Cz. 7 Yaku

271 16 15
                                    

Dopiero, gdy w połowie nabrałem sił, z trudem starałem się otworzyć oczy. Po dłużśzej walce z własnym ciałem, udało się to. Od razu uderzyło mnie światło dziennie, wpadające do sali, w której się znajdowałem, co skutkowało niezbyt cichym mruknięciem niezadowolenia.

Lekko poruszyłem dłonią, ale czując, że coś mnie trzyma, spojrzałem w tamtym kierunku. Wtedy też dostrzegłem mojego kochanka, siedzącego na krześle, z główką na łóżku i śpiącego. Mimowolnie się uśmiechnąłem i jakoś wydostałem swoją dłoń z jego, zaczynając delikatni głaskać główkę Levka.

-Dzień dobry mój książę

Wyszeptałem szczęśliwy, że już po wszystkim i że nareszcie będziemy mogli żyć w spokoju, bez strachu przed jakimiś kretynami, którzy mogli skrzywdzić mnie lub jego.

Po dłuższym czasie zauważyłem jak mój aniołek marszczy brwi, co znaczyło, że zaczyna się budzić. Nie zaprzestałem głaskania i parzyglądania się jego idealnej buźce. Gdy ten otworzył ślepka i popatrzył na mnie, również się uśmiechnął.

Y: Dzień dobry Levciu

L: Dzień dobry Yakuś

Chłopak zdjął moją rączkę z jego włosów i pocałował ją, na co tylko szerzej się uśmiechnąłem.

Y/L: Jak się czujesz?

Spytaliśmy w tym samym czasie i obydwoje cicho zaśmialiśmy.

Y: Ty pierwszy

Srebrnowłosy pogładził tylko moją dłoń, nie odrywając wzroku od mych oczu.

L: Wyjątkowo dobrze. Jestem tylko lekko poobijany, ale wszystko przejdzie. Teraz twoja kolej kociaku

Y: Cieszę się. A ja... Sam nie wiem. Narazie nie czuję się najgorzej, ale też nie najlepiej. Gdyby cię tu nie było, czułbym się fatalnie

L: Dobrze, że mogę pomóc malutki. Masz może na coś ochotę? Widziałem, że mają tu automat ze słodyczami

Słysząc słowo "słodycze" zaświeciły mi się oczy.

Y: Tak, tak. Marzę teraz o czekoladzie, albo o żelkach

Chłopak tylko zaśmiał się cicho, składając lekki pocałunek na mojej głowie.

L: Żelki w czekoladzie, zrozumiałem. W takim razie za chwilkę do ciebie wrócę słoneczko, tylko nigdzie mi nie uciekaj, dobrze?

Y: Obiecuję zostać w miejscu

L: Grzeczny chłopiec

Zielonooki wyszedł, a ja zacząłem patrzeć w sufit. Oczywiście spróbowałem też wstać, ale ból w klatce piersiowej w tym nie pomagał. Także moje jakże ciekawe zajęcie z patrzenia w sufit, przeniosło się na patrzenie za okno.

Ehh... Klasycznie. Akurat, gdy nie mogę wyjść jest taka śliczna pogoda

Przysięgam, że widziałem jak pszczółki zapylają kwiatki i jak motylki bawią się w berka. Tylko ja jak ten kołek leżałem w łóżku szpitalnym i obserwowałem początki wiosny zza okna. Dostrzegłem też jakąś parę w szpitalnym parku, która zrobiła sobie piknik. Pomyślałem, że gdy tylko stąd wyjdę i gdy tylko Levcio przestanie mnie traktować jak porcelnową figurkę, zabiorę go na podobną randkę... No ale może nie do szpitala.

Rozmyślając tak o idealnym wypadzie we dwójkę, nie zauważyłem nawet jak chłopak wszedł do sali. Mimo, że miał dwa metry, zauważyłem go dopiero, gdy usiadł na krześle przy moim łóżku z rękami pełnymi słodyczy.

Y: Wykupiłeś cały automat, czy co?

Ten złapał się za kark i lekko zawstydził.

L: C-cóż... Nie wiem jaką czekoladę lubisz najbardziej, więc kupiłem każdą... To samo się tyczy żelków. Przepraszam Yaku-San! Powinienem to wiedzieć! Jestem złym chłopakiem

𝑊𝑧𝑟𝑜𝑠𝑡 𝑁𝑖𝑒 𝑀𝑎 𝑍𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎 | 𝑌𝑎𝑘𝑢𝐿𝑒𝑣Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz