Obudziłem się (sam nie wiem o której) i pierwsze co ujrzałem to patrzący się na mnie licealista. Ziewnąłem cicho.
Y: Dzień dobry Lev
L: Dzień dobry Yaku-San
Uśmiechnął się uroczo, a ja przetarłem zaspane oczy.
Y: Jak się spało?
L: Dobrze, a tobie?
Y: Bardzo wygodnie
L: Cieszy mnie to
W tym momencie nasze spojrzenia się spotkały.
Czy ty musisz być taki słodki i niewinny?
Postanowiłem przerwać trwającą między nami dusze, gdyż czułem, że się powoli rumienię.
Y: Głodny?
L: Troszeczkę
Uśmiechnąłem się, wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju zostawiając Levka samego. Ten dzień zapowiadał się naprawdę dobrze.
Będąc już w kuchni postanowiłem przygotować naleśniki.
Gdy skończyłem gotować zawolałem srebrnowłosego, a następnie spojrzałem na zegarek.
Co?! Już 7:40?! Zaraz się spóźnię!
Szybko zacząłem się ogarniać. Kiedy byłem już gotowy zostawiłem karteczkę dla chłopaka i wybiegłem w pośpiechu z domu.
*****
Wykłady nie bardzo mnie interesowały, bo przez cały czas po głowie chodziła mi jedna osoba. Z niecierpliwością patrzyłem na zegarek i czekałem aż będę mógł znowu go zobaczyć. Dzisiaj licealista grał mecz i bardzo chciałem to widzieć.
W końcu nadeszła upragniona chwila. Wybiegłem z sali jak torpeda, ale oczywiście musiałem się z kimś zderzyć. Jak na złość był to ten dupek Masaru.
M: No kogo my tu mamy? Mój ulubiony kurdupel
Y: Spadaj Masaru, nie mam czasu
M: A gdzie to się wybierasz? Tak bez pożegnania?
Uderzył mnie w brzuch, przez co zgiąłem się w pół.
Nie poddawaj się! Lev na ciebie czeka! Nie marnuj czasu i biegnij.
Wyminąłem chłopaka i zacząłem biec na mecz.
Obym się nie spóźnił.
Na szczęście udało mi się przybyć na czas. Gdy byłem na trybunach zacząłem wypatrywać kota, dla którego tu przybiegłem. Kiedy go zauważyłem krzyknąłem w jego stronę:
Y: Lev!
Odwrocił się w moją stronę i odkrzyknął:
L: Yaku-San!
Pomachaliśmy sobię.
Y: Powodzenia!
Uśmiechnąłem się szeroko, aby dodać mu otuchy.
L: Dziękuję!
Podziękował i pobiegł do swojej drużyny. Wydawało mi się, że byłem bardziej zdenerwowany niż wszyscy inny tutaj zebrani.