Czkawka uderzył prawą pięścią w brzuch, lecz uniknął tego. Chłopak szybko odskoczył od niego, lecz nie zdążył, przez co zamaskowany "przyjaciel" blisko. Kopnął Czkawkę kolanem w brzuch i łokciem w twarz. Chłopak szybko zasłonił się, lecz niewiele to dało, bo zaraz z powrotem dostał w twarz pięścią. Czkawka odskoczył na większą odległość i starł krew z twarzy. Odzyskał zmysł równowagi i zaatakował. Chłopak atakuje z prawej, zamaskowana postać blokuje go z prawej. Czkawka uderza pięściami, tajemnicza postać blokuje otwartą, sztywną dłonią. Zamaskowana postać atakuje z lewej, Czkawka robi unik do prawej, gdzie blokuje kopnięcie. I tak na zmianę.
Czkawka pov.
Prawa. Lewa. Lewa. Blok. Kopniak. Blok. Przewrót. Prawa. Blok. Lewa. Unik. Skok. Tył. - Powtarzał ciągle w myślach kolejności ruchów, które zaraz później wykonuje. Nie znał go. Nigdy nie widział na oczy. Czy może on mieć coś wspólnego z ostatnim lepiej dopracowanym planem łowców? Być może.
Lewa! Nie zdążyłem zrobić uniku i upadłem do tyłu. Auć. Myj tyłek. Szybko wstałem na nogi gotowy do walki, lecz kiedy spojrzałem na niego, nie było po nim śladu. Zdezorientowany rozciągnąłem mięśnie. Chyba muszę zrobić sobie dodatkowy trening.
- Szczerbatek! - Zawołałem smoka. Nie możliwe, by rozmył się tak po prostu w powietrzu. Tak po prostu się nie da. Jeśli na smoku przeszukam wyspę, powinienem go znaleźć.
- Mamy intruza. Nie, nic mi nie jest. Spokojnie. Chodź, musimy go złapać.
Szybko wznieśliśmy się nad drzewa. Było łatwiej, bo w tym lesie mieszkały drzewokosy, przez co można było zobaczyć, jeśli ktoś był w lesie. Jednak zbliżał się już wieczór, a my nadal go nie znaleźliśmy. Nie wiem jak to się stało, ale jeśli nie znaleźliśmy go do wieczora, to zapewne udało już mu się uciec.
Pogłaskałem Szczerbatka po głowie i zszedłem z niego. Razem ruszyliśmy w stronę wioski, która leży pośrodku lasu. Ech... Wczoraj zostałem poproszony o pomoc w wytrenowaniu młodzieży Berk, i wybraniu z nich najlepszego, który zostanie wodzem. Po upewnieniu się że Szczerbatek dostał jeść, i inne smoki w stajni, szybkim krokiem ruszyłem w stronę Wielkiej Twierdzy, gdzie powinni się teraz wszyscy znajdować.
Pewnym ruchem otworzyłem drzwi do Twierdzy i wszedłem, zwracając tym samym uwagę wszystkich znajdujących się na sali. Nie przejmując się tym, podszedłem do stołu gości i oparłem się o filar, który stał obok.
- Jutro. Arena. Wschód słońca. - powiedziałem i odpychając się nogą od filaru ruszyłem w stronę wyjścia. Niech sam se to im tłumaczy. Prosił mnie o pomoc, pomogę, ale nich sam im tłumaczy co, gdzie i jak. Poza tym, nie robię tego dla nich, tylko dla naszego wodza. A to oznacza... że wreszcie mogę się zemścić. Nikt nie zabroni mi ich torturować ćwiczeniami! Już ja dopilnuję, aby wyszli z moich treningów cali obolali. Oj tak...
Szybkim krokiem wyszedłem z twierdzy i ruszyłem w stronę mojego domku. Mój domek nie leży w wiosce, lecz poza nią. Nad klifami. Mam ładne widoki zachodów słońca. Mój domek jest ogólnie wbudowany w skałę. Można się tam dostać tylko na smoku, lub jest jeszcze jedno przejście, a dokładniej schody, ukryte za wodospadem spływającym z samej góry skały. Tak więc woda z wodospadu przepływa koło mojego domku, dzięki czemu mam do niej bieżący dostęp.
Szybko przeszedłem za wodospadem i wspiąłem się po schodach do góry do domku. Dzisiejszy dzień był... męczący. Możliwe że powinienem powiadomić wodza, ale mi się nie chce. Heh. Z resztą. Jeśli nie zaatakuje smoków i mojej wyspy, mogę zachować go w tajemnicy. Jeśli natomiast zaatakuje, będę bezlitosny. Chociaż... może se atakować tych z Berk. Nie żal mi ich. Szczególnie ich wodza. Nie lubię go.
Kiedy wszedłem do domku, szybko obmyłem twarz z krwi i zabandażowałem szyję. Co jak co, ale na dobry sen zasługuję. Szybko przekąsić kanapkę z pastą z ryb i wszedłem pod kołdrę wtulając się w drewniane deski (?). Zerknąłem jeszcze na spokojnie śpiącego obok Szczerbatka i oddałem się w objęcia Morfeusza.
REKLAMA:
ZOSTAW GWIAZDKĘ
I KOMENTARZ!
POMOGĄ NA WSZELKIE BÓLE
CIAŁA I MÓZGU
NIE PRZYJMUJEMY REKLAMACJI !Rano obudziły mnie promienie słońca i ptaki ćwierkające. Szybko wstałem i poszedłem obmyć twarz wodą. Spojrzałem jeszcze na leżącego obok smoka i wrzuciłem mu obok kilka ryb, jak się obudzi. Sam nie byłem głodny, więc wypiłem tylko szklankę mleka i wyszedłem z domku. Stąd mam też idealny widok na port i plażę.
Dopiero światło, więc wziąłem do kubka kawę i wybiegłem z domku kierując się w stronę areny. Kiedy dotarłem na miejsce, okazało się, że oni już tam czekają. Co za przypał. Dobra, trzeba nauczyć towarzystwo pokory.
- Skoro wszyscy są, przedstawię wam kilka zasad.
Po pierwsze: Słuchacie się mnie.
Po drugie: Nie pyskujecie.
Po trzecie: Nie próbujecie mnie zabić, Sączysmark.
Po czwarte: Nie zabijacie smoków.
Po piąte: Nie podważacie moich decyzji.
Po szóste: Robicie to co mówię.
Każde nieposłuszeństwo, będzie karalne dodatkowymi ćwiczeniami. - Warknąłem i już po raz trzeci zatrzymałem topór Sączysmarka lecący w moją stronę.
- Smark! Trzydzieści pompek! Na ziemię i robisz! - Warknąłem przykładając jego głowę nogą do ziemi. Kiedy Smark odmówił, szybko włożyłem do buzi kciuka i środkowy palec i gwizdnąłem. Chwilę później przyleciał Szczerbatek i warknął na Smarka. Od razu podziałało! Wiedziałem.
- Brawo Mordko. - Pochwaliłem smoka.
Kiedy Smark ukończył je robić, wstał cały zlany potem. Uśmiechnąłem się na ten widok, ale nie skomentowałem, chodź miałem wielką ochotę. Ja tyle robię codziennie jedną ręką. Ale cóż, widocznie to nie wystarczyło, aby pokonać zamaskowaną postać. Westchnął.
- Na początek, potrenujemy obowiązki wodza. Każde z was po kolei będzie ratowało tę owcę. Załóżmy że to jest dziecko które jest w niebezpieczeństwie. - Powiedziałem i wskazałem na owcę stojącą przed Szczerbatkiem.
- Astrid! Ty pierwsza. -Dziewczyna kiwnęła tylko głową i wyjęła sztylet, nie wiadomo skąd i ruszyła na smoka!
- Astrid! - Krzyknąłem i ruszyłem w jej stronę. Jednym kopnięciem wykopałem jej nożyk z ręki. Nie wiem co sobie myślała, ale szybko temu zaradziłem.
- Czwarta zasada?! Nie zabijacie smoków! A ty co zrobiłaś?! Ruszyłaś go zabić! - Wydarłem się na nią.
- Te demony nie zasługują na wolność i życie! - Krzyknęła.
- Oblałaś. Ocena: Naganna. - powiedziałem załamany.
- Śledzik, teraz ty. - Grubasek kiwnął głową i zaczął myśleć, po czym wziął rybę i rzucił obok smoka, który się nią zainteresował, zostawiając w spokoju dziecko (owcę).
- Dobrze. Ocena: Bardzo dobra.
- Sączysmark! Ty.
Sączysmark zrobił to samo co Śledzik. Wziął do ręki rybę, i rzucił obok smoka. A raczej próbował, bo nie wcelował, i rzucił na niego, co tylko go rozwścieczyło. Miałem niezły ubaw, kiedy smok zaczął gonić Smarka po całej arenie. Cóż, przynajmniej dziecko (owcę) zostawił w spokoju.
- Ocena: Niedostateczna - Powiedziałem ledwo powstrzymując śmiech, na widok Smarka trzymającego się za palące się gacie i biegającego po całej arenie. Oczywiście był też jego ulubieniec, który wgryzł się w jego nogę, więc biegał podskakują co chwila na jednej nodze i machając drugą próbując pozbyć się smoka.
***
- Cóż, na dzisiaj wystarczy - Powiedziałem po jakże imponującym pokazie bliźniaków, którzy próbowali podpalić się siebie nawzajem (?).
Kiedy wszyscy się rozeszli, wsiadłem na Mordkę i zrobiliśmy jeszcze kilkugodzinny lot przed obiadem.
~~~~~~
Nie pytajcie o nazwę rozdziału xD Wiem. Dziwna.
CZYTASZ
ᴢᴀᴛʀᴀᴄᴏɴʏ ᴡ ᴄɪᴇᴍɴᴏŚᴄɪᴀᴄʜ || ʜɪᴄᴄꜱᴛʀɪᴅ
FanficPewnego dnia na wyspę, zamieszkaną przez smoki, przypłyneli wikingowie. Zrobili wielki zamęt. Po naradzie, ustalono że Chłopak, 21-latek, będzie trenował ich na wodza tamtej wyspie. Grupka nastolatków zebrała się na arenie. Myśleli, że będzie to coś...