11.

934 67 1
                                    

Sylvia.

Jestem zła i przerażona jednocześnie. Gniew jaki rozsadza moje ciało jest tak wieli iż obawiam się że gdyby dane mi było teraz spotkać opiekunkę chłopców to na niej bym dała mu upust. Wylądowałabym cały gniew na nie, przez nią życie chłopców zostało zagrożone. Przej jej występek nie wiadomo co z nimi się dzieje. Oczekiwanie na jakieś informacje od lekarzy przeciąga się. Zdaje się trwać wieczność, każda minuta odczuwana jak godzina, godzina jak dzień. Oczy szczypią mnie od zbierających się w nich non stop łez. Chce mi się płakać lecz ze względu na Andre nie pozwalam sobie na tą słabość. Potrzebuje u swojego boku silnego wsparcia, nie kruchej istoty bojącej się niemiłosiernie.

Dotarł do nas właśnie Ivan i Vito. Andre na widok przyjaciela podrywa się z krzesła na którym siedział, zapominając całkiem o tym że mnie obejmuje przez co niebezpiecznie pochylam się z krzesłem na którym ja siedzę. W ostatniej chwili przed upadkiem ratuje mnie siedzącą obok Natasza. Posyła mi uspokajający uśmiech.

- Chyba jej nie wypuściłeś? - Andre warczy pytanie, nie mówi. Jego głos przypomina warczenie zranionego zwierzęcia które usilnie stara się jeszcze walczyć.

- Nie. Jest zamknięta u mnie w domu, Luka jej pilnuje. - odpowiada Ivan spokojnie, okazując wyrozumiałość przyjacielowi.

- Powiedziała co podała im? - z nadzieją w głosie odzywa się ponownie Andre.

- Nie, milczy jak grób. Przypuszczam że i ona jest na jakichś środkach.

Już mam się odezwać i wtrącić do rozmowy kiedy pojawia się Paul. Wyczekująco każdy z nas wlepia w niego wzrok i wstrzymując oddech czeka na to co powie.

- Gleb jest już całkowicie świadomy, Aleksiej niestety jeszcze nie.

- Ale się obudzi prawda? - ledwo wstrzymuję płacz zastając pytanie na które nie wiem czy chcę poznać odpowiedź.

- Tak, wiemy już co zostało im podane i jak.

- Co? - to pytanie pada z ust Nataszy.

- Diazepam w przypadku Gleba i diazepam z pankuronium.

- Mów po ludzku. - odzywa się Andre. Podchodzę do niego, a jego ramię automatycznie mnie obejmuje. Wtulam się w jego bok uspokajająco głaszcząc go po pasie i plecach.

- Diazepam to środek działający usypiająco, a pankuronium działa zwiotczająco na mięśnie. Przez co Aleksiej był tak lejący. Nie będę kłamać, gdybyś wrócił do domu o normalnej porze mógłby nie przeżyć, serce również jest mięśniem i na nie także ten środek zadziała. Całe szczęście wróciłeś do domu na czas i szybko zareagowałeś. Jutro powinien już się wybudzić, może nie koniecznie z samego rana. Jest tylko dzieckiem i potrzebuje czasy żeby się zregenerować.

Słysząc słowa Paula nie potrafię już nie płakać. Wybucham płaczem przerażona tym jak niewiele brakowało aby Aleksiej nie przeżył. Andre nie przeżył by tej straty, nikt z nas by nie dał z tym rady. Czuję jak ramiona mnie obejmujące silniej się na mnie zaciskają, a twarz Andre znika w moim łączniu szyi i ramienia. Zaczyna drżeć w moich ramionach i szlocha. Płacze tak samo mocno jak ja, oboje się w sobie zatapiamy odczuwając ulgę.
Nie trwamy jednak tak długo. Andre z ociąganiem odsuwa się ode mnie ale nadal mnie obejmuje.

- Mogę ich zobaczyć? - pyta Paula.

- Możesz, są w jednej sali teraz. Macie prywatną salę z salonem i osobnym pokojem w którym są łóżka chłopców.

- Dziękuję. - patrzy na mnie teraz.- pójdziesz ze mną?

- Jeśli tego chcesz.

- Chcę.
Zanim jednak ruszamy do sali Andre żegna się z przyjaciółmi prosząc Ivana aby nie robił nic z kobietą która skrzywdziła chłopców póki nie pojawi się u niego. Ten przytakuje i zabiera swoją żonę do domu, Vito także wraca do mojej siostry z dobrymi nowinami. My kierujemy się w wskazanym przez Paulo kierunku, po chwili jesteśmy już w przestronnym salonie należącym do sali chłopców, rozsuwane, szerokie drzwi są otwarte przez co od razu mamy widok na chłopców. Gleb nie śpi, leży i ogląda telewizję, zauważa nas. Nie ukrywa zaskoczenia na mój widok. W uroczy sposób marszczy brwi i spogląda niemo pytając ojca o co tu chodzi. Andre podchodzi do niego i mocno go obejmuje, ja w tym czasie nie chcąc im przeszkadzać podchodzę do Aleksieja i całuję go w czoło, chwytam jego dłoń i głaszczę uspokajająco. Ten ruch ma chyba bardziej uspokoić mnie niż śpiącego chłopca.
Aleksiej jest małą kopią swojego taty, te same włosy w kolorze złotego zboża, tak samo wyraziste zielone oczy, teraz schowane pod powiekami. Rysy twarzy obecnie jeszcze dziecięce jednak z czasem jestem prawie że pewna iż będą takie same jak u Andre, wyraźnie zarysowana szczęka, pełne usta i zaskakująco zgrabny nos. Będzie przystojnym chłopakiem który złamie nie jednej dziewczynie serce. Dodając do tego identycznego Gleba mogę śmiało stwierdzić że będą pogromcami kobiecych serc.

- Sylvia? - z rozmyśleń wyrywa mnie głos Gleba.

- Tak mały? - odpowiadam i podchodzę do niego. Jestem przy łóżku, ale nie bardzo wiem jak mam się zachować.

- Cieszę się że wróciłaś. - odzywa się cichutko, jakby niepewny czy dobrze robi mówiąc to mi.

- Ja też, i wiesz co ci powiem.

- Co? Tylko nie bajkę, na to jestem za stary. - uśmiechem na twarzy odpowiada mi.

- Strasznie za wami tęskniłam.

- To dlaczego nas zostawiłaś?

- Bo się bałam. - odpowiadam zgodnie z prawdą, Andre tylko się przysłuchuje, obserwując nas z łóżka Aleksieja na którym siedzi i gładzi syna tak jak ja robiłam to przed chwilą.

- Nas? - zaskoczenie maluje się na twarzy chłopca.

- Że was stracę, że stracę waszego tatę i nie dam rady znieść tej straty. Dlatego uciekłam, wolałam sama odejść niż was utracić w innych warunkach. - nie chcę mu mówić że chodzi tu też o mafię, na ten temat jest jeszcze za mały.

- Nie rozumiem, bałaś się nas stracić ale odchodząc straciłaś.

- Tak, teraz już wiem że nie powinnam odchodzić, dlatego od niedawna mieszkam w Moskwie na stałe.

- Dla nas wróciłaś? - nadzieja i radość biją z jego oczu. On jest tym bardziej ufnym, z Aleksiejem nie pójdzie tak łatwo.

- Dla was, ale jeśli mnie nie zechcecie i tak zostanę. Będę tak długo przepraszać i prosić o wybaczenie aż znów mnie polubicie.

Wyciąga do mnie ręce, ochoczo go przytulam do siebie. Obejmuję go mocno, ale z wyczuciem aby nie zadać mu bólu.

- Kocham cię Sylvia. Cały czas. - słysząc jego ciche słowa zaczynam płakać. Łzy szczęścia są tak wspaniałe, oczyszczające. Całuję go w policzki i czoło na co się lekko krzywi. - Jestem za duży na całowanie.

- Zapamiętam, ale tak się cieszę że musiałam. Ja też cię kocham. Spróbuj zasnąć. Potrzebujesz sił aby dojść do siebie.

- Będziesz tu rano?

- Będę kochanie. - odpowiadam po czym odkrywam go kołdrą. Nie mija nawet pięć minut a on już śpi. Z lekkim uśmiechem na twarzy, spokojnie pogrążony we śnie. Patrzę na Andre, obserwuje mnie uważnie. W oczach błyszczą mu łzy. Doskonale słyszał naszą rozmowę, jest dumny ze syna, i zapewne odczuwa ulgę taką jak i ja.


***

Dzień  dobry ! Mam dla was kolejne dwa rozdziały. Kolejne pojawią się po weekendzie, miłej lektury. Buziaki

Wbrew swoim zasadom. część 3.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz