19.

215 10 0
                                    

Sabina obudziła się dopiero w łóżku w mieszkaniu Gregora. Obok niej leżał Ignaś, który z jej brzucha zrobił sobie poduszkę. Była ubrana w jedną z jego bluz, która minimalnie opinała jej brzuch. Odkąd brała nowe leki, szybko przytyła, a jej masa ciała wzrosła o trzy kilogramy. Nie chciała przytyć, ale wolała, aby jej skarb był bezpieczny i zdrowy. Uśmiech wdał się na jej twarz, gdy dziecko kopnęło, a ona mogła go dotknąć. Lekko kręciło się jej w głowie, gdy udała się w głąb mieszkania. Rozespana, udała się do pokoju Austriaka. Spał spokojnie, aż do wejścia Sabiny.

-Cześć.-Przywitał zaspanym głosem, przeciągając się.

-Dlaczego mnie przebrałeś?-Zapytała, nawet się nie witając.

-Chciałaś spać w butach i kiecce?

-Tak.

-Mhm...-Przewrócił się na drugi bok, przytulając Ignasia.-Kocham cię, mimo wszystko.-Powiedział, gdy polka rzuciła w niego poduszką. Kobieta weszła na łóżku i znów chwyciła poduszkę. Tyrolczyk złapał ją za nadgarstki i przypilił do materaca.-I co teraz?-Zapytał.

-I tak mi nic nie zrobisz, bo jestem w ciąży.-Uśmiechnęła się chytrze, a chłopak pocałował ją w czoło i podbrzusze, na co dziewczyna się zmieszała. Mężczyzna puścił ją i wstał z mebla.-Chodź, zrobię ci śniadanie.-Pociągnął ją za rękę, tak aby wstała.

-Nie szarp mnie Schlierenzauer.-Wyszarpała swoją dłoń.-Nigdy więcej.-Warknęła najgroźniej, jak umiała.

-Zrozumiałem. Nie musisz tak agresywnie.-Powiedział speszony.-Co chcesz zjeść?-Spytał ociężale.

-Zjem coś na mieście. Gdzie są moje rzeczy?

-W twoim pokoju.-W momencie ruszyła do swojego lokum, gdzie w niecałe pięć minut była gotowa do wyjścia. Wzięła Ignasia i udała się do wyjścia.-Wybierasz się gdzieś?-Drogę zagrodził jej Austriak.

-Tak jak mówiłam na miasto załatwić swoje sprawy.

-Wzięłaś leki?

-Tak.

-Ile cię nie będzie?

-Nie wiem, a teraz daj mi przejść.-Odsunął się niezadowolony, a kobieta wraz z psem, wyfrunęła z mieszkania prosto do kliniki weterynaryjnej, w której pracowała. Dotarła tam w niecałe 15 minut później.-Dzień dobry, pani Violetto.-Przywitała się łagodnie.

-Dziecko moje drogie, mów co się u ciebie działo! Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy. Wszyscy...-Wzięła ciężarną w ramiona, a do nich dołączyli pozostali współpracownicy.

-Zestresowałam się, a mój stan tego nie polepszył. Mam niedowagę, anemię i nadciśnienie.

-Twój stan?-Zapytała zmartwiona kobieta.-Sabina ułożyła ręce na brzuchu, uśmiechając się łagodnie.-Żartujesz sobie?-Kobieta wraz z innymi nie wiedziała co powiedzieć.-Dziecku nic nie jest?-Ułożyła rękę na jej ramionach.

-Jest całe i zdrowe.-Wzięli ją w objęcia.

-Nawet nie wiesz, jak się cieszę.-Violetta wyszeptała w jej ramię.-Jeśli za moment nie zwolnisz się albo nie weźmiesz urlopu macierzyńskiego to rozpętam III wojnę światową. -Powiedziała płacząc i ocierając łzy.

-Pani Violu, za moment ja będę płakać.

-Który to tydzień?-Zapytała, wyjąc jak wilk do księżyca.

-14.

-Dobra. Gratulujemy skarbie ty moje, ale zmykaj do dyrektorki, bo ja się muszę ogarnąć.-Wygoniła ją do gabinetu, gdzie czekała pani Liliana. Kobieta zapukała w drzwi i usłyszała „proszę".

Serce - Gregor SchlierenzauerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz