1.

1.1K 70 14
                                    

Pierwszy rozdział leci do was, mam nadzieję że będzie się wam podobało chociaż od razu uprzedzam będzie inaczej niż w dwóch poprzednich częściach. Mniej przemocy, więcej uczuć. Czy wyjdzie dobrze? Okaże się niebawem.

P.s. wszystko przed korektą, pisane na telefonie. Za ewentualne błędy przepraszam, jak tylko czas pozwoli poprawię wszystko 💛💚❤




Andre.

Szykuję siebie i chłopców na chrzest święty Ivana córeczki a także bliźniąt Vito. Maluchy przyszły na świat tego samego dnia, dlatego ich rodzice postanowili wyprawić chrzest im wspólnie. Anastazja to córka mojego szefa i przyjaciela Ivana, jego żony Nataszy, która kiedyś była moim zadaniem. Czasami jak sobie pomyślę o tym wszystkim co się wtedy wydarzyło nie mogę pojąc jak mogli mi wybaczyć. Chociaż do dziś mam blizny po poznaniu drugiego oblicza Nataszy, noszę je z dumą. Przyznałem się do błędu, a do dziś staram się im to wynagrodzić, odpokutować swoje czyny. Niczego w życiu tak nie żałuję jak tego że przez moją słabość i głupotę skrzywdziłem Nataszę. Ta kobieta jest wspaniała, nie dość że piękna i seksowna to także inteligentna i wykształcona.
Oleg i Tatiana to bliźnięta Vito i Kati. Początkowo chciałem się wymagać od swojej obecności na uroczystości. Nie wiem czy będę potrafił znieść obecność Sylvi, siostry Kati.

Co do Sylvi, powalił mnie jej wygląd, a gdy zaczęliśmy rozmawiać myślałem że bardziej dopasowana do mnie nie może być. Początkowo łączyła nas tylko przyjaźń, odpowiadało mi to. Potrzebowałem w życiu kogoś z kim mogę porozmawiać o wszystkim i o niczym. Z czasem przerodziło się to w ognisty romans, pełen namiętnego seksu. Padło pierwsze kocham cię blisko pół roku po pierwszym razie kiedy się kochaliśmy. Kolejne miesiące były cudowne, spędzaliśmy czas z moimi synami, czasem wychodziliśmy sami, aż nastał dzień kiedy odeszła i nie zostawiła po sobie nic po za krótkim listem. Uciekła ode mnie, nie patrząc na to że razem z nią odeszła nadzieja. Dziś mija osiem miesięcy jak mnie zostawiła. Zrobiła to bez wyjaśnień, bo to co podała za powód w liście nie jest żadnym wyjaśnieniem. Wystarczyła rozmowa, mogła powiedzieć czego oczekuje, jednak ona wolała schować głowę w piach i nie wyjaśniać nic. Gdybym był sam, bez synów możliwe iż całe to odejście zniósłbym lepiej, ale z każdym pytaniem synów kiedy Sylvia wróci, albo czy zrobili coś co ją uraziło pogłębiało mój ból. Oni także się do niej zbliżyli, była dla nich lepsza niż ich rodzona matka, a odchodząc bez pożegnania złamała ich małe seruszka. Teraz jednak nie czas do tego wracać, musimy się odpowiednio wyszykować i zjawić się na czas w kościele.

Gleb i Aleksiej ubrali się identycznie i mogę się założyć że będą próbowali się zgrywać z podmianą. Mało kto potrafi ich rozróżnić, są podobni do siebie jak małe kopie ksero. Całe szczęście nie mają w sobie nic z matki, nie dość że była kobietą bez serca, do tego zarozumiałą i strasznie egoistyczną. Życie potrafi się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni za pomocą jednego, niewłaściwego ruchu. W tymże przypadku dosłownie i brzydko mówiąc ruchanie miało w tym swój udział. Gdy przespałem się z Olgą, bardzo szybko zrozumiałem błąd jakiego się dopuściłem, pozwalając sobie na tę odrobinę słabości, zdadziłem przyjaciela i szefa w jednej osobie. Chciałbym żałować, nie potrafię jednak tego zrobić. Gdyby nie ten błąd nie miałbym synów.
Przez wizję ponownego spotkania Sylvi nachodzą mnie same przygnębiające myśli. Nie jest to jednak dzień odpowiedni do zamęczania się przygnębiającymi myślami, wspomnieniami i całym tym synem który mi towarzyszy.

Kończę ogarniać włosy kiedy do mojej łazienki wpadają dwa czorty.

- Tato? - odzywa się jako pierwszy Gleb.

- Słucham? - znam ich na tyle żeby wiedzieć że słodkie minki na ich twarzach oznaczają chęć uzyskania czegoś ode mnie, bądź mojej zgody.

- Jak wrócimy z tej imprezy możemy pojechać na gokarty? - mruga tak uroczo jak tylko potrafi, dokłada do tego spojrzenie godne kota ze Shreka i wie że sukces ma prawie gwarantowany. Właśnie, prawie.

- Niestety nie jest to dziś możliwe. - zgodnie z prawdą odpowiadam.

- Ale byliśmy grzeczni. - Wtrąca się Aleksiej.

- Tak, ale wrócimy za późno żeby jeszcze wychodzić z domu. Jutro idziecie do szkoły. - zauważam im ten droby szczegół.

- Szkoła jest do bani.- Teraz będą marudzić, ale wiem że i tak wszystko zrobią tak jak powiem.

- Ok chłopaki, zbieramy się. Weźmiecie prezenty?

Wyjeżdżamy do kościoła gdzie ma odbyć się uroczystość chrztu. Przed wyjazdem sprawdziłem trzy razy czy wszystko mam, jako że mam zostać ojcem chrzestnym Anastazji nie mogę zapomnieć na przykład o świecy. Do kościoła jedziemy prawie pół godziny, kocham miasto w którym mieszkam, całe życie tu spędziłem ale cholerne korki potrafią człowieka zmęczyć.  Cały ten chrzest będzie dość dziwny. Dlatego? Ponieważ zarówno jak i Natasza tak i Katia będą matkami, ale i też matkami chrzestnymi u swoich pociech. Nie ukrywam że gdy Ivan I Natasza pojawili się pewnego dnia u mnie w domu, bez uprzedzenia i w towarzystwie malutkiej aby prosić mnie w jej imieniu o zostanie jej chrzestnym przeżyłem szok. Byłem pewien że to Vito nim zostanie. Nawet nie brałem pod uwagę tego że to mnie spotka ten zaszczyt. Zgodziłem z wielką radością.

W kościele zostawiam chłopców z Marią, gosposią Ivana, chociaż bardziej jest jak członek rodziny niż pracownik. Sam udaję się do czekającego na mnie Ivana.

- Zanim wejdziemy podpisać papiery muszę cię uprzedzić. - Domyślam się że ma to coś wspólnego ze Sylvią.

- Domyślam się że tu jest, spokojnie ni obchodzi mnie jej obecność. - to kłamstwo i Ivan szybko się na mnie poznał, ale moje biadolenie na nic by mi się teraz nie żądło także nie widzę sensu w roztrząsaniu rozstania, nie w tej chwili.

- Wiem że kłamiesz, ale dam ci spokój. Dziś. - zawzięty z niego gnojek, ale i tak jest mi jak brat.

Wchodzimy do małego pomieszczenia, wszystko jest tu białe. Mówiąc wszystko mam na myśli dosłownie wszystko, ściany, meble a nawet podłoga. Bardziej bialo by nie mogło być. Witam się ze wszystkimi, nawet z nią. Chociaż boli mnie jej widok staram się jak mogę zachować pozory. Jest tak piękna jak ją zapamiętałem, skromnie ubrana, z minimalistycznym makijażem wygląda olśniewająco. Co nie zmienia faktu że zachowała się jak tchórz i dezerter który ucieka kiedy robi się zbyt niebezpiecznie. Po złożeniu podpisów udajemy się pod ołtarz, gdzie przez cały czas trwania mszy nie patrzę na Sylvię, nie potrafię, gdybym to zrobił mógłby pokazać się w moim spojrzeniu ból jaki mi wyrządziła, a tego że cierpię nie mam zamiaru jej pokazywać. Ostatnim czego teraz chcę aby czerpała radość z zadania mi bólu i choć jestem prawie że pewny że nie byłoby tak, sprawdzać nie mam zamiaru.

Ceremonia się zakończyła, pozowanie do zdjęć również teraz nadszedł czas na przyjemniejszą, a napewno bardziej luźną część świętowania. Każdy swoim autem udaje się do domu Vito, gdzie z powodu ułatwienia im przetrwania z maluszkami odbywa się uroczysty poczęstunek. W samochodzie chłopcy są zadziwiająco cicho, nie podobne to do nich i zaczyna mnie szczerze ten fakt martwić.

- Co z wami? - pytam ich, na co oboje spoglądają na siebie i odbywają niemą konwersację, tak jak potrafią to robić bliźnięta. Nie muszą mówić aby rozmawiać.

- Tam była Sylvia, a my już jej nie lubimy. Zostawiła nas tak jak nasza mama. - no I co ja mam na to odpowiedzieć? Serce mi pęka bo wiem że była dla nich bardzo ważna, a odeszła z dnia na dzień.

- Nie zostawiła was, mówiłem wam już że musiała wyjechać. Nie możecie jej za to nie lubić, tak nie można. - nawet ja wiem jak kiepsko to brzmi.

- Ale nie musimy z nią rozmawiać? - cholera jest gorzej niż myślałem.

- Musicie być grzeczni i kulturalni. Jeśli będzie chciała z wami porozmawiać to z szacunkiem jakiego was uczę odpowiecie jej.

Obym przeżył ten dzień do końca i nie musiał się już więcej mierzyć z przeszłością, a Sylvia tym właśnie jest.

Wbrew swoim zasadom. część 3.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz