Remus niepewnie wziął do ręki teczkę. Otworzył ja, a z niej wysypały się dokumenty i zdjęcia na stolik przed nim. Rozłożył dokumenty, aby były dobrze widoczne. Jeden go zaintrygował. Był bardzo bogato zdobiony i miał pieczęć z symbolem godła rodowego.
-Co to?
Zapytał wskazując na intrygujący go dokumnet.
-Rodowód. Wiem, wygląda jak u psa rasowego. Już nie ważny.
-Syriusz Orion Black trzeci...syn Oriona i Walburgi Blacków. Pierworodny spadkobierca...mhm...hmm...Masz duże drzewo genealogiczne, ale nie rozumiem dlaczego tych dwoje są tu jako małżeństwo, skoro są dziećmi rodzeństwa..to jakiś błąd?
-Nie. Tak stare rody jak mój to istne średniowiecze. Mają obsesje na tym punkcie więc aranżują małżeństwa między kuzynostwem. Zdarzało się też między rodzeństwami. Ja w wieku czterech lat byłem już zaręczony z kuzynką. Rok temu powinienem wziąć ślub.
-Popieprzone.
-Jak cała moja familia od siedmiu boleści.
Rozmowę przerwał donośny huk zza ściany i wiązanka niewyraźnych przekleństw.
-Nie zwracaj uwagi. Sąsiedzi trzeźwieją.
-Trochę nie rozumiem co tu robisz. Z tego wynika, że jesteś cholernym szlachcicem z dzianego domu. Nawet masz rodowód jak rasowy pies. Co robisz...tutaj.
-Mieszkam. Nie jestem już dziedzicem wielkiego majątku. Zrzekłem się tego na własne życzenie jako piętnastolatek. Wiesz. Moja rodzina nie jest święta. Mają swoje...interesy i przez nie, nie zostają nigdzie dłużej niż z dwa miesiące. Często się przenosiliśmy. Ja i brat uczyliśmy się w domu. Nauczyciele jeździli z nami. Rodzice kupili te posiadłości…
Tu pokazał na zdjęcia dużych domów.
-O ile mi wiadomo dalej ich nie sprzedali, ale nie mam do nich prawa wstępu.
-Dlaczego uciekłeś?
-Bo poznałem Jamesa i Petera. Nie mogłem ich zostawić. Wszyscy mieliśmy swoje problemy i razem było nam łatwiej. Potter był wtedy chory na depresje, samotny, nieśmiały, niezdarny...Peter był uzależniony od narkotyków i miał problem z odstawieniem. Rogacz opiekował się nim, ale sam przy tym opadał na zdrowiu. Każdy z nas potrzebował wsparcia i dopiero, kiedy ja do nich dołączyłem, kółeczko się zamknęło. Było lepiej..do czasu, kiedy rodzice kazali mi się spakować. Spakowałem się i wyszedłem z domu. James się okaleczał. Nie darowałbym sobie jakby przesadził...
-Nie szukali cie potem?
Zapytał wymijająco. Nie chciał rozmawiać o sprawach Pottera. Były bardzo poważne i osobiste.
-Wręcz przeciwnie. Było im to bardzo na rękę, bo i tak uważali, że nie nadaję się do przejęcia ich firmy. Mamuśka roku z dumą pisała list informujący o moim wydziedziczeniu...To był jedyny raz, kiedy czuła dumę robiąc coś wspólnego ze mną. To naprawdę cudowna i troskliwa kobieta. *Czujta ten sarkazm*.
Powiedział podając mu list od rodziców.
-Początki nie były łatwe. Jako dzieciak z bogatego domu byłem brany za nieudacznika. Rozpuszczonego bachora. Nikt nie chce raczej przyjąć takiego pracownika. Coś trzeba było jeść...Ja nie proszę o pomoc. Ja radzę sobie sam. Tak sobie poradziłem, że zamknęli mnie za kradzież bułki ze sklepu. Po tym incydencie, zrodziły się plotki, że nawet kradnę..i słyszałem nawet, że ukradłem swój motocykl. To najśmieszniejsza plotka, patrząc na to jak było naprawdę. Policja zadzwoniła do moich starych, ale oni się do mnie nie przyznali. Pozwolili mi u nich zostać na dołku. Tylko miałem se szukać roboty, czy coś.
CZYTASZ
Coś Nie Pykło...[WOLFSTAR][HUNCWOCI]
Fanfiction✧Niemagiczne✧ Remus Lupin w wakacje przeprowadza się do swojej kuzynki. Poznaje tam paczkę Huncwotów. Z jednym z nich szczególnie się nie dogaduje. Dowiaduje się o wielu nieprzyjemnych żartach jakich dopuściła się grupa chłopaków, na jego przyjacioł...