Niespodzianka

228 23 5
                                    

Dan

Jest tutaj. Naprawdę tu jest. Ciężko mi uwierzyć własnym oczom. Nie wierzyłem, że ten plan ma jakiekolwiek szanse na powodzenie. A jednak przyleciała do Francji z mojego powodu. Mam przeczucie, że od tej pory już nic nie będzie w moim życiu takie samo.

Stoi twarzą do okna, w którym majaczy jej odbicie. Ubrana w sportową, szarą kurtkę i obcisłe jeansy. Jej włosy błyszczą w świetle lamp zamontowanych pod sufitem.

Drzwi za Samem zamykają się z cichym kliknięciem. Odczekuję jeszcze parę sekund, bojąc się odezwać, ale wreszcie to robię:

– Dobry wieczór, Betty.

Dziewczyna nie reaguje w pierwszej chwili. Waha się, jakby nie mogła uwierzyć własnym uszom.

– Betty? – powtarzam.

Dopiero teraz odwraca się powoli. Wygląda na zmęczoną, a na mój widok blednie jeszcze bardziej. Robi wielkie oczy, rozchyla lekko usta. Moje nerwy sięgają zenitu. Boję się, że mi ucieknie, znów się mi wymknie. Na szczęście nie ma dokąd uciec.

Omiata mnie spojrzeniem. Widzi moją rękę na temblaku oraz kilka szwów na twarzy. Mam jeszcze parę siniaków i obdrapań, ale tego nie jest w stanie zobaczyć. Przynajmniej na razie.

– Dan – szepcze, gdy odzyskuje kontakt z rzeczywistością i rzuca się mi w ramiona. – Mój Boże, Dan. – Zaczyna szlochać, ukrywając twarz w zagłębieniu mojej szyi.

Obejmuję ją zdrowym ramieniem, przyciągając do siebie z całych sił. Całuję jej miękkie włosy.

– Hej, nie płacz już. Jestem tu, razem z tobą.

Powoli Betty przestaje drżeć w moich ramionach. Czuję się jak największy szczęściarz świata i wtedy ona wybucha.

– Jesteś tu!? – Odpycha się ode mnie uderzając dłońmi zaciśniętymi w pięści w moją klatkę piersiową, co boli zważając na to, że oberwałem poduszką powietrzną. – Widzę, że jesteś! – Jej mina wyraża wściekłość. – Jesteś, a powinieneś być w szpitalu, leżeć na łóżku nieprzytomny w stanie ciężkim! – Jeszcze raz uderza mnie pięścią w pierś, zaciskając przy tym usta w cienką linię, oczy i policzki są wciąż mokre od łez.

– Tak, no tak jakby... – Pocieram dłonią kark – Niespodzianka! – Posyłam jej mój uśmiech skruszonego łobuza, ale chyba na nią nie działa.

– Niespodzianka?! Jesteś nienormalny?! – Nie przestaje krzyczeć. – Wiesz, co ja przeżywałam? Umierałam ze strachu o ciebie! Myślałam, że jesteś umierający, że być może już z tego nie wyjdziesz i lecę zobaczyć cię po raz ostatni! Dla ciebie opuściłam zajęcia, musiałam się tłumaczyć rodzinie i bliskim, przeleciałam pół Europy, obawiając się najgorszego! – Betty wymachuje rękami, jej głos znów się łamie. – Bałam się, że cię stracę!

Ponownie przyciągam do siebie roztrzęsioną dziewczynę, bo boję się, że za chwilę się rozsypie w drobny pył

– Wiem – mówię spokojnie prosto w jej włosy – przepraszam, to było słabe, ale musiałem cię tu jakoś ściągnąć. Nic mi nie jest, jestem cały, no prawie. Dziękuję, że przyjechałaś...

– Jestem zmęczona. – Odsuwa się, tym razem dużo spokojniej. Nie patrzy mi w oczy, tylko dłońmi przeciera policzki. – Zmęczona i głodna. Idę wziąć prysznic, a ty załatw coś do jedzenia, proszę.

– Jasne. – Uśmiecham się delikatnie, choć ona tego nie widzi, bo wzrok ma wciąż spuszczony.

Obserwuję, jak zdejmuje z siebie kurtkę, zawiesza ją na jednym z krzesełek. Następnie bierze swoją niewielką walizkę i znika razem z nią w łazience. Wciąż czuję uścisk w sercu, ale jestem dużo spokojniejszy, mając ją tuż obok.

Mój błękit ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz