Rozdział 4: Niegasnący płomień

234 25 27
                                    

― A tak w ogóle, to jak z twoim ojcem, Eren? 

Eren odsunął łyżkę wypełnioną owsianką, czując, jak dobry humor zaczyna z niego uchodzić.

Armin, jakby to zauważając, również odłożył sztuciec, wyciągając rękę w stronę przyjaciela, a następnie kładąc mu ją pocieszająco na ramieniu.

Nie strącił jej, ale nie pokazał również, by w jakimkolwiek stopniu ten gest podniósł go na duchu.

― Tak właściwie, nie było aż tak źle jak zwykle - odpowiedział po chwili, ponownie unosząc łyżkę do ust. Przełknął, doceniając niesamowity smak truskawek i czekolady.
Eren nawet się nie zorientował, gdy rankiem, w dzień wyjazdu, wuj Hannes wsunął mu trochę autorskich słodyczy i tej właśnie owsianki do torby podróżnej. Pomyślał mgliście o napisaniu do niego z podziękowaniami, ale zamiast po raz kolejny przełknął porcję.
― Rozmawialiśmy tylko raz, gdy dopiero przyjechałem. Miałem iść go odwiedzić jeszcze na drugi dzień, ale Jean przyjechał i tak jakoś wyszło, że poszliśmy do kina.

Armin wydawał się zawiedziony.
― Szkoda, że mnie było. Też chętnie bym poszedł coś obejrzeć.

Eren wlepił wzrok w swoją miskę, nie odważając się podnieść wzroku.
Nie był pewny czy to wina jego manii doszukiwania się drugich znaczeń, czy też specjalny zabieg zastosowany przez przyjaciela, ale zrozumiał te słowa jako zaproszenie do kina.
― Em, tak - odpowiedział niezręcznie, nadal nie podnosząc wzroku. Sytuacja wyjątkowo przypominała ich pierwsze umawianie się na randkę, tyle że tym razem to Armin wykonał pierwszy krok.
Miał ochotę prychnąć na ironie losu.
― Możemy kiedyś pójść. 

Mógł wyczuć spięte mięśnie żuchwy przyjaciela, gdy ten się odezwał.
― W sensie... z Mikasą i Jeanem?

Policzył do trzech, a następnie szybkim ruchem podniósł głowę, wbijając swój wzrok wprost w oczy Armina.
― Nie, Armin. Wolałbym sam z tobą.

Przy ich stoliku zapanowała cisza, mimo że dookoła nadal trwały rozmowy reszty studentów. Wgapiali się w siebie, a powietrze wokół nich wydało się na tyle gęste, by pozwolić się pociąć nożem. 

― Eren. - Blondyn odchrząknął, jakby gula w gardle nie chciała pozwolić temu słowu opuścić jego gardła. 
― Ja... bardzo bym chciał. Wiesz o tym.

―  Ale nie możemy - dokończył za niego sucho, nawet nie próbując ukryć swojego zawiedzenia. 
― Tak, wiem. Mówiłeś mi to nie raz.

Po twarzy Armina przemknął wyraz bólu. Nie zobaczył jednak nic więcej, bo blond włosy chłopaka zasłoniły ją, gdy ten pochylił głowę w dół, wyglądając na pokonanego.
― Nie powinniśmy tego znowu zaczynać, Eren. Dobrze wiesz, jak to wyglądało. 

― Dusiliśmy się w tym związku - przerwał mu Eren.

― Nasza relacja jest zdrowsza jako czysto przyjacielska - dodał Armin, wstając, by wyrzucić jednorazową miskę i łyżkę do kosza na śmieci.

Eren podążył za nim.
― Masz rację.

Ruszyli w ciszy w stronę akademików, by zabrać zostawione tam torby z książkami i zeszytami.

― Eren! - usłyszał, gdy zamierzał wejść do swojego pokoju.

Odwrócił głowę przez ramię, stojąc do przyjaciela plecami.
― Tak?

― Kocham cię - zakomunikował pewnym jak nigdy głosem Armin. Serce Erena załomotało o żebra, a jego ciało samoistnie odwróciło się na te słowa. 
― Nawet jeśli nie możemy być parą, to nie wyklucza miłości między nami.

✔️Jak zostałem Bankrutem | ereri AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz