*Zack*
- RAAAAY DO CHOLERY! No gdzie ta ciamajda polazła? - wymamrotałem do siebie drugie zdanie.
Czyżby mała wcisnęła się, tak jak ja, gdzie nie trzeba? Nie wiem, ile już minęło, ale kuźwa dużo.
Otworzyłem stopą drzwi do łazienki, a następnie jeszcze w nie kopnąłem nieco rozdrażniony, powodując że te przydzwoniły w ściane. O niebiosa, tynk poleciał...
Nie trudno było usłyszeć dziwne szamotanie, jakby szczur wszedł do pralki. No, ale szczury nie jęczą. Swoją drogą, jeszcze nie widziałem tak dziwnej pralki, ale mniejsza. Podniosłem, że tak powiem, jej wieko, które z trudem ustąpiło. Uniosłem brwi, widząc w środku roztrzęsioną Rachel.
- A ty tu czego? Wyprać cię? - parsknąłem - Nie no, żebym jeszcze umiał - przewróciłem oczami i oparłem drzwiczki o ścianę, by te nie zamknęły się przez przypadek na głowie Ray.
Wyciągnąłem dłoń w jej stronę, by jakoś pomóc jej wstać. Dziewczynka chwyciła za nią, jednak nic więcej nie udało się zrobić.
- Uuh... - sapnęła zrezygnowana.
- A ty co? Utknęłaś? - prychnąłem.
- J-jestem za gruba na takie miejsca... - ledwo udało mi się usłyszeć jej słowa.
- Co ty pieprzysz? Wyłaź! - kopnąłem w ściankę urządzenia.
- Nie dam rady... Musisz przynieść masło, olej lub cokolwiek śliskiego... To może pomóc...
Wyglądała naprawdę marnie. Jakby co najmniej rodzice jej umarli.
Oh, chwila...
- No - rzuciłem, robiąc w tył zwrot do kuchni.
Nie wiem, gdzie się trzyma masło, ale udało mi się znaleźć colę, której z przyjemnością się napiłem. Ano i obok stał niezły baniak jakiegoś żółtego czegoś. To to tłuste było, poczułem nawet przez bandaże, jak się o to otarłem, łapczywie chwytając wcześniej wspomniany, ulubiony napój.
To się nada.
Chwyciłem butlę i pognałem do sikalni.
- Nada się? - uniosłem przedmiot, by mogła go zobaczyć.
- M-mhm... - pokiwała twierdząco głową.
- To lepiej wstrzymaj oddech, czy coś - odkręciłem zakrętkę i przechyliłem baniaczek.
- Zack, czek...! - i nie dokończyła, tylko się opluła cieczą w kolorze świeżego moczu.
- Starczy? - no, poszła połowa połowy.
Niebieskooka starała się wytrzeć jakoś twarz, ale nie bardzo jej to wychodziło.
- S-starczy... - wymamrotała.
Chwyciłem ją za karkiem, za materiał ubranka i bez trudu wyciągnąłem. Wyglądała, jak szczur, który uciekł komuś z klatki, żył rok w kanałach, a potem wrócił przez nie spłukany kibel.
- No i poszło. Ale praleczka już chyba nie wyrobiła - spojrzałem na swoją dłoń. Skrzywiłem się na widok obrzydlistwa na niej. Szybko puściłem małą na podłogę.
Ta cholera się poślizgnęła. No ja pindole.
Ray wyglądała na przygnębioną. Dlaczego zachowuje się tak podczas, gdy właśnie osiągnęliśmy sukces?
Odkręciłem kran i wsadziłem rękę pod zimną wodę.
- Powinnam się przebrać... - mruknęła, bawiąc się oleistym materiałem.
- Oj za chuja. Wszystko będzie w tym gównie, jeśli tylko się ruszysz, a ja jestem Foster, nie jakaś postać z anime dla dziewczynek, która jeździ na lodzie - fuknąłem.
- Więc wolisz mi coś przynieść? - zapytała.
- Huh? Nie, weź się umyj - wskazałem palcem na wannę - Nawet ci wody napuszczę. Doceń ten gest, czy coś - wsadziłem korek do dziurki, hehe, odkręciłem kran - A potem w ręczniczek i wypierdatka na górę - uśmiechnąłem się, dumny ze swojego pomysłu.
- Jasne... - jakoś udało jej się wstać. Odwróciła się tyłem i zaczęła rozbierać, jak gdyby nigdy nic.
- Uh! - szybko zniknąłem za drzwiami, zatrzaskując je po fakcie.
Wymruczałem wiązankę przekleńst związanych z małżami, księdzem i nożem w dupie, a potem zabrałem się za odwijanie mokrych bandaży z ręki.
*time skip*
Siedziałem przy stole. Czekałem grzecznie, choć nogi wręcz wariowały pod blatem. To rytmicznie uderzały o podłogę, to o nogi od stolika. Gdyby Ray tu była, pewnie również bym ją skopał. Ona na szczęście zajęta była gotowaniem klusków. Właśnie, zapomniałem wspomnieć, jak bardzo burczało mi w tej chwili w brzuchu.
Gdy już miałem zapytać się po raz chyba dziesiąty, kiedy skończy, dziewczynka postawiła przede mną pełen talerz. Makaron z serkiem i cukrem. Oblizałem się na sam widok.
Chwyciłem talerz oburącz i podniosłem do mordy. Nim zacząłem wchrzaniać zawartość, zdążyłem spojrzeć na Ray. Chociaż mimika jej twarzy nie była zwykle oczywista, w tej chwili mina wyrażała więcej, niż mógłbym kiedykolwiek pomyśleć.
Powoli odwłożyłem przedmiot, a blondynka podała mi łyżkę i widelec. Do wyboru do koloru, jakbym przypadkiem nie umiał z czegoś skorzystać.
Łyżka jest oczywista, widelec... Heee... Kilka razy w życiu zdążyło mi się nim zjeść. Zwłaszcza przy tamtym zjebie, Victorze... Kch...
Złapałem sztuciec i elegancko obkręciłem wokół niego kluseczki, by z pełną gracją wsadzić je do gęby.
- Źle to trzymasz - skrzyżowała ręce.
Podniosłem na nią wzrok.
- A ty źle żyjesz - prychnąłem - Lepiej jedz, bo wystygnie, czy coś.
- Dziękuję, nie jestem głodna - przełożyła swoje "danie" do miski, by skierować się z nią do lodówki.
- Wracaj tu i jedz. Jak ty będziesz przed policją uciekać, co?
Niebieskooka głęboko westchnęła, a następnie dosiadła się naprzeciwko mnie, uprzednio nakładając na makaron mnóstwo białego sera.
Leniwie zanurzyła widelec w jedzeniu i obracała nim, wyraźnie niechętna do spożycia posiłku.
Założyłem nogę na nogę, a następnie skrzyżowałem je, jak tylko mogłem jeszcze raz, chcąc uspokoić się chociaż podczas żarcia.
- Nie lubisz zbyt długo siedzieć w miejscu, prawda? - zagadnęła.
- Cholera, tak. Od kilku dobrych dni nie mogę nigdzie ruszyć dupy! Nie po to uciekałem z więzienia, by siedzieć teraz zamknięty! - przywaliłem kolanem w blat na tyle mocno, że aż ugryzłem się w język, co skutkowało jedynie długim syknięciem bólu i urozmaiceniem posiłku o krwistą dawkę żelaza.
- Wiesz... Moglibyśmy pobiegać - wzruszyła ramionami - Gdybyśmy nałożyli na głowy kaptury i robili to w nocy... Chyba nie byłoby zbytnich podejrzeń. Zwłaszcza, że myślą, iż jesteśmy w zupełnie innym mieście, prawda?
- Ty to masz łeb! - krzyknąłem - Ale wiesz, czego nie masz? Ciuchów dla mnie. Nie mam zamiaru chodzić w tym dziadowym gównie ani chwili dłużej! Jakby cię tu nie było, to mógłbym równie dobrze paradować w samych bandażach - ostatnie zdanie powiedziałem odrobinę ciszej, choć nadal wystarczająco doniośle, by usłyszała.
- Jeśli chcesz, mogę przerobić niektóre z ubrań. Wiesz, że potrafię dobrze szyć. Jeśli nie chcesz, wybiorę się do sklepu. Nie jestem tak poszukiwana, jak ty. Zresztą, nie wzbudzam podejrzeń. Jestem zwykłą nastolatką, prawda? O ile zmienię odrobinę swój wygląd, nikt mnie nie rozpozna. Zwłaszcza, że dla większości pewnie i tak już nie żyję i szukają bardziej ciała, niż mnie... - uśmiechnęła się delikatnie.
- Jak chcesz. Ale ja idę z tobą, bo jak coś spieprzysz, to chcę cię na miejscu pierdolnąć - fuknąłem, dojadając obiad.
CZYTASZ
Jestem [Zack x Rachel]
Fiksi PenggemarZackowi wraz z Rachel udaje się zbiec policji. Znajdują bezpieczne miejsce. Osiedlają się w nim na jakiś czas, by zaplanować dalsze działania. Zack poświęca sporo uwagi swojej Ray, przez co zauważa, że coś jest z nią nie tak. Dziewczyna ukrywa pewie...