Rozdział 6: Bankiet Hidalgo

210 23 22
                                    

― Pani Hidalgo, wygląda Pani olśniewająco w tej sukni - pochwaliła kobieta stojąca obok niego, przy stole z ponczem. ― Czy to projekt mojego wuja?

Anne Hidalgo uśmiechnęła się sztucznie, przypatrując się Marii Versace.

― Och, nie kochana. Nie tym razem. Jednak pozdrów wuja i wyraź mój żal jego nieobecnością.

Gdy Maria odeszła, z twarzy Pani burmistrz natychmiast zeszły wszelkie ślady empatii czy entuzjazmu.

Levi prychnął kpiąco, wlewając w siebie pierwszy łyk cholernie drogiego szampana, którego w normalnych okolicznościach nigdy by nie kupił.

Rozejrzał się po sali, przepełnionej znajomymi twarzami. Wszyscy sławni i nieczuli, a ich twarze przyozdobione fałszywymi uśmiechami, takimi jak na twarzy gospodyni bankietu.

Dlatego właśnie Levi nienawidził takich imprez. Odkąd pamiętał, to zawsze Erwin wyznaczany był na tego typu spotkania. Pomijając jego reprezentatywną postawę, posiadał on również umiejętność prowadzenia rozmowy w taki sposób, by wszyscy go polubili. Nieważne, czy mówił o nowej serii samochodów czy o zjedzonym rano śniadaniu.

Levi jednak zdecydowanie taki nie był. Zawsze preferował trzymanie się cienia, co zapewne było niezwalczonym nawykiem z czasów gdy mieszkał w podziemiach i codziennie musiał walczyć o przetrwanie.

Podnosił do ust kolejny kieliszek alkoholu, gdy jego oczy zostały przyciągnięte przez zgarbionego na krześle Erena Jaegera.

Skąd on się tu, kurwa, wziął?!

Odłożył szkło na stolik za sobą, nie odrywając wzroku od znudzonego i zirytowanego chłopaka, patrzącego pustym wzrokiem przed siebie.

Natychmiast strząsnął z siebie pomysł podejścia do niego i rozpoczęcia rozmowy. Jakby to wyglądało? Syn Jaegera i właściciel konkurencyjnej firmy rozmawiający ze sobą?

Nie mieli zostać naprawdę przyjaciółmi. Levi pisał do niego przecież w celu wyciągnięcia informacji, o czym często ostatnimi czasy zdarzało mu się zapominać, zajęty odpowiadaniem na kolejne dziwne pytanie od Erena.

― Levi Ackerman, kupę lat, chłopie! - usłyszał za sobą wesoły, pijacki okrzyk. Warknięcie opuściło jego usta, gdy rozpoznał głos.

Odwrócił się.
― Pixis. Jak dobrze Cię widzieć.

Mężczyzna podszedł do niego, krótko owijając swoje ramiona wokół jego.
Zakrztusił się przez zapach potu i alkoholu jaki momentalnie przeniknął powietrze.
― Nic nie urosłeś przez te wszystkie lata!

Jego paznokcie wbiły się boleśnie w dłoń, gdy spojrzał w rozszerzone źrenice rozmówcy.
― Jak widać.

― Żartowniś, jak zwykle. - Grisha stanął obok Pixisa, kładąc dłoń na jego ramieniu. Jego spojrzenie jednak nadal utrzymywało się na Levim. ― Ostatnie wyniki były korzystne dla mojej spółki. Czyżby to był powód nieobecności Erwina? - zapytał, kpiąco podkreślając imię nieobecnego mężczyzny. ― Nie cieszysz się z mojego widoku, Jaeger? - odparł, nie mogąc powstrzymać uszczypliwości wkradającej mu się do głosu. ― Myślałem że po naszym ostatnim uroczym spotkaniu, będziesz odliczać dni do następnego - dodał.
― Zawiodłeś mnie.

― Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zapraszam Cię do naszego stolika, chętnie nadrobię ostatnie lata, Levi - zaproponował bezszczelnie szatyn. Levi wiedział że nie może odmówić, oznaczałoby to poddanie. ― Pani Anne również do nas dołączy, więc przed nami okazja do naprawdę fascynującej rozmowy.

― Chodźmy więc.

•••

― Pozwól że przedstawię Ci mojego syna, Erena. - Wskazał dłonią na ziewającego chłopaka, który po zauważeniu karcącego wzroku ojca natychmiast się wyprostował, spoglądając na Levi'a. Jego oczy rozświetliły się czymś, czego Levi nie mógł w tamtej chwili określić.

✔️Jak zostałem Bankrutem | ereri AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz