W domu musiałem zostać jeszcze ponad tydzień. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że to będzie dla mnie kiedykolwiek aż taką torturą. Nate wpadał co drugi dzień, przynosząc mi zadania domowe i notatki od znajomych z klasy, ale Magnus się nie odzywał więcej. Nawet kiedy usilnie starałem się do niego dodzwonić, zrzucał moje połączenia, a na esemesa się nie zdobyłem. Nie wiedziałem od czego miałbym zacząć.
W końcu jednak nadszedł dzień, kiedy po wizycie lekarza usłyszełem, że mogę już iść do szkoły. Żadnych zajęć wysiłkowych, po lekcjach od razu do domu, a i żebym nawet nie myślał, że to koniec leczenia, bo się załatwię bardziej. Myślałem, że lekarza do z marszu wycałuję za to, ale odparłem tylko zdawkowo "cokolwiek" i zacząłem snuć plany. Oczywiście dotyczyły Magnusa, bo przecież nie mogę być normalny. Jak już się zakocham, to wzorem tradycyjnego nastolatka muszę być od mojej sympatii uzależniony do granic obsesji.
Wait a sec... to brzmi jak stalking. No cóż.
– Szybciej! – syknąłem do Nathana, kiedy zatrzymał się na światłach skrzyżowania w drodze do szkoły w dniu mojego wielkiego powrotu.
W radio leciała ugrzeczniona wersja Billionaire Bruno Marsa, a ten konkretny wykonawca zawsze sprawiał, że myślałem o Magnusie. Może to stąd ta obsesja.
Nathan wywrócił oczami.
– Tak, kochanie. Miłą miałem noc. Nie wiem po co pytasz. Piękna pogoda tej zimy – sarknął. – Dajże żyć. Magnusa i tak nie było wczoraj w szkole.
– Jak to nie było?! – pisnąłem.
– Normalnie. – Westchnął ciężko i odgarnął grzywkę ze swojego czoła. Teraz dostrzegłem, że przydałby mu się fryzjer. W przeciwieństwie do mnie, jemu marnie było w tak długich włosach. Dostrzegłem też, że znowu był zmęczony.
– Co się stało? – zapytałem z marszu podejrzliwie.
Zdążyłem już się nauczyć pewnych faktów na temat ich relacji. Na przykład takich, że jeżeli Magnus miał ochotę zarwać noc, to prawdopodobnie wtórną ofiarą jego bezsenności był Nathan. Nate ogólnie był śpiochem i potrafił, prawie jak ja, zasnąć w każdych warunkach. Jeżeli miał cienie pod oczami, to musiał być tego duży powód. Szczególnie, że bez takowego nie odpuszcza sobie całonocnego leniuchowania.
Nate nie odpowiedział, oczywiście. Nie naciskałem. Jeżeli chciałem, by wciąż był po mojej stronie, musiałem mieć jakieś granice nadszarpywania jego cierpliwości. Inaczej się wścieknie, wyklnie mnie, a ja potrzebowałem pomocy. W chuj pomocy, jeżeli mam być szczery.
Z ulgą zauważyłem na parkingu przed szkołą auto Magnusa. Porsche było dużo bardziej brudne niż zwykle, a w środku dostrzegłem opakowanie po ciastkach, ale poza tym wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Znaczy się Magnus był w szkole.
– Szpiegowanie nie jest sexy – zauważył złośliwie Nathan, łapiąc mnie za łokieć i odciągając od samochodu.
– Kiedy ja... Tylko zbieram informacje! – zaperzyłem się. – Kazałeś mi myśleć, to zacząłem myśleć.
– Myślenie boli – odparł z rozbawieniem, ciągnąc mnie do szkoły. – Wejdziesz na stołówkę, zarumienisz się i zaczepisz Magnusa. Jak się głupkowato uśmiechniesz, to ci nie odmówi – zapewnił mnie.
Nie byłem tego taki pewien. Szczególnie, że Magnus zniknął jeszcze przed obiadem ze szkoły.
To było o tyle dziwne, że zgodnie z moimi informacjami, a zbierałem je skrzętnie ostatnimi czasy, Magnus nie opuszczał zajęć. Z zasady wolał być i się przemęczyć, niż robić sobie kłopotów z wagarami. Chociaż większośc jego zajęć wyglądała tak, ze zaszywał się na końcu sali i uprzejmie pozwalał nauczycielom się ignorować. Najważniejsze egzaminy miał już jednak za sobą. SAT rozwalił przy pierwszym podejściu, a zaliczenie tych przedmiotowych było kwestią ostatnich dni nauki, więc teraz nie musiał na zajęcia chodzić. Nie musiał, ale powinien, bo wciąż było coś takiego, jak kwalifikacja godzinowa.
CZYTASZ
Sandały capią
FanfictionMagnus ciaśniej owinął rękę wokół mnie. Niemal zaborczo, tak, że uderzyłem plecami o jego klatkę piersiową. Pachniał jak raj. Bardzo bardzo jak raj. Cynamonowo. I... Nate mówił, że to się nazywa drewno sandałowe. Cokolwiek mają sandały do drewna. Sa...