Rozdział 12

470 25 1
                                    

Kiedy jednak usłyszała krzyk, zrozumiała co się dzieje. To była pułapka. Schowała się za drzewami, w cieniu, żeby jej i jej konia nikt nie zobaczył i obserwowała.

Armia orków i goblinów maszerowała w stronę bitwy. Lecz nie prowadził ich blady ork Azog, tylko inny. Podobny, ale inny. Więc ich przywódca Azog, albo był martwy, albo z innym oddziałem był już na polu bitwy. Lottie obstawiała to drugie.

Cicho zaczęła głębiej wchodzić w las i cień. Kiedy miała pewność, że wróg jej nie usłyszy, ani nie zobaczy popędziła na koniu spowrotem na pole walki. Musiała ich ostrzec. A jej serce biło z nadzieją, że kompania i Thranduil jeszcze żyją.

🥀🥀🥀

Jej koń jechał najszybszym cwałem jakim jechał dotychczas. Musiała dostać się tam przed nimi, bo nie chciała płakać na ich pogrzebach. To też motywowało ją, żeby jechać najszybciej jak to możliwe.

Drzewa zlewały się w jedno tło. Liczył się czas. Czas, który mogła źle obliczyć, co poskutkowało by tym, że nie zdąży ich ostrzec.

Była przerażona. Nie chciała tej wojny. Miała nadzieję, że jeśli są tam jacyś orkowie już, to elfy i krasnoludy nie próbują walczyć przeciw sobie tylko ramię w ramię.

Łzy wywołane przez wspomnienia zniknęły. Ale oczy zdradzają ją od młodego. Zawsze ukazywały jej prawdziwe uczucia. Umiała je schować, ale nigdy w stu procentach. Teraz pokazywały jej wieczną i bezinteresowną miłość, cierpienie, oraz co szczególnie się wysunęło to strach. Strach o bliskich. Strach przed stratą bliskich.

🥀🥀🥀

Będąc przy polu bitwy nie wierzyła własnym oczom. Tam była czysta rzeź. A rzeźnikami byli orkowie. Mijała trupy elfów, krasnoludów i ludzi. Jednak jedna rzecz ją cieszyła - nie minęła jeszcze żadnego ciała kogoś kto był dla niej ważny.

Nadzieja może mieć różne oblicza, lecz na polu bitwy, w walce jest najbardziej rozpaczliwa. Lottie uparcie się jej trzymała, że nie zginą ani Thranduil, ani Thorin, ani Gandalf, ani nikt inny z kompanii.

Wyciągnęła swój miecz, kiedy zobaczyła zgraję orków biegnących w jej stronę. Zeskoczyła z konia, który swoją drogą postanowił jej tym razem pomóc. Jednemu z stworów zdeptał głowę, a drugiego kopnął w czoło na tyle mocno, że skręcił mu kark. Elfka z pozostałą dwójką rozprawiła się równie szybko, pozbawiając ich głów.

Kierowała się w stronę ruin Dale. Podczas tej drogi z jej ręki ginęli kolejni orkowie. Nie nawiedziła tych stworów. Nienawidziła ich bardziej od Orophera. A to była nienawiść prawie niemożliwa do osiągnięcia.

Oropher rozdzielił ją z jej ukochanym. Złamał jej serce, a jedynie kto mógł je poskładać to Thranduil. Wiedziała jednak, że już nigdy nie będzie mieć możliwości na zrobienie tego. Ich losy rozeszły się na zawsze.

Orkowie to siły ciemności. To oni dążą do władzy nad Śródziemiem. To oni rozpętali tę wojnę. Wojnę, której nie chciała. Wojnę, której nie mogła wygrać. Chciała, aby i oni okazali jakieś uczucia. Ludzkie uczucia. Żeby okazało się, że potrafią kochać. Żeby poczuli to co czują ci wszyscy, którym zabijają rodziny.

🥀🥀🥀

A on? On nienawidził orków również. Również życzył im jak najgorzej. Ale nienawidził też Lottie. Nienawidził jej za to, że ją pokochał. Nienawidził jej za to, że nie może już zawsze być tym, który będzie ocierał jej łzy, że będzie tym przy, którym będzie się budzić co ranek przez resztę wieczności. Nienawidził losu jeszcze bardziej za to, że zmusił ich do zamknięcia tego rozdziału, za to że mogą go teraz tylko przeglądać, że nie mogą go pisać dalej, razem.

𝐔𝐌𝐘𝐒𝐋 𝐙𝐀𝐏𝐎𝐌𝐍𝐈𝐀𝐋, 𝐀𝐋𝐄 𝐍𝐈𝐄 𝐒𝐄𝐑𝐂𝐄 â€Ē ð“ðĄðŦ𝐚𝐧𝐝ðŪðĒðĨOpowieści tętniące Åžyciem. Odkryj je teraz