Rozdział 7, w którym (znowu) okazuje się, że moje postanowienia są gówno warte

638 83 185
                                    


Siedziałem w wannie prawie całą noc, co jakiś czas tylko dolewając ciepłej wody. Moja mama zapukała kilka razy, żeby zapytać, czy nic mi nie jest, więc odpowiadałem jej, że nie i chce zostać sam. Dopiero kilka minut przed czwartą, ojciec wkurzył się tak, że niemal za uszy wytargał mnie z pokoju i wrzucił do łóżka. Może to i dobrze, bo oczy kleiły mi się niemiłosiernie, ale zanim zdążyłem zasnąć, zadzwonił budzik, oznajmiający, że pora do szkoły. W łóżku leżałem jeszcze przez pół godziny, zanim, tym razem za pośrednictwem Isabelle, nie postanowili mnie z niego wyciągnąć.

– Mogę zostać dzisiaj w domu? – zapytałem żałośnie matkę, patrząc na nią przekrwionymi ze zmęczenia oczami.

– Nie – odpowiedziała, podchodząc do mnie. Poprawiła kołnierzyk mojej koszulki, naciągnęła mi mocniej na ramiona sweter i objęła moje policzki dłońmi. – Pójdziesz do szkoły i będziesz tak samo radosny, jak byłeś tydzień temu na myśl o spotkaniu z Magnusem.

– Ja wcale nie...! – chciałem zaprotestować, ale nie dałem rady. Nie potrafiłem kłamać, a prawda była taka, że zawsze cieszyłem się właśnie na to.

I tak. Stałem się radośniejszy odkąd mogłem co rano z nim porozmawiać. Popatrzeć na niego. I odważniejszy, kiedy przed lekcjami ściskał moją rękę na pocieszenie. I dużo bardziej otwarty, bo przy nim ludzie wydawali się mniej straszni. Sprawiał, że byłem lepszy od samego siebie. A to już było obłudnym kłamstwem.

– Porozmawiaj z nim – poradził mi ojciec, żegnając się z Maxem przed wyjściem do pracy. Zerknął na zegarek i jakby po zastanowieniu, podszedł do mnie bliżej. Spojrzał mi w oczy. Jego były szare z brązowymi, niesymetrycznymi plamkami. Na swój sposób ładne, musiałem przyznać. Ale miały stalowy odcień, dlatego kiedy zobaczyłem w nich troskę, omal nie oplułem się kawą. – Nie będziesz żałować, jeżeli coś zrobisz.

– Od kiedy udzielasz porad sercowych swojemu synowi gejowi? – zapytałem ponuro, nie przejmując się tym, jak obcesowo to brzmiało.

– Odkąd zrozumiałem, że to dokładnie to samo, co udzielać rad sercowych swojemu synowi hetero – odparł warkliwie. – Ale już nie będę, jak tak bardzo nie chcesz – dodał.

– To nie tak! – jęknąłem słabo. – Po prostu.. nie wyspałem się.

– Było iść spać jak człowiek – odpowiedział chłodno i wyszedł z kuchni.

Moja mama, widząc niemą prośbę o pomoc z mojej strony, tylko pokręciła głową. Chwilę później odprawiła mnie za drzwi, nie chcąc słyszeć nic więcej o wagarach.

Tak zaczęła się moja gehenna.

Pierwszy raz próbowałem porozmawiać z Magnusem jeszcze tego samego dnia. Oczywiście nic z tego nie wyszło, bo przerwał nam Nathan, bezczelnie wciskając się między nas i zawodząc, że ostatnio nie mam dla niego czasu, dlatego od teraz, to on chce mnie wozić do szkoły. Wynikła z tego kłótnia, która trwała aż do następnego dnia. Naprawdę. Magnus jeszcze rano powarkiwał na ten temat, prychając wściekle i psiocząc na mojego kumpla.

Na kolejne dni musiałem odpuścić. Temat powrócił w piątek, ale zanim zdążyłem zacząć, Magnus już trajkotał o tym, że w sobotę idziemy całą paczką na łyżwy. Całą paczką, to oznaczało, że szedłem ja, Nate, Will (tym razem ze swoim tajemniczym chłopakiem, Nico), Raphael, Cat i Ragnor. No i oczywiście Magnus.

W sobotę więc byłem na łyżwach i było fajnie, więc pozwoliłem sobie na jeden dzień zapomnieć o tym, co powinienem i cieszyć się tym, co mam. Szczególnie, kiedy okazało się, że jeżdżę lepiej od Magnusa, co ten skwitował głośnym utyskiwaniem na to, że nie może być tym dużym i silnym w tym związku. Śmiejąc się i ganiając po całym lodowisku niemal zapomniałem, że to wszystko tylko na niby. Raphael zrobił nam kilka zdjęć i przeglądając je wieczorem musiałem przyznać, że naprawdę wyglądaliśmy na szczęśliwą parę. Co było równie masochistyczną myślą, jak to, że jedno z tych zdjęć ustawiłem sobie na tapetę, a to, na którym pomagałem Magnusowi złapać równowagę wydrukowałem i powiesiłem na ścianie nad biurkiem.

Sandały capiąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz