Tego ranka mama przyglądała mi się wyjątkowo uważnie. Ledwo byłem w stanie znieść jej oceniające spojrzenie nie odzywając się, ale piętnastoletnia wprawa w byciu milczkiem dla odmiany postanowiła mi ułatwić życie. Siedziałem tylko, jedną ręką przeglądając twittera (tą złamaną, muszę nadmienić, a zbicie tak gipsu, żeby móc z nim scrollować wcale nie było takie trudne, jak się wydawało), a drugą unosząc kubek z kawą do ust. Kiedy zacząłem ją pić rano...? Czy to już podpada pod demoralizację? Magnus uzależnił mnie od używek... Hm... Interesujące.
– Zjedz śniadanie – przypomniała mi mama.
Spojrzałem na swój talerz. Prezentował się nieźle, ale zmusiłem się tylko do plasterka pomidora i wróciłem do picia kawy.
Jestem nastolatkiem. Miewam humorki. Mało tego! Ja jestem nastolatkiem doskonale świadomym tego, że je mam i że mam prawo z nich korzystać. Niejedzenie śniadań było jednym z moich humorków. Sposobem i to bardzo nieprzyjemnym dla otoczenia, na chamskie zdobywanie uwagi. Bo mi się naprawdę podobało to, że mama się o mnie martwi. A jednocześnie wiedziałem, że mnie to też wkurza. Rozumiecie? Nie musicie, bo ja też nie rozumiem. Ale jestem tego świadom, to więcej niż przeciętny dzieciak.
– Jesteś nieznośny – oznajmiła mama, odrzucając fartuch kucharski.
Uniosłem brew.
– Paskuuuda! – zawołał radośnie Max, szczerząc do mnie szczerbaty ryj.
Zmierzwiłem mu radośnie grzywkę. Nie. Nie powiedziałem słowa. Bawiło mnie to niemiłosiernie.
Borze dębowy, jestem okropnym dzieckiem.
– Alec niemowa w końcu uznał, że skrzeczenie mu nie wychodzi? – zapytała Isabelle, odrywając się od swojego telefonu. – Założe się, że w szkole nie jesteś taki cichy.
Wywróciłem oczami. Etap skrzeczenia miałem już za sobą. Dzisiejsze nastolatki dojrzewają szybciej, a ja najgorszy etap mutacji mam za sobą.
Moje rodzeństwo to cudowne istoty – napisałem do Nathana. Niemal natychmiast odesłał mi jakąś naklejkę z płaczącym ze śmiechu psem. Tematycznie. Masz dzisiaj tę randkę z Marcusem?
Nathan: Nie. Dzisiaj z Scarlet
Omal nie oplułem się kawą. SCARLET?! NASZĄ SCARLET?!
Nathan: A i owszem. :3 ładna jest!
Fuuuuuj!
Nathan: Nie tak jęczałeś, jak Magnus miał się z nią umawiać!
Pewnie wdałbym się z nim w poranną sprzeczkę, gdyby ktoś nie zadzwonił dzwonkiem.
Spojrzałem z zaskoczeniem na zegarek. Jeszcze nie było nawet siódmej. Za wcześnie na listonosza czy kuriera. Za wcześnie też na wizyt towarzyskie. Przeniosłem wzrok na matkę.
Ona też zrobiła głupią minę, nie bardzo rozumiejąc, ale zarówno moja jak i jej ciekawość, kogo niesie o nieludzkiej godzinie we wtorkowy poranek, została prędko zaspokojona.
Czy ja zawsze będę miał takiego jednego, wielkiego mindfucka, kiedy Magnus pojawia się w moim domu? Dlaczego ja nie mogę w tym otoczeniu wyglądać jak on? Jakbym był u siebie? Ja tu wyglądam jak zaproszony syn wujka, który przegrał życie i przepuścił na hazard cały spadek (nie, serio mam takiego wujka i serio jego syn nosi się podobnie do mnie, do tego jest ćpunem i usiłuje się wybić na TikToku). Magnus wygląda tu jak ta idealnie skrojona marynarka na jego ramionach.
– Dzień dobry, pani Lightwood! – zawołał do mojej mamy, kłaniając jej się lekko.
– C-co ty tu...? – chciałem zapytać, ale Isabelle kopnęła mnie w piszczel, kiedy zrywała się na nogi, by do niego popędzić.
CZYTASZ
Sandały capią
FanfictionMagnus ciaśniej owinął rękę wokół mnie. Niemal zaborczo, tak, że uderzyłem plecami o jego klatkę piersiową. Pachniał jak raj. Bardzo bardzo jak raj. Cynamonowo. I... Nate mówił, że to się nazywa drewno sandałowe. Cokolwiek mają sandały do drewna. Sa...