18.

930 69 9
                                    

Andree

Zanim Ivan pojawił się w moim domu, sam się przyjrzałem temu co z niego zostało. Całe wnętrze zrujnowane, nie został się nawet jeden cały mebel. Wszystko zniszczyli jeszcze pozostawili podpis, zawsze tak się podpisują, wymalowana na czarno na całej ścianie czaszka jest odrażająca, ci ludzie są odrażający. Nie wiem jak można być aż tak pozbawionym człowieczeństwa aby robić to do czego oni są zdolni, nawet w naszych kręgach są jakieś granice, nie każdy jest taki jak Ivan, czyli dobry dla tych co nie są wrogami, ale nie często też się spotyka przemytników ludzi czy gwałcicieli bezbronnych, niewinnych i do niedawna spokojnie żyjących z rodzicami młodych dziewczynek, które są jeszcze dziećmi. Czachy jednak nie mają żadnych granic, dla nich nie liczy się nic po za ich zadowoleniem, zaspokojeniem nawet i chorych potrzeb, nie patrząc na kogokolwiek dążą do celu po trupach. Mam już wyjść przed dom kiedy zauważam że na drzwiach od wewnątrz jest przyczepiona jakaś kartka, chwytam ją i paraliżuje mnie strach.

Nadszedł czas wyrównać rachunki, zabiorę ci coś co ty odebrałeś mi. Pomszczę moją rodzinę, ale ty będziesz żył i znosił świat pozbawiony twoich dzieci i ukochanej. Zapomniałeś już pewnie o mnie, o tym co mi odebrałeś. Ja jednak pamiętam każdego cholernego dnia że to przez ciebie nie żyją ci dzięki którym byłem człowiekiem. Jestem demonem i nadszedł czas abym sięgnął po zapłatę.
Twój brat!

- Kurwa!!!
Przerażający krzyk wyrywa się z mojego gardła, wypadam z domu nie patrząc na nic, chcę jak najszybciej wrócić do Sylvii i chłopców kiedy mam już odpalać auto dzwoni do mnie Ivan, w pierwszej chwili chcę zignorować połączenie ale coś mi mówi żeby tego nie robić.

- Zaatakowali dom Sylvii. - tyle wystarczy żeby moje serce stanęło z przerażenia. Szybko odpalam silnik i ruszam z piskiem opon.

- Już jadę.

Nie wiem ile mija czasu, ile minut upłynęło kiedy ponownie odzywa się mój telefon, tym razem dzwoni Sylvia.

- Już jadę, wiem że was zaatakowali. - staram się brzmieć spokojnie, nie udaje mi się to jednak do końca.

- Chłopcy są bezpieczni, czuwa nad nimi anioł tak jak czuwał nade mną podczas pracy. - za cholere nie wiem o co chodzi, o jakim aniele mówi. Nie chcę się jednak nad tym teraz zastanawiać, najważniejsze obecnie jest to żeby dotrzeć tam na czas.

- Schowaj się, jestem już blisko. - i rzeczywiście jestem już blisko, zaledwie trzy minuty dzielą mnie od ukochanej i moich synów.

- Kocham was, przepraszam. - ostatnie jej słowa jakie do mnie docierają, tak bardzo bym chciał móc być teraz przy niej. Nie zakończyła połączenia, dociera do mnie każdy dźwięk z miejsca gdzie się ukryła.
Jednak moment kiedy moje uszy rejestrują dźwięk wystrzału, a moment później upadającego ciała rozrywa moje serce, ale drugi wystrzał zdawał się ze mnie kpić. Oznajmiając mi że utraciłem ją już na zawsze. Podjeżdżam właśnie przed jej dom, zauważam że Ivan wraz ze sparciem też już dotarli. Wpadamy do środka zdejmując po drodze wysłanych przez Czachy ludzi. Biegam od pomieszczenia do pomieszczenia, ale kiedy docieram do głównej sypialni w której mieliśmy spędzić nic zamieram.

Drzwi od łazienki są otwarte na oścież, Sylvia leży na wyłożonej białą ceramiką podłodze w kałuży krwi, jej własnej krwi. W prawej dłoni trzyma broń nie zwracam uwagi na leżącego nieopodal mężczyznę, liczy się tylko ona. Klękam przy jej drobnym, poranionym ciele i bojąc się jak rzadko kiedy sprawdzam czy żyje. Wyczuwam puls, wiem jednak że jest za słaby, że mam niewiele czasu aby ją uratować. Jakby z oddali docierają do mnie głosy otoczenia, Ivan oznajmia że karetka jest w drodze, ja jednak potrafię tylko tulić do siebie moją kobietę, czując jak jej ciało z każdą sekundą staje się coraz bardziej lejące.

- Kocham cię, nie zostawiaj mnie błagam. - jak mantrę powtarzam tuż przy jej twarzy zdając sobie sprawę z tego jak marne są szanse na to że przeżyje. Ona jednak, ostatkiem chyba sił uchula oczy i szepcze strasznie cicho.

- Chło... pcy - stara się wziąść oddech krzywiąc się strasznie w bólu. - Gabi.... net. -
Chcę krzyczeć aby nie mówiła, aby wytrzymała, nie dane mi to jednak jest ponieważ jej oczy stają się mgliste, cholernie obce jakby oddalone o setki mil. Z jej pięknych ust wypływa wolnym strumieniem krew, a ja umieram w tej chwili z nią, część mnie umiera i nie wróci ponieważ tracę ją, moją ukochaną.

Zamieszanie jakie powstaje po przybuciu lekarzy i załogi szpitala wyrywa mnie z paskudnego zamroczenia. Szybko zostaję odsunięty od kobiety która trzyma w garści moje serce. Patrzenie jak ją reanimują łamie mnie, po raz kolejny czas dla mnie staje. Nie wiem ile mija czasu, jak długo trwa walka o życie Sylvii, zdaje się to trwać wiecznie. Udaje mi się zarejestrować kiedy lekarz wykrzykuje że mają ją, szybko znikają zabierając ją do szpitala. Choć chcę móc za nimi jechać, muszę odnaleźć chłopców. Wstaję odrętwiały, na pół nieobecny i ruszam na ich poszukiwanie. Ivan i jego ludzie także to robią, pomieszczenie po pomieszczeniu jednak nigdzie ich nie ma.

- Gabinet! - przypominam sobie ostatnie słowo Sylvii jakie wypowiedziała. Wpadam z Ivanem do gabinetu, ale tutaj także jest pusto. Chcę krzyczeć, płakać i jednocześnie wyć z bezsilności. Czy udało się im dorwać moich synów. Mój telefon się odzywa, nie poznaję numeru, odbieram wściekły bo nie mam czasu na pogaduchy.

- Tato, słyszymy was i widzimy. Jesteśmy za półka z książkami w gabinecie.

Zamieram, to Aleksiej. Mój syn jest bezpieczny, jego brat również.

- Zaraz was wypuścimy. - rozglądam się po pokoju, szukając sposobu na uwolnienie z kryjówki moich synów. Wtedy docierają do mnie słowa Sylvii, anioł. Zauważam jednego aniołka na półce, biorę go do ręki myśląc że zawiera jakieś wskazówki, jednak gdy unoszę go rozbrzmiewa dźwięk zwalnianych mechanizmów i już po kilku sekundach półka która jest drzwiami się uchyla, za niej wyłaniają się moi synowie cali i zdowi. Chwytam ich w ramiona i nie chcę puszczać. Słuchając jak zanoszą się płaczem, dopiero kiedy Aleksiej pyta o Sylvię pozwalam im się wyrwać z mojego uścisku.

- Zabrali ją do szpitala. - nie potrafię znaleźć słów jakimi mogę im przekazać że może być różnie, że możliwe jest to że stracimy ją na zawsze, przez to że dzielnie chciała ich bronić, tak jak mówiła nawet i własnym ciałem.

- Ale będzie dobrze tato? Powiedz że będzie dobrze.

- Nie wiem, naprawdę nie wiem co wam powiedzieć. Pojedziemy do szpitala.

- Ona nie chciała wejść z nami, kazała czekać na ciebie albo na nią. Bałem się bardzo. - słowa Gleba ściskają mnie za gardło. Celowo nie weszła z nimi do pomieszczenia.

Zgarniam chłopców ponownie w ramiona, dla pewności że są przy mnie, chwilę później wszyscy jesteśmy w drodze do szpitala. Z duszą na ramieniu jadę tam wiedząc że jeśli okaże się iż nie dała rady przeżyć, sam nie będę wiedział jak żyć bez niej.

▫️▪️▫️▪️▫️▪️▫️

Żeby nie było, obiecany na dziś rozdział już leci. Miłego czytania.

Wbrew swoim zasadom. część 3.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz