Koncert

322 30 27
                                    

Telefon leżący na stole obok mojej ręki zaczyna wibrować. Wyłączyłam w nim dźwięk, ponieważ siedzę akurat w bibliotece uczelnianej. Jednak zamiast zbierać materiały o zmianach zachodzących w ekosystemie leśnym spowodowanych obecnością metali ciężkich, ja próbuję znaleźć jakiekolwiek informacje na temat snów: ich genezy oraz wpływie na ludzkie życie. Niestety znajduję tylko medyczny bełkot, z którego i tak niewiele jestem w stanie zrozumieć. Natomiast w internecie wyczytać można jedynie herezje różnego rodzaju astrologów i innych wróżek.

Nie ma nigdzie nic na temat takich snów, które mnie nawiedzają. Snów tak realnych, że równie dobrze mogłyby być alternatywną rzeczywistością. Może właśnie o tym powinnam poszukać książek? O równoległych wszechświatach?

Nie bardzo nawet wiem, do kogo mogłabym się zwrócić w tej sprawie o pomoc. Jedną z nielicznych osób, które wiedzą o mnie wszystko i którym mówię o wszystkim, jest Maks, ale jak mogę powiedzieć własnemu narzeczonemu, że śnię o innym mężczyźnie? O pocałunkach i o seksie z kimś innym? To prawie jak zdrada.

Ja i Maks znamy się już tak długo, że czasem mam wrażenie, że jesteśmy raczej jak para przyjaciół, niż dwójka zakochanych w sobie ludzi.

Komórka wibruje ponownie. Zerkam na nią z zaciekawieniem. To od Rudej: Gdzie jesteś, czekamy już pod klubem!

Cholera jasna.

Spoglądam na zegar na telefonie. Jest za dziesięć dziewiętnasta. Miałyśmy się spotkać pod klubem, którym odbędzie się dzisiejszy koncert. Ruda zapomniała wziąć ze sobą biletów. Prosiła, żebym je zabrała z mieszkania, bo ona już nie wracała do niego po zajęciach.

Teraz czeka na mnie pod klubem, nie mogą wejść ze znajomymi do środka, bo ja mam bilety. Koncert zaczyna się za dziesięć minut. Wprawdzie biblioteka nie jest daleko klubu, ale na pewno nie zdążę na czas.

Zbieram w pośpiechu swoje rzeczy. Dwie książki będę musiała wypożyczyć, żeby napisać przez weekend referat.

Niemalże wybiegam z biblioteki w rozpiętym jeansowym płaszczu, z książkami w rękach i torebką niedbale zarzuconą na ramię. Słońce już zaszło, ale na szczęście wieczór jest dość ciepły

Na miejsce udaje mi się dotrzeć w piętnaście minut. To całkiem niezły wynik, ale jestem spóźniona. Muszę obejść budynek, żeby dotrzeć pod główne drzwi wejściowe, gdzie czeka Ruda ze znajomymi. Wybiegając zza rogu, wpadam na kogoś. Książki wypadają mi z rąk, torebka spada z ramienia na chodnik, wypada z niej kilka rzeczy w tym bilety.

– Przepraszam – rzucam zdenerwowana, a w duchu klnę jak szewc.

Kucam i zaczynam zbierać swoje rzeczy. Mężczyzna, na którego wpadłam robi to samo. Nawet na niego nie spoglądam. Jedynie mój wzrok pada na jego wytatuowane kostki palców, kiedy podaje mi moje książki. Następnie zbiera bilety. Łapię je w pośpiechu.

– Miłej zabawy – mówi po angielsku swoim niskim głosem, który słyszę trochę niewyraźnie, bo szumi mi w uszach.

Ruda będzie na mnie wściekła za to spóźnienie.

– Dzięki – odpowiadam w tym samym języku. Pewnie to jeden ze studentów z wymiany.

Podnosimy się równocześnie i ruszamy każde z nas w swoją stronę. Przeliczam szybko bilety – są wszystkie.

Doznaję jakiegoś dziwnego przeczucia. Dziwne ukłucie w żołądku. Odwracam się jeszcze za mężczyzną, na którego wpadłam. Jednak dostrzegam tylko jego oddalająca się sylwetkę. Pomimo kilku latarni, wokół klubu panuje półmrok. Zauważam jedynie, że mężczyzna jest wysoki, ma ciemne włosy i ubrany jest w czarną skórzaną kurtkę. Po chwili stapia się z cieniami i znika za rogiem klubu.

Mój błękit ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz