- Jonathan! - Nancy weszła do sali gimnastycznej trzaskając drzwiami, strasząc wszystkich w pomieszczeniu. Maeve i Joanthan odwrócili się w stronę Nancy, która szybko szła w ich strochnę. - Potrzebuję kluczyków od twojego samochodu, jadę na komisariat.
- Po co? - zapytała Maeve.
- Zabieram nasze rzeczy i idę zająć się tym czymś. Nie mogę pozwolić, żeby pani Byers i Hopper poszli tam jako przynęta.
- Nie możesz iść sama - zaprzeczył Jonathan
- Chodźcie ze mną.
- Nie można ich zostawić samych - zaprzeczyła Maeve.
- My pojedziemy, a ty się nimi zajmij - rozkazała Nancy, od razu ciągnąc Jonathan'a za sobą.
Maeve odwróciła się w stronę czwórki przestraszona. Nancy teraz strasznie namieszała. Teraz Maeve nie mogła pójść z El nigdzie, bo nie mogła zostawić chłopaków samych.
- Możemy zostać tutaj sami - oznajmił Mike. - Tylko zabierz El w bezpieczne miejsce.
- Wciąż muszę poczekać, aż El bedzie sucha. Nie możemy tak wyjść.
- Okej to ja idę po przekąski - uśmiechnął się Dustin.
- W takiej sytuacji? - oburzył się Lucas.
- Kucharka ma spore zapasy - Dustin wzruszył ramionami, wychodząc, a Lucas poszedł zaraz za nim.
- Chłopaki! - zawowała Maeve. - Nie możecie się tak oddalać! - krzyknęła biegnąc za nimi. Chłopcy zaczęli uciekać w stronę stołówki, żeby Maeve za nimi pobiegła.
Maeve, Lucas i Dustin stanęli przed lodówką po brzegi wypełnioną czekoladowym pudingiem.
- Wiedziałem, że gdzieś go ukrywa - ucieszył się Dustin.
- To jak gwiazdka - uśmiechnął się Lucas.
- Bierzcie i idziemy - rozkazała Maeve, chwytając trochę w ręce. Trójka wysypała pudingi przed El, która siedziała na krześle w jakiejś klasie. - Jedz. Przyda ci się - uśmiechnęła się do El.
- Ej! Ej! - krzyknął Mike, biegnąc w ich kierunku. - Znaleźli nas!
- Zostawcie żarcie, idziemy - rozkazała Maeve, chwytając El za rękę.
- Czy ty wiesz gdzie idziemy? - zapytał Mike, kiedy biegli po korytarzach.
- Używam twojej pamięci - odpowiedziała Maeve.
Byli już prawie przy tylnym wyjściu, kiedy również z tej strony weszli ludzie z labolatorium. Maeve wszystkich zawróciła, ale pracownicy już ich zauważyli. Zostali otoczeni z każdej storny przez ludzi z bronią. Maeve stała po jednej stronie, a El po drugiej. Maeve ułożyła dłonie w trójkąt, który wysunęła w stronę typów z bronią.
- Nie patrzcie! - zawowała do chłopaków.
Wszyscy mężczyźni, którzy tam stali, jednocześnie unieśli swoje pistolety i strzelili sobie kulkę w łeb. Maeve wytarła krew z nosa, po czym splunęła im na posadzkę. Z drugiej strony Eleven użyła swojej mocy, żeby zmiażdżyć mózgi pozostałych pracowników, którzy kierowali na nich swoje pistolety. El upadła na ziemię z wyczerpania.
- Nie budzi się! - powiedział przejęty Mike.
Maeve uklęknęła obok El, przejeżdżając jej ręką po głowie.
- Jest wyczerpana. Zemdlała. Pomóż mi ją podnieść.
- Zostaw ją! - rozkazał Brenner, wchodząc na korytarz. Maeve spojrzała na niego przestraszona, szybko podnosząc się z ziemi. - Dobra robota Maeve, przyprowadziłaś ją do domu.
- Nie! Nigdzie nie idą! Jeśli chcesz je zabrać to po naszym trupie! - krzyknął Mike. Jego, Dustin'a i Lucas'a szybko chwyciło kilku pracowników.
Maeve rzuciła się w stronę El, ale dostała w twarz od Brennera.
- Wiesz, że nienawidzę przemocy - oznajmił mężczyna. Maeve złapała się za prawe oko, w które została uderzona i spojrzała jak Brenner podchodzi do Eleven.
- Maeve! - krzyknął Mike, wyrywając się. - Zrób coś!
Maeve skuliła się w sobie, obserwując co stanie się dalej. Brenner potrząsnął Eleven, która się przebudziła.
- Zły - powiedziała Eleven. - Zły. Maeve. - wystawiła rękę w stronę Maeve, która nie mogła się poruszyć. El złapała jej buta. - Maeve.
Nagle światła zaczęły migotać, a ściana na końcu korytarza zaczęła się pouszać. Coś chciało przedostać się do środka.
- Maeve! - krzyknął Mike, wyrywając się z uścisku. - Maeve rusz się!
CZYTASZ
Pink Roses |Jonathan Byers
FanfictionRóżowa róża jest symbolem wdzięczności, szlachetności, podziwu i uznania. Kwiat słodkich myśli. Niektórzy zwracają uwagę na odcień różu: jaśniejsze podkreślają delikatność i urok obdarowywanej kobiety, natomiast ciemniejszy róż wyraża serdeczne podz...