Tylko sen

272 34 14
                                    

Idziemy przez przyciemniony korytarz w stronę sceny. Przed nami kroczą pozostali członkowie zespołu, niektórzy także ze swoimi dziewczynami. Od czasu do czasu rzucają jakimś zabawnych hasłem albo się przekomarzają. Nie pamiętam ich imion i wcale nie zależy mi na tym, żeby sobie je przypomnieć. W końcu to jedynie sen.

Staram się nie zwracać na nich uwagi. Liczy się tylko to, że jestem tu z Danem, który zarzucił ramię na moją szyję, a z jego twarzy nie znika krzywy uśmiech. Muszę się nim nacieszyć, zanim się obudzę, a cały czar pryśnie.

Dan jest zdenerwowany. Wyczuwam to. Zawsze się denerwuje, przed każdym występem, mimo, że zagrał już na niezliczonej ilości koncertów. Nie wiem, skąd to wiem. Po prostu wiem.

Kiedy docieramy na miejsce, ekipa rozchodzi się do swoich instrumentów. Z głośników leci jakaś muzyka, a zza wielkiej, białej kurtyny, która lada moment opadnie, słychać odgłosy dobiegające z widowni. Ludzie skandują nazwę zespołu.

Ja i Dan zatrzymujemy się przy schodach prowadzących na podest. Dan przebiera szybko nogami, rozciąga ramiona, jakby rozgrzewał się do biegu. Cała uwagę skupia na swoich kolegach z kapeli, którzy zaczynają grać intro, jak tylko muzyka z głośników cichnie.

Wreszcie chłopak odwraca się w moją stronę. Uśmiecha się szeroko, nieco rozluźnia. Odwzajemniam uśmiech i dokładnie się mu przyglądam. Wygląda nieziemsko, choć jest ubrany w nieco wyblakłe i rozdarte czarne jeansy i koszulkę bez rękawów, która odsłania jego szczupłe, ale umięśnione ramiona. Mam ochotę się w nich zatopić. Dlatego szybko przenoszę wzrok na jego oczy – przeraźliwie błękitne. To mój błękit.

Dan poprawia swoje czarne, przydługawe włosy, a następnie obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie.

– Będziesz trzymać kciuki? – pyta na tyle głośno, żeby móc przebić się przez coraz głośniejszą muzykę, dobiegającą ze sceny.

– Oczywiście! – zapewniam. – Zaśpiewasz jakąś piosenkę specjalnie dla mnie?

– Wszystkie piosenki śpiewam dla ciebie!

Skrada pocałunek z moich ust i w tym momencie opada kurtyna, a Dan wybiega na scenę, łapiąc po drodze mikrofon od jednego z technicznych. Na jego widok, tłum przestaje skandować, a zaczyna krzyczeć, zwłaszcza jego damska część. Jakoś nawet nie jestem zazdrosna, bo wiem, że Dan jest tylko mój. Przecież to mój sen!

Przystaję przy jednej ze ścian i zza kulis obserwuję, jak zespół gra kolejne utwory. Dan biega po całej scenie, wyśpiewując słowa piosenek i próbując porwać oglądający ich tłum do zabawy i wspólnego śpiewu. Wcale nie jest to takie trudne, bo widownia jest zachwycona koncertem.

Praktycznie przy każdym utworze Dan spogląda na mnie, jakby upewniając się, że wciąż tu jestem. Od czasu do czasu nawet puszcza do mnie oko, a ja czuję jak po moim sercu rozlewa się fala gorąca.

Jedno wiem na pewno – nie chcę się obudzić.

Zespół nagle zwalnia tempo, ze wzmacniaczy płyną pierwsze dźwięki jednej z ich ballad. Dan odkłada mikrofon na stojak. Widać, że jest zdyszany. Krople potu spływają po jego twarzy i ramionach. Bierze głęboki wdech i mówi prosto do widowni:

– Ten utwór dedykuję pewnej wyjątkowej dziewczynie. – Odwraca głowę w moją stronę tak, żeby nie odrywać ust od mikrofonu. – Kochanie, jeśli to sen, to ja nie chcę się obudzić.

Że co?

Prostuję się jak struna i otwieram szeroko usta. Co miały oznaczać te słowa?

Dan zaczyna wyśpiewywać pierwsze słowa piosenki, kiedy czuję szarpnięcie za ramię.

– Hej, słońce, obudź się.

Otwieram powoli oczy, czuję się zupełnie zdezorientowana, jakbym dopiero co wybudziła się ze śpiączki. Mrugam kilka razy. Widzę nad sobą twarz mojej współlokatorki.

– Co jest? – pytam zachrypniętym głosem.

– Już ósma trzydzieści, a na dziesiątą masz być na zajęciach.

– Cholera – klnę pod nosem i powoli podnoszę się do siadu.

– Masz szczęście, że dzisiaj nie mam zajęć. Inaczej byś całkiem zaspała. Musiałaś mieć przyjemny sen.

– Mhm – mruczę.

Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo przyjemny. Ostatnio miewam tylko takie. Jeszcze trochę i będę robić wszystko, żeby przesypiać jak najwięcej czasu.

Dzięki Rudej mam czas na szybki prysznic i jakieś śniadanie przed wyjściem na uczelnię. Siedzę w kuchni przy stole i zajadam przygotowane naprędce kanapki. Przeżuwam właśnie jedną z nich, a Dan staje przed moimi oczami jak żywy. Z reguły większość ludzi nie pamięta swoich snów albo nie potrafi opisać osób, które pojawiają się w tych snach. Bardzo często jest tak, że kiedy śni się nam ktoś, kogo znamy, to bardziej czujemy, że to dana osoba aniżeli rozpoznajemy ją z wyglądu.

W moim przypadku jest zupełnie inaczej. Potrafiłabym opisać Dana w najdrobniejszych szczegółach. Jego niebieskie, wiecznie rozbawione spojrzenie. Włosy czarne jak noc. Jedynie czego nie umiem zapamiętać to tatuaży... Z wyjątkiem tego na obojczyku. Tego, który przedstawia moje imię...

– Jedziesz na ten weekend do domu? – pyta Ruda, która wchodzi akurat do kuchni. Włącza czajnik i wyciąga z szafki swój ulubiony kubek, do którego wsypuje łyżeczkę rozpuszczalnej kawy.

– Raczej tak.

– A w przyszły? – dopytuje

– W kolejny zostaję tutaj. Maks jedzie do Gdańska na szkolenie. Więc może podciągnę trochę z materiałem.

– Rany, ale z ciebie kujonka. – Dziewczyna przewraca zabawnie oczami. – Ale skoro nie jedziesz, to może wtedy pójdziesz z nami na koncert w piątek?

– Koncert? – pytam lekko zaskoczona, bo na to słowo mój żołądek wywraca się do góry nogami. Czuję pewien niepokój. – To chyba niezbyt dobry pomysł... – dodaję nerwowo.

– Dlaczego? Skoro zostajesz na miejscu! – Ruda siada przy mnie z kubkiem kawy. – Będzie fajnie. Przecież to dopiero początek roku, już mi nie wmówisz, że masz aż tyle nauki.

– To nawet nie o to chodzi... – jąkam się. Nie wiem, jak się wymigać od tego koncertu. – Pewnie Maks nie będzie zadowolony, że gdzieś wychodzę bez niego...

– Oj, proszę cię, daj spokój – oburza się Ruda. – To tylko koncert! Daj się namówić, proszę! Nigdy nigdzie nie wychodzimy razem. Albo zaszywasz się w książkach albo wracasz do tego swojego Maksa, który tak na marginesie jest trochę gburowaty i średnio do ciebie pasuje...

Posyłam dziewczynie mordercze spojrzenie.

– Mówisz o moim narzeczonym.

– No dobra, dobra. Ale on nawet nie musi o niczym wiedzieć. Nikt mu się przecież nie wygada. Chodź z nami, proszę, będzie fajnie!

Mówiąc „z nami", Ruda ma na myśli swoich znajomych z roku, którzy są naprawdę spoko.

Wbijam wzrok w dłonie. Skórki przy paznokciach mam mocno obgryzione. To przez te moje dziwaczne sny.

– Dobra, zastanowię się – obiecuję. – A co to w ogóle za koncert?

– Świetna kapela! Na pewno ci się spodoba. Hell Hunters.

– Nie kojarzę – mówię z nutą niepewności.

– Serio? Pochodzą ze Stanów. Grają metal, a przecież lubisz takie klimaty.

– Ale, serio nie kojarzę – zapewniam ją.

– To będziesz miała okazję, żeby poznać! Super! Tak się cieszę, że pójdziesz z nami! – niemalże wykrzykuje. – Idę kupić dla nas bilety! – dodaje z entuzjazmem. Bierze swój kubek i wychodzi z kuchni.

– Powiedziałam, że się zastanowię! – krzyczę za nią.

„Hell Hunters", pfff na szczęście ta nazwa zupełnie nic mi nie mówi. 

***

Media: Black Veil Brides - "Faithless" (Alive & Burning)


Mój błękit ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz