na szczęście braki w biologicznych potomkach mojego rodu nadrobi moja siostra, która mając lat trzynaście, już wesoło zapowiada się na młodą, samotną matkę. Albo założycielkę szczęśliwej rodziny patchworkowej.
Jestem naprawde dobry w spełnianiu marzeń swoich rodziców. I nie wychylam się. Zwykle, pewnie dlatego fakt mojego gejostwa w końcu przestał być dla mojej rodziny problemem. Ojciec zwyczajnie założył, że z moim szczęściem do robienia z siebie idioty zostanę prawiczkiem do okolic czterdziestki, a wtedy przestanę nim być tylko z przypadku.
Na nieszczęście moje i mojego nudnego, do szczętu pozbawionego szans na romans trwający dłużej niż jedno wyjście do kina życia... Nate nie był takim gościem. Był przeciwieństwem takiego gościa. I bardzo lubił dokuczać Magnusowi. A ja, zamknięty w bańce własnej nieśmiałości, jak ten potulny piesek, tudzież pluszak na smyczy, tuptałem sobie radośnie za nim. Zawsze do jednego miejsca. Na stołówkę. Do stolika dla popularnych. Do stolika, przy którym popularny był Magnus. A bycie popularnym przy popularnych to jak bycie... Magnusem wśród plebsu.
Magnus wśród plebsu... dobry tytuł na opowiadanie. Tylko teraz nie podsuwać go Nathanowi, to może będę w stanie wytrwać do końca szkoły bez konieczności podpisywania się pod jego powieścią wydaną nakładem bestselleru New York Tames'a. Ten debil miał ambicje napisania opowiadania o mnie...
Nic to. Wracajac. Pierwsze dni szkoły upłynęły mi we względnym spokoju. Wsiadałem rano do autka Nathana, mój kumpel podwoził mnie pod drzwi szkoły, zostawiał na chodniku na pastwę przechodzących olbrzymów, parkował, łapał pod ramię i zaciągał na lekcje. W przerwie obiadowej uczył mnie jedzenia niezdrowego, podobno tradycyjnie amerykańskiego żarcia (nie miałem z nim za wiele styczności, bo matka hobbystycznie uprawia kuchnie wszelaką). Magnus przyglądał się temu z tajemniczym uśmieszkiem.
A ja siedziałem czerwony i nieszczęśliwy. Nieszczęśliwy, bo z tak bliska udawanie, że na niego nie zerkam, było niemożliwe. I dlatego, że byłem jedyna osobą, która ów zerkanie uważała za dyskretne. Wkrótce byłem znany z tego, że potajemnie durzę się w Magnusie.
Wróć. Otwarcie, choć bez szans na wzajemność.
Tak mi się wydawało. Ale dużo rzeczy mi się wtedy wydawało. Wydawało mi się na przykład, że będę miał spokój i raczej nie zdobędę stalkera. Raczej. Raczej to dobre słowo w moim przypadku. Uwaga na przyszłość. Cokolwiek wydaje mi się, że raczej w moim wypadku nie nastąpi, raczej na pewno nastąpi i to stosunkowo szybko.
To był już pochmurny dzień. Typowy, jesienny. Stałem sobie, trzęsąc się z zimna, opatulony w swój sweter, kurtkę i jeszcze bluzę Nathana (pierdolone wilkołacze cielsko, debil, kretyn, bęcwał niewyżyty, ten ma metabolizm ze stali i jebaka mi w krótkim rękawku paraduje, bo mu kuźwa gorąco, a niech się schowa, bo srebrem zaszlachtuje! Ale ja nie przeklinam. Ja ten grzeczny) i czekając, aż łaskawie ruszy do mnie tyłek. A ten stał sobie, oparty nonszalancko o swoje auto (bo ma też i auto, nie będzie mnie przecież woził motocyklem) i flirtował w najlepsze z kapitanem drużyny cheerleaderek. Tak, kapitanem w tej szkole był chłopak, chromosomalnie, bo on się ma za niebinarnego. Wspominałem, że Nate jest bardziej tęczowy niż tęcza? Gejostwo przy nim to jak noszenie butów z zeszłego sezonu. Totalnie passe.
– Alec! – zawołał ktoś od strony przystanku autobusowego.
Zignorowałem. Próba otworzenia ust skończyłaby się na odgryzieniu sobie języka. Lubiłem swój język.
– Aleś! – zawołał ktoś znowu.
Nosz kurwa jego zajebana ma... o.
Usta mi się same rozdziawiły. A zaraz po tym zawyłem z bólu, łapiąc się za twarz, bo to, że byłem zdziwiony, nijak nie zahamowało mojej nadnaturalnej zdolności odczuwania zimna nawet w czterdziesto stopniowym upale. I po prostu ugryzłem się w język.
CZYTASZ
Sandały capią
FanfictionMagnus ciaśniej owinął rękę wokół mnie. Niemal zaborczo, tak, że uderzyłem plecami o jego klatkę piersiową. Pachniał jak raj. Bardzo bardzo jak raj. Cynamonowo. I... Nate mówił, że to się nazywa drewno sandałowe. Cokolwiek mają sandały do drewna. Sa...