Chapter 14

84 8 1
                                    

James's perspective

Jak podjąć dobrą decyzję? Jak wybrać opcję, która sprawi, że nikogo nie skrzywdzę, a sam będę szczęśliwy? Skąd mam wiedzieć co jest mniejszym złem? Za dużo pytań od kilku tygodni głębi się w mojej głowie a na żadno nie ma sensownej odpowiedzi. Marie sprawia, że czuję się jakby świat wokół nas nie istniał, jesteśmy tylko my i wszechogarniający spokój. Jednak chęć pięcia się coraz wyżej i wyżej jest kusząca. Co wybrać, a co spisać na straty? Które z nas najbardziej na tym ucierpi? Miami po raz kolejny uświadomiło mi, jak piękna nasza więź jest, ale tkwiąc w miejscu żadne z nas nie będzie się rozwijać. Zostaniemy w Atlancie i będziemy wieść życie takie samo jak dotychczas. A wyjazd równa się z zerwaniem, którego oboje bardzo chcemy uniknąć. Niestety któreś z nas będzie płakać tej nocy...

Zaraz po naszym powrocie z Miami zaplanowane było pożegnalne ognisko u Toma. Ostatnia impreza, na której spotkamy się w całym licealnym towarzystwie. Nie wiadomo czy jeszcze kiedykolwiek zdarzy się taka okazja, więc trzeba ją dobrze wykorzystać. Nikt nie wie gdzie finalnie wyląduje na studiach dlatego impreza nadchodzi wcześniej niż samo rozpoczęcie studiów. Niestety razem z dniem ogniska nadchodzi czas rozmowy z Marie o naszej przyszłości. Mimo ciężkiej atmosfery między nami mamy w planach jak najlepiej wykorzystać ten czas i bawić się w najlepsze.

Impreza miała zacząć się o dwudziestej, ale Tom poprosił całą naszą wyjazdową grupę byśmy przyszyli wcześniej i pomogli mu w kilku rzeczach. Mojej dziewczyny nie widziałem do rana, gdy wsadziliśmy ją przed domem. Pomachała nam na pożegnanie i pobiegła w stronę domu. Nie chciała też żebym po nią przyjechał, powiedziała, że będzie szykowała się razem z innym dziewczynami i przyjadą razem. O dziwo cieszyłem się, że to usłyszałem. Nie dlatego, że nie chciałem po nią przyjechać. Ucieszyłem się dlatego, że na moich oczach z cichej i dotychczas nieśmiałej dziewczyny z zupełnym brakiem znajomych Marie stała się osobą bardziej otwartą, posiadającą grupkę znajomych. Chciałbym wierzyć, że mam w tym swoje zasługi, jednak prawda jest taka, że dziewczyna po prostu ma w sobie to coś, to światło do którego lgną ludzie. Prędzej czy później sama by do tego doszła. Beze mnie.

Po zgarnięciu kilku osób w drodze do domu nastolatka okazało, że dotarliśmy jako ostatni, pozostali już byli w środku i szybko wykonywali swoją pracę. Na wejściu od razu dostało nam się za spóźnienie, a potem dostaliśmy zadanie do wykonanie. Ja miałem pomóc mojej dziewczynie z ustawieniem alkoholu i schowaniem ewentualnych drogich trunków rodziców chłopaka, natomiast reszta chłopaków miała za zadanie rozpalić ognisko na zewnątrz. Czy był to przypadek żebym został sam z brunetką? Zakładam, że nigdy się nie dowiemy.

- Rany, ale ty bosko wyglądasz - powiedziałem całując dziewczynę w policzek.

Ubrana była w zwiewną niebieską sukienkę w drobne kwiatki, a włosy miała rozpuszczone.

- Ale może być ci zimno później - dodałem troskliwie obejmując ją w pasie.

- Przecież pożyczysz mi kurtkę - powiedziała śmiało - Nie no tylko żartuję mam swoją bluzę - roześmiała się wskazując na biały materiał leżący na pobliskim krześle.

Po tym wzięliśmy się do pracy. Alkoholu było dużo, jak na każdej imprezie Toma. Część miała zostać w domu, a reszta miała być na zewnątrz przy ognisku. Ku naszemu zdziwieniu to zadanie nie było wcale tak łatwe jak myśleliśmy, jednak po kilku próbach udało się i odpowiedni ilość trunków znajdowała się w obu miejscach.

Przed dwudziestą zaczęli się schodzić ludzie, a impreza zaczęła się na dobre. Ludzi nie miało być dużo tylko najbliżsi znajomi, jedna gdy wieść się rozeszła po całej szkole zdecydowanie więcej osób przybyło na ognisko. Muzyka grała głośno, jednak nie na tyle by zagłuszać rozmowy, każdy chciał usłyszeć historie z Miami, którymi raczył imprezowiczów już lekko wstawiony George.

my angelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz