16. Pierdzioszek

350 33 14
                                    

*Zack*

Świeczki? A w życiu!

Wepchnąłem w ciasto 14 paluszków. Umiem liczyć i czytać. Czuję się bogiem. Cóż, gdyby ta mała cholera teraz tak mnie nazwała, nie miałbym chyba nic przeciwko.

Ciasto co prawda kupione... Ale sam udekorowałem! Nawaliłem bitej śmietany, paluszków i kawałków czekolady. Nie wiem, czy wygląda to jakoś pięknie, ale na pewno jest smaczne. Na pewno mała zje! Ja już się o to postaram!

Łamałem paluszki, ze skupieniem układając z nich napis „RAY". Teraz ucieszy się jeszcze bardziej.

Spojrzałem na zegarek. Wskazówki ustawiły się w prawie szpagat. W sensie ta duża była na dwunastce, a ta gruba na siódemce. Na dworze było jasno, więc... Rachel zaraz wstanie. Muszę zdążyć przed nią!

Wziąłem tackę w ręce uważając, by się przypadkiem nie przewrócić. Pomimo skrzypiących schodów, udało mi się jakoś po cichu doleźć na górę. Na palcach wszedłem do pokoju. Właściwie do sypialni. Naszej sypialni. Bo Raya zdążyła się już tu zadomowić. Od jakiegoś czasu bardzo chętnie wpychała mi się do łóżka. Na początku starałem się z nią walczyć, ale cały trud i tak poszedł w pizdu.

Ukląkłem przy śpiącej dziewczynie i szeroko się uśmiechnąłem. Otworzyłem buzię i ryknąłem:

— STO LAT! STO LAT! NIECH ŻYJE ŻYJE NAM!

Zabawne tak mówić do kogoś, kto jeszcze niedawno chciał umrzeć.

Czternastolatka wpierw szeroko otworzyła oczy, jednocześnie nabierając w płuca mnóstwo powietrza. Usiadła dość gwałtownie. Widziałem na jej twarzy przerażenie, które stopniowo mijało, pozostawiając po sobie jedynie szok.

— JESZCZE RAZ! JESZCZE RAZ! NIECH ŻYJE ŻYJE NAM! — o ja pierdole, dobrze, że mi tak nikt nigdy nie śpiewał, niezła szopka by była — NIEEECH ŻYJE NAM! A KTO?! RAYA!

Na twarzy dziewczyny zagościł przyjemny uśmiech. Widziałem w nim odrobinę zmieszania, a zarazem dumy. Lecz gdy spojrzałem na oczy... Zobaczyłem w nich... Łzy...?

— Ej! — szybko odstawiłem tort na komodę — Co to ma być?! — otarłem je kciukiem spod oczu — Nie ma mazgajenia się! — zagroziłem palcem.

Rachel otarła oczy w poszewkę.

— Wybacz, po prostu... To było niespodziewane. Chyba się wzruszyłam — pokazała aż ząbki.

— Aa... — podrapałem się po karku — To się lepiej nie wzruszaj, bo się jeszcze odwodnisz — wywróciłem oczami — A tak w ogóle... — otworzyłem szafę i wyjąłem z niej wcześniej ukrytą tam ozdobną torebkę — To dla ciebie — podałem jej od niechcenia.

Ray zajrzała do środka, by po chwili wyciągnąć z niego pluszowego, brudnawego tygryska.

— Zack, to... — zaczęła.

— Ta, ta, wiem — odwrócił wzrok — Myłem go jakieś trzydzieści razy w zlewie, więc nie wybrzydzaj! No ale... Jeśli naprawdę go nie znosisz, to po prostu oddaj, wywalę go — wyciągnąłem rękę po zabawkę.

— Nie! — odsunęła się, przyciskając pluszaka do piersi — Uwielbiam! Podoba mi się! Dziękuję, Zack!

— Uh? Hee... — uśmiechnąłem się — W takim razie teraz zamiast do mnie, możesz się lepić do niego. Robi się gorąco, więc nam oboje wyjdzie to na dobre — wzruszyłem ramionami.

— Nie wiem, czy tak łatwo się odzwyczaję.

— Spróbujesz. A jak nie... To się zapocisz, gnido jedna! — popchnąłem ją, wcześniej upewniając się, że na pewno nie spadnie z łóżka. Wylądowała bezpiecznie na materacu — Heee... Sprawdźmy, czy masz łaskotki~

Wyrwałem jej zabawkę i wywaliłem gdzieś w kąt. Położyłem dłoń na jej brzuchu, którego nie zdążyła zakryć i zacząłem mocno łaskotać.

Dziewczyna natychmiast pisnęła i zaczęła się kulić, starając się z całych sił mnie odepchnąć. To jedynie podsyciło chęci.

Dołożyłem drugą dłoń, wkładając ją pod pachę. Ray wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem, błagając, bym przestał. Z brzucha przeniosłem się na stópki.

— Gili-gili, gilotyna! — i na szyję.

Mała skuliła się możliwie jak najbardziej umiała. Zakleszczyła swoimi małymi łapkami te wielkie moje na tyle mocno, że nie mogłem ich wydostać.

Słyszałem ciężki oddech, co jakiś czas przerywany chichotem.

Nieźle, doprowadziłem ją do takiego stanu. I to całkiem sam!

— No i co ty robisz? Zastanów się nad sobą — prychnąłem.

Nie myśląc za wiele, przyłożyłem usta do jej szyi, by zaraz potem gwałtownie wypuścić powietrze, robią tego tego no... Pierdziocha!

Gdy Ray pisnęła, poluźniła nieco uścisk, dzięki czemu mogłem swobodnie wydostać ręce. Zamiast tego złapałem ją i uniosłem w powietrze. Lekko ją podrzuciłem, a następnie zacząłem się z nią kręcić.

— Haha i co teraz?! — rzuciłem ją po chwili na łóżko — Teraz... — chwyciłem już spokojnie ciasto — Teraz pomyśl to cholerne życzenie i jedzmy wreszcie. Nawet nie wiesz, jak zgłodniałem przy robieniu tego.

— Sam je zrobiłeś? — zdziwiła się.

— Powiedzmy, że miałem swój wkład. No, dawaj, dmuchaj — podstawiłem jej pod nos.

Niepewnie spojrzała na moją marną imitację świeczek. Po chwili namysłu po prostu dmuchnęła.

Otarłem kropelki jej śliny z twarzy.

— No i co sobie pomyślałaś? — zagadnąłem.

— Nie mogę powiedzieć.

— A to niby dlaczego? — uniosłem brew.

— Bo się nie spełni. A wolałabym, by się spełniło... — wyraźnie się rozmarzyła. Nawet uniosła wzrok na te kilka świecących w ciemności gwiazdek na suficie.

*Rachel*

Chciałabym być przy Zacku na zawsze...

Jestem [Zack x Rachel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz