Zima na dalekiej północy trwała zawsze przez większą część roku. Teraz nadeszła na dobre, pokrywając lodową czapą łańcuchy górskie i obsypując świat szronem. Jednak w królestwie Avelynar w sercach ludzi kwitła prawdziwa wiosna bowiem, po wielu miesiącach żałoby, nastąpił czas świętowania. Czas ulgi. Długie miesiące upłynęły w ogromnym napięciu, ale teraz miało być tylko lepiej. Na świat przyszedł królewski potomek. Jedyne dziecko króla i królowej miało od tej pory nieść nadzieje dla mieszkańców Avelynar. Królewska linia niemal wygasła, wraz z śmiercią króla kilka miesięcy wcześniej. Matka księcia, schorowana i osłabiona odeszła przy porodzie. Mimo tego, każdy w królestwie świętował. Wiele osób w całym kraju piło na umór w tawernach. Wszędzie słychać było wesołą muzykę i opowieści przekazywane z ust do ust. Na ulicach miast każdy uśmiechał się do każdego, a ogólna radosna atmosfera udzielała się nawet tym o najbardziej zgorzkniałych sercach. Wszyscy mieli nadzieję na trochę normalności. Mieli nadzieję że wydarzenie to zakończy konflikt. Cały kraj patrzył w napięciu na wydarzenia ostatnich dni.
Osoba która była w centrum uwagi, nie miała o tym nawet pojęcia. Vinto Lithaes był za mały żeby cokolwiek zrozumieć. Choć jego imię było na językach wszystkich ludzi w Avelynar, on jedynie wesoło szczebiotał do swojej piastunki, rozkosznie nieświadomy o odpowiedzialności jaka ciążyła na jego małych barkach. Na razie ktoś inny sprawował za niego władzę, ale już w dniu jego szesnastych urodzin, miał on włożyć na głowę koronę. Przed tym czekało go wiele lat szkoleń, z najrozmaitszych dziedzin, wszystko po to żeby miał szansę zostać dobrym władcą i pokierować królestwem.
Czasy nadal były mroczne, ale Vinto czekało teraz jedynie błogie dzieciństwo. Wesoły, wesoły czas. Nic nie mogło pójść źle.
Nikt jednak nie wiedział o ruchach planowanych przez wrogów. Mimo, że teraz zamilkli, nadal planowali, czając się w cieniu. I nadszedł czas do działania.
***
Opiekunka księcia była już starą kobietą, i choć trzymała się nieźle jak na swój podeszły wiek, to kolejne nieprzespane, przez niemowlaka noce dawały jej się we znaki. Czuła, że musi być przy księciu. Mimo, że miał on całą obstawę pokojówek i służących, to właśnie ona spędzała z nim najwięcej czasu. Od wielu lat była najbardziej zaufaną służką królowej, więc teraz po jej śmierci, opieka nad jej synem zdawała się być rzeczą naturalną. Kobiecina chciała jak najbardziej odpłacić się swojej pani. Poza tym widok dziecka sprawiał jej wiele radości, a każdy uśmiech był ogromną rekompensatą w zamian za zmęczenie i ból rozchodzący się w starych kościach. Czuła się znowu na miejscu. Patrząc w oczy księcia w kolorze oceanu, widziała królową. Patrzyli na nią w ten sam sposób. A kobieta napawała się tym uczuciem. Gdzieś w głębi kochała fakt, że jest ulubienicą rodziny królewskiej. Dodawało jej to wiele pewności siebie. Potrafiła bardzo rozpychać się łokciami między innymi służkami. Dlatego stała się samozwańczą "matką" księcia.
Nie dopuszczała do niego nikogo, poza zaufaną służbą. Ze wszystkich zakątków królestwa, a także sąsiadujących państw, przyjeżdżali delegaci, chcąc złożyć niejaki hołd dziedzicowi. Jednak nikt nie miał prawa ujrzeć Vinto. Dbała o niego jak o najdroższą i najdelikatniejszą rzecz. Dziecko w końcu miało ogromne znaczenie. Z dnia na dzień jej miłość do niemowlaka rosła coraz bardziej. Żałowała, że sama nie może mieć dzieci, jednocześnie dziękując bóstwom, że dostała od nich taką szansę.
To był spokojny wieczór. Vinto leżał grzecznie w swojej kołysce, a piastunka mogła na chwilę usiąść w swoim ulubionym fotelu i napić się kawy. Odesłała resztę służących mając nadzieje, że Vinto pójdzie dziś wcześniej spać.
Kiedy więc zobaczyła stojącą w progu dziewczynkę bardzo się zdziwiła. Mała mogła mieć z osiem lat. Na policzkach miała ogromne rumieńce, a oczy lśniły jej szkliście. Nieśmiało weszła do środka i rozejrzała się. Brązowe loki podskakiwały zabawnie z każdym ruchem.
CZYTASZ
Królewska Kołysanka
FantasySmoczy Pazur, twierdza na granicy dwóch skłóconych państw, to miejsce w którym każdy może szukać schronienia. Nikt, magiczny czy nie magiczny, człowiek czy nie człowiek, nie jest tu odrzucany. Właśnie tu większość swojego życia spędziła Florence, ob...