XIII: Smoczy jeździec doznaje szoku

434 34 14
                                    


Chłopak otworzył szeroko oczy, wpatrując się w stojącą przed nim kobietę. Była wysoka, lecz on od niej wyższy. Miała duże zielone oczy i brązowe włosy. Bez wątpienia. To była jego matka. Czkawka miał mgliste wspomnienia związane z nią, lecz bardzo dobrze pamiętał jej twarz.

Kobieta bardzo dokładnie skanowała jego twarz. Po chwili ciszy zielonooki rzucił się w ramiona matki, przytulając ją mocno. Kobieta uśmiechnęła się szeroko. Po chwili z jej oczu zaczęły płynąć łzy.

- Mamo.... - wyszeptałem

- Jestem. Nigdzie się na razie nie wybieram. - wtuliłem się w jej ramię, czując łzy w oczach. Tyle lat jej nie widziałem. Myślałem że zginęła... Myślałem, że została porwana....

- Czkawka, posłuchaj mnie teraz uważnie. Ostatnio na wodach grasują obce statki. Polują na smoki, to nie wikingowie, to...

- ...Łowcy Smoków - przerwałem jej

- Tak. Czkawka. Oni są bardzo niebezpieczni, lecz ostatnio... - domyśliłem się. Ostatnio coś nie pasowało. Może i Viggo był mądry i w ogóle, ale to co teraz się działo, było jeszcze bardziej szalone, niż gra z nim w szpony i topory! Ale, zaraz. Skąd mama ich zna?!

Widząc mój wzrok, uśmiechnęła się i zagwizdała głośno. Przez chwilę nic się nie działo, lecz zaraz na niebie zobaczyłem jakiś kształt. To.... To był smok! Spojrzałem na mamę, która również wpatrywała się w lecącego do nas smoka.

Kiedy wylądował, okazał się jeszcze większy, niż się spodziewałem. Aż czułem wzbierającą się we mnie ekscytację. Nie dość że odnalazłem moją matkę, to jeszcze lata ona na smokach! Z uśmiechem podszedłem powoli do smoka. Miał piękne oczy, kolor ciała, wielkie skrzydła.... wszystko miał piękne!

- Mogę? - zapytałem, wyciągając rękę przed siebie, odwracając wzrok. Zaraz później poczułem łuski pod dłonią. Spojrzałem na smoka i uśmiechnąłem się szeroko, zaczynając go głaskać. - Cudowny - wyszeptałem.

Nagle podeszła do mnie mama. W ręku miała zwinięty rulon. Miała poważną minę. Miałem jeszcze tyle pytań, których najwyraźniej nie było mi dane teraz zadać.

Wziąłem rulon do ręki i powoli go rozwinąłem. Spoglądając na zawartość, czułem ogarniający mnie strach. Moje ręce zaczęły się trząść, wraz z każdym kolejnym przeczytanym słowem. Szybko zwinąłem rulon i spojrzałem na mamę. Miała zaciśnięte usta i ściągniętą twarz. Wyglądała na opanowaną, lecz w jej oczach krył się strach taki sam jak mój.

Rozumiejąc że to już pożegnanie, znów ją przytuliłem. Nie Chciałem aby odlatywała. Chciałem aby została, lecz było to niemożliwe. Ona po prostu musi odlecieć, gdyż On mógłby się o niej dowiedzieć, a wtedy byłby już koniec. Koniec wszystkiego. Przełknąłem głośno ślinę i odsunąłem się od matki. Uśmiechnęła się do mnie po raz ostatni, i wsiadła na smoka, odlatując w promieniach zachodzącego słońca. Odchyliłem głowę do góry, zaciskając zęby i powstrzymując łzy.

Po ogarnięciu się, ponownie ruszyłem pędem do wioski. Muszę czym prędzej zakończyć te szkolenie na wodza.

*** GWIAZDKA? KOMENTARZ? PROSZĘ..... c:

- Dziś wraz z waszym wodzem, zaprezentujemy sztuki walki. Atak i obrona. Będziecie między sobą walczyć. Później wyznaczę pary. A teraz pod ścianę i oglądać, bo drugiego razu nie będzie! - kiedy wszyscy ustawili się pod ścianą, nie minęła chwila a uchyliłem się przed ciosem w plecy.

Nie ładnie, Atakować od tyłu i to bez rozpoczęcia... nie ładnie... trzeba pokazać Stoikowi, kto tu rządzi. Niech zna swoje miejsce.

Uchyliłem się i obróciłem na pięcie jednocześnie. Prawa noga do przodu, lekko ugięte kolana, ręce przed sobą w pogotowiu. Oczu skanujące każdy ruch przeciwnika. Miam idealną postawę.

Stoik wkurzył się i natarł ponownie. Prawy sierpowy. Blokada. Odskok w tył. Unik. Podcięcie. W splot słoneczny. Blokada. Cios. Blokada. Salto w tył. Unik. Skok. Cios. Wślizg. Kop. Unik. Cios w kark. Koniec.

Podniosłem prawą rękę jak do samolocika i zgiąłem ją kawałek po czym zacząłem robić nią małe kółka, rozmasowując ramię. Spojrzałem po rówieśnikach i uśmiechnąłem się złośliwie.

- No, to teraz wasza kolej. Śledzik vs Szpadka. Sączysmark vs Mieczyk. Astrid, ty będziesz walczyć przeciwko Kathrine. - Wydzieliłem

- No co tak stoicie?! Ruszać Się! - Warczę, widząc że o milimetr się nie ruszyli z miejsca. Kiedy oni tak walczyli, zacząłem rozmyślać nad Nim. Bez względu na wszystko, trzeba było przyspieszyć szkolenie.

Ja wiedziałem, że On jest szalony, ale że aż tak?!

Złapałem się za nasadę nosa i zamknąłem oczy.

Cholera.

- Kolana ugnij! Nie zamykaj oczu! - Podszedłem do tego cymbała, który miał proste nogi i zamknięte oczy. - Śledzik! Ile razy mam powtarzać, że KOLANA MAJĄ BYĆ UGIĘTE A OCZY OTWARTE?!

Mięsień na twarzy mi zadrgał. Szybko odwróciłem się. Niestety za późno. Po chwili byłem przyszpilony do ziemi przez Szczerbatka.

- Hej... Mordko. Co tam? - pytam głaszcząc go po mordce. Uśmiechnąłem się na jego widok, lecz zaraz skrzywiłem się, czując jego ślinę na mojej twarzy....

Cóż... to był ciężki dzień nie powiem. Niech cieszą się, że kończymy dopiero o dwudziestej trzeciej, bo normalnie ćwiczyli by tak do czwartej jak nie do piątej.....

Po ogłoszeniu końca treningu, wsiadłem na smoka i odleciałem do domku. na szczęście Astrid poradziła sobie z tymi miksturami. Na Początku miałem obawy, kiedy wracałem do wioski, lecz widząc smoki i ludzi szczęśliwych, odetchnąłem z ulgą. Może jednak nie jest taka beznadziejna jak myślałem...?

-~-~-~-~-~-~-~-~-

Kto Zgadnie kim jest ON ? :)

Następny Rozdział Min. 20 Gwiazdek

ᴢᴀᴛʀᴀᴄᴏɴʏ ᴡ ᴄɪᴇᴍɴᴏŚᴄɪᴀᴄʜ || ʜɪᴄᴄꜱᴛʀɪᴅOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz