Rozdział 9

455 26 6
                                    

Minęło trochę czasu odkąd kompania wyruszyła pod Samotną Górę, a Kili został uleczony dzięki Tauriel. Elfki wyczuwały, że stanie się coś złego. Jednak co to będzie?

Blondynka miała wielki huragan w głowie. Nie wiedziała jak to poukładać. Uczucie, którym obdarzyła lata temu Thranduila. Pocałunek Thorina. Choroba Kiliego. Ujawnienie przed Tauriel swojego prawdziwego imienia...

Nie za dużo tego było jak na jej głowę. Przeklęta wichura nie chciała się uspokoić. Lottie nie wiedziała co ma robić była bezradna.

Wsparcie znalazła w Tauriel. Wiedziała, że jeśli ją poprosi to zachowa dla siebie ich rozmowy, że ją zrozumie. Rudowłosa również zwierzała się blondynce.

Przez ten krótki czas, który dostały bardzo się do siebie zbliżyły. Można powiedzieć, że zostały przyjaciółkami, zaufały sobie nawzajem.

🥀🥀🥀

Nagle huk zmącił spokój. Na zewnątrz rozległy się krzyki. Zapanowało zamieszanie. Kobiety spojrzały po sobie. Więc jednak Smaug wymknął się spod kontroli. Nie dali rady, a ten będzie się mścił na mieście.

Obie zabrały swoją broń i zaczęły wyprowadzać wszystkich przebywających w domu. Bain zamyślony stanął na środku pokoju. Lottie podbiegła do niego i złapała za przedramię.

- Lottie zabierz go w bezpieczne miejsce! - krzyknął Bard. Blondynka zatrzymała się i spojrzała na przyjaciela. - No już!

Dziewczyna mimo łez w oczach i bólu w sercu, że jej przyjaciel idzie na pewną śmierć, przytaknęła. Dogoniła Baina i razem z chłopcem kierowała się w stronę portu.

Byli już prawie na miejscu, kiedy ciemnowłosy zorientował się, że nie ma jego ojca.

- Lottie! Gdzie jest tata?!

- Bain nie ma czasu! Musimy się pospieszyć!

Pociągnęła go za rękę. Posadziła go w szalupie, która chwilę później odpłynęła. Elfka natomiast pomagała innym ludziom uciekać do portu.

Widziała jak szalupa Baina dopłynęła do przeciwległego brzegu. Był bezpieczny. - Chociaż on. - pomyślała z lekką ulgą.

🥀🥀🥀

Coraz więcej ludzi było bezpiecznych lecz miasto stało w płomieniach. Lottie chciała uratować ile się da, nawet jeśli oznacza to, że będzie musiała oddać swoje miejsce w szalupie. Warto wiedzieć, że ta dziewczyna zawsze, uparcie dąży do celu.

Była prawie pewna, że wszyscy już są na drugim brzegu. Bard odciągał uwagę smoka. Celował do niego z wieży strzelniczej.

Lottie sprawdzała najbliższe domy i ulice, żeby być pewna, że wszyscy są bezpieczni. Wtedy usłyszała szloch.

Spojrzała w ślepy zaułek. Skulony chłopiec, pewnie niewiele młodszy od Baina, siedział przerażony, a łzy ciekły mu po policzkach.

- Hej, nie płacz. Chodź szybko. Wydostaniem się stąd. - blondynka podeszła do niego ostrożnie, żeby się nie wystraszył.

Szybkim krokiem ruszyli w stronę portu. Wiedziała, że mają coraz mniej czasu. Musieli się pospieszyć.

Kiedy byli już na prawdę blisko ostatniej łodzi Smaugowi znudziła się dyskusja z Bardem. Odwrócił swój wielki łeb w stronę elfki i chłopca.

- O proszę! Co my tutaj mamy? - zawołała bestia. Lottie poganiała chłopca, sama oglądając się co chwila na łuskowatego. - Nie uciekajcie! Zrobię grilla!

Blondynka widziała jak otwiera paszczę, żeby zionąć w nich ogniem. Stanęła plecami do stwora, własnym ciałem osłaniając małego towarzysza.

Już miała powitać śmierć z przysłowiowymi otwartymi ramionami, lecz ta dalej nie nadchodziła. Ciszę pełną napięcia przerwał głośny huk, jakby coś ciężkiego spadło na ziemię.

Lottie odważyła się spojrzeć za siebie. Smaug leżał bez tchu na bruku. Spod skrzydła wystawała strzała. Czarna strzała. To znaczyło, że Bard trafił! Zabił smoka!

Bard zbiegł z wieży. Elfka nie wytrzymała i puściła się biegiem w jego kierunku. Wpadli sobie w ramiona. Żadne nie chciało śmierci drugiego. Przyjaźnili się od dłuższego czasu i zrozumiałe jest, że się do siebie przywiązali.

Skierowali się do ostatniej łodzi razem z zagubionym chłopczykiem. Z tamtąd popłynęli na drugi brzeg, gdzie na brązowowłosego czekał tłum ludzi chcących z nim porozmawiać.

𝐔𝐌𝐘𝐒𝐋 𝐙𝐀𝐏𝐎𝐌𝐍𝐈𝐀𝐋, 𝐀𝐋𝐄 𝐍𝐈𝐄 𝐒𝐄𝐑𝐂𝐄 â€Ē ð“ðĄðŦ𝐚𝐧𝐝ðŪðĒðĨOpowieści tętniące Åžyciem. Odkryj je teraz