Miałem spory problem z zaśnięciem... Tak dawno nie spałem bez Leva i brakowało mi mojego wielkiego grzejniczka. Mimo to w końcu jakoś dałem radę, jednak miałem dość lekki sen... Dlatego też nas ranem obudził mnie dźwięk aparatu.
Otworzyłem leniwie oczy, a widząc mojego kochanka, od razu mój humor się poprawił (nawet jeśli nie był taki zły).
L: Dzień dobry śpioszku. Wyspany?
Nim zdążyłem odpowiedzieć chłopak już uraczył mnie swoim wyjątkowym uśmiechem i buziakiem.
Przysięgam, on mnie kiedyś zasłodzi na śmierć.
Odwzajemniłem uśmiech dość koślawie, ale tyle powinno mu wystarczyć.
Y: Dzień dobry ranny ptaszku. Tak wyspałem, a jak z tobą? Wytrzymałeś noc beze mnie?
L: Ciężko było, ale dałem radę
Czyli nie tylko nie umiem się odzwyczaić...
Chłopak znów wyprzedził moją reakcję, bo zaczął mnie głaskać. A co ja poradzę, że nie umiem się temu oprzeć? To zbyt przyjemne, a jego wielkie łapki są zbyt idealne do głaskania.
L: Wiesz już kiedy wychodzisz?
Y: Yhm, za maksymalnie cztery dni. Lekarz powiedział, że miałem mnóstwo szczęścia i rana nie jest niebezpieczna. Będę musiał tylko uważać trochę na ramię, ale z czasem wszystko wróci do normy i znowu będę w pełni sprawny
L: Cieszę się
Przejrzałem mu się, po czym zamknąłem oczy. Widziałem, że coś jest z nim nie tak. Głupek nie umie nic ukrywać. Będę musiał go wy pytać, gdy będzie dobra pora...
Otworzyłem oczy i popatrzyłem na buźkę mojego kociego kochanka.
Y: Masz może ochotę wyjść ze mną do parku szpitalnego? Trochę zdrętwiałem, a poza tym leżenie i nic nie robienie jest nudne
Nadąłem policzki, chcąc pokazać mu jak bardzo zależy mi na wyjściu z tego miejsca.
Jak widać mój plan się powiódł, bo chłopak przystał na moją prośbę, tym samym pomagając mi wstać.
Przyznaje, trochę zdrętwiałem od wczoraj, przez co z początku ciężko było mi ustać, jednak z czasem zaczynało być lepiej. Levek jak zawsze zatroskany zarzucił mi swoją ślicznie pachnącą bluzę na ramiona. Później, od razu złapałem jego dłoń, wychodząc z nim z sali, a następnie z budynku.
Całą drogę próbowałem zagadywać chłopaka. Widziałem, że coś go trapi, jednak najwyraźniej na moment krótkiego spaceru do parku chłopak totalnie się wyłączył, dlatego też ja w końcu zamilkłem. Gdy jednak zobaczyłem łzy spływające po jego ślicznej buźce, coś we mnie pękło. Zawsze, gdy widziałem jego smutek, moje serce się kroiło...
Y: Lev? Wszystko w porządku..? Co się dzieje?
Zatrzymałem się i popatrzyłem w jego oczy, naprawdę licząc, że wyjawi mi co się dzieje, jednak... Nie uzyskałem satysfakcjonującej mnie odpowiedzi...
L: Nic. Po prostu cieszę się, że jesteś cały. Kiedy stąd wyjdziesz, zabiorę cię do parku rozrywki. A potem na basen i w góry. Ooo! A później nad morze!
Mimo, że nie na taką odpowiedź liczyłem, zaśmiałem się pod nosem. Nigdy ta słodycz z niego nie zejdzie... I nawet jeśli będzie miał zły humor będzie robił wszystko, by mój był świetny. I za to go kochałem... Bardzo kochałem.
Przytuliłem go mocno. A przynajmniej mocno w moim odczuciu
Y: Jesteś najlepszym na świecie chłopakiem! Kocham cię Levku!