Maraton 2 / 3
„W świecie pełnym nienawiści ciągle musimy mieć nadzieję. W świecie pełnym zła, wciąż musimy być pełni otuchy. W świecie pełnym rozpaczy, nadal musimy mieć odwagę, by marzyć. W świecie zanurzonym w nieufności, my ciągle musimy mieć siłę, by wierzyć".
=================
Wstałem rano, nie chcąc naprzykrzać się ojcu. Z zamiarem szybkiego zjedzenia śniadania i udania się do szczerbatka na długi lot, zszedłem do kuchni. Szkolenie niedawno się skończyło. Astrid oczywiście wygrała i zabiła koszmara ponocnika. Mnie przy tym nie było, bo wolałem na to nie patrzeć.
- Masz śniadanie. - powiedział nie spoglądając nawet na syna i wymijając go w drzwiach.
- Potem pozmywaj.
Zjadłem dwie kromki chleba z bardzo cienkimi plasterkami sera i wypiłam wodę. Potem poszedłem umyć talerz. Odstawiałem ją na półkę, ale talerz wypadł mi z rąk. Po chwili rozpadł się na drobny mak. Ojciec zwabiony hałasem do kuchni krzyknął:
- Ty głąbie jeden! Jak śmiałeś rozbić talerz?! To była chińska porcelana! Ja już cię nauczę szacunku!
- a-l-le...
Ojciec uderzył mnie w twarz. Musiał uderzyć którymś odłamkiem, bo po chwili zaczęła się sączyć krew z policzka.....
Pierwszy raz mnie uderzył. Nigdy tego nie robił. To był dla mnie tak wielki szok, że hej. Po posprzątaniu tego szybko wybiegłem na dwór. Pobiegłem na Krucze Urwisko. Dawno nie latałem, a to mnie odstresowuje. Zjechałem po ziemi, przeszedłem po kilku kamieniach.
Razem ze szczerbatkiem musimy bardzo uważać, aby nikt nas nie zauważył podczas latania. Siodło projektowałem i tworzyłem głównie po nocach, aby nikt tego nie odkrył.
Podszedłem do niego, założyłem siodło i wsiadłem na niego. On prawie od razu wzbił się w powietrze. Musiałem się odstresować, uciec od tego wszystkiego. Szkolenie się niedawno skończyło, więc za kilka dni, a znając życie, jutro. Będę musiał rozstać się ze Szczerbatkiem. On wiele dla mnie znaczy. Jest moim pierwszym, jedynym i zarazem najlepszym przyjacielem.
Wiem, że mogę na niego liczyć, a on na mnie. Nigdy go nie zawiodę. On jest małą, radosną iskierką w moim szarym, złym, życiu. On jest powodem dla którego chce mi się żyć.
Wzbiłem się w powietrze. Jak najszybciej i za wyspą. Jak dzida pędziliśmy w górę nad chmury. Dopiero kiedy dotarliśmy, przestaliśmy się tak śpieszyć, i zaczęliśmy cieszyć się lotem. Nagle Szczerbatek przekręcił się do góry nogami. Nie myłem na to przygotowany. Zacząłem spadać z siodła.Próbowałem złapać się smoka, lecz nie zdążyłem. Nie chciałem umierać w ten sposób. Zacząłem krzyczeć i wołać szczerbatka. Spadałem coraz niżej i niżej. Obejrzałem się za siebie, i zobaczyłem że Szczerbatek mnie gonin. Już dawno wylecieliśmy z chmur. Woda była coraz bliżej i bliżej. Starałem odwrócić się przodem do Szczerbatka. Wyciągnąłem ręce w jego stronę. Już prawie go miałem i..... Mam. Udało się! Szczerbatek szybko rozłożył skrzydła, po czym odleciał na bezpieczniejszy i bardziej zaludniony kawałek wyspy.
- Łuuchu! Ale była jazda! - Powiedziałem uradowany. Nigdy nie poczułem aż takiej adrenalinki. To było po prostu genialne! Szczerbatek zrobił trochę nie zadowoloną rybę, ale zaraz potem się uśmiechnął, oczywiście na swój smoczy sposób.
- Może jakoś to nazwiemy? Nie mordko? To będzie.... taki trik, sztuczka! - Smok w odpowiedzi mruknął przyjaźnie.
- To co, jeszcze raz? Ale tym razem, razem!
Szybko wsiadłem z powrotem w siodło i wzbiliśmy się w powietrze. Dolecieliśmy do chmur, a następnie przekręciłem się w siodle i zacząłem spadać. W tym samym czasie Szczerbatek złożył skrzydła i zaczął pikować w dół obok mnie. To było cudowne uczucie. Miałem wrażenie że latam, ale nie tak na smoku, tylko samodzielnie.... jak ptak. Właśnie! Ptak!
- Szczerbatek, co powiesz na nazwę tego triku ,,Ptak"? - Spytałem się kiedy tylko znów siedziałem w siodle.to było piękne. Kiedy Szczerbatek otwierał skrzydła, aby już nie pikować w dół, i abym mógł na niego wsiąść, wtedy blisko nad wodą przelatywał i rozbryzgiwał wodę! To niesamowite uczucie.
Niestety czas kończyć, ponieważ ojciec może zacząć coś podejrzewać. Ale, podziałało! Chciałem o tym wszystkim zapomnieć chodź przez chwilę, i mi się udało! No bo, przepraszam bardzo, ale kto normalny myślałby o czymś takim, kiedy się spadało z... właśnie, z ilu my metrów spadaliśmy? Nie ważne, później się policzy. Teraz muszę wracać do domu.
=================
Liczę na liczne komentarze. W którymś rozdziale zrobię KONKURS.
Będzie trzeba skomentować jak najbardziej książkę. SENSOWNIE!
Bezsensowne komentarze będę USUWAŁA!
Alvaques :*
CZYTASZ
ᴢᴀᴛʀᴀᴄᴏɴʏ ᴡ ᴄɪᴇᴍɴᴏŚᴄɪᴀᴄʜ || ʜɪᴄᴄꜱᴛʀɪᴅ
FanficPewnego dnia na wyspę, zamieszkaną przez smoki, przypłyneli wikingowie. Zrobili wielki zamęt. Po naradzie, ustalono że Chłopak, 21-latek, będzie trenował ich na wodza tamtej wyspie. Grupka nastolatków zebrała się na arenie. Myśleli, że będzie to coś...