10. Śmiertelny maraton

527 52 20
                                    

*Ray*

Zack był bardziej marudny, niż zakładałam. Nie sądziłam, że ktoś, kto do tej pory nie miał domu, byłby w stanie być tak wybrednym względem najzwyklejszych ubrań.

Albo mu się nie podobało, albo kolor nie ten, albo w ogóle nie w jego rozmiarze. Przy takim wzroście dość ciężko jest znaleźć odpowiednie ubranie. Zwłaszcza, gdy gdzieś obok Zack gryzie klapki. Nieważne.

Dobrze, że udało mi się odnaleźć w domu skrytkę z pieniędzmi. Ominęłam kartę kredytową, mając w pamięci, że można sprawdzać miejsca ostatnich wyciągów, w dodatku potwierdzać tożsamość posiadacza na kamerach. Cóż. Znajdowały się tam również czyste pliki gotówki, jak w serialach z dawnych lat. Najwidoczniej te pieniądze miały być na tak zwaną czarną godzinę, której mieszkańcy tego domu... Raczej się nie doczekają...

Mi ubrania tamtej dziewczynki w zupełności wystarczyły, jednak Zack miał najwidoczniej swoje preferencje co do ubioru. Kto wie, może specjalnie szukał wśród przechodniów ofiary z najbardziej pasującym mu strojem? Nadal mało wiem o tym chłopaku...

Koniec końców kupiliśmy koszulki, kilka par bokserek, których Zack o mało nie zaczął przymierzać na środku sklepu... Huh... Dwie pary spodni. Tyle. Nie było potrzeby zakupu skarpet, gdyż te w domu pasowały na jego stopę. Ah, no właśnie, zainwestowaliśmy również w bandaże. Widziałam, że brunet bardzo ucieszył się z tego powodu. Te jego, były już z pewnością zużyte. Nie wiem, ile miał je wcześniej na sobie, ale... Zarówno czuć, jak i widać było po nich nieświeżość...

Gdy dotarliśmy do domu, Zack od razu pobiegł do łazienki się przebrać. Uśmiechnęłam się lekko, gdy taki szczęśliwy zniknął za drzwiami.

Udałam się do kuchni z zamiarem przygotowania czegoś nowego na obiadokolację.

*time skip*


Zack otworzył łazienkę solidnym kopniakiem i wyszedł z niej, ubrany w brązową koszulkę i luźne spodnie moro, sięgające mu do kolan. Ręce miał szczelnie owinięte nowymi bandażami, przez co pachniał trochę apteką. Na szczęście jego Zackowy zapach - i nie mówię tu o mieszance potu i krwi - nadal był wyczuwalny.

Ja natomiast miałam na sobie ciemno różową bluzę z suwakiem, a pod nią koszulkę w jaskrawej żółci, której nie było widać spod spodu. Ubrałam również szare dresy. Były na mnie trochę za duże, ale mocno związałam je w pasie, dzięki czemu miałam gwarancję, że nie utrudnią mi niczego podczas biegu. Na nogi włożyłam trampki. Miałam naprawdę wielkie szczęście, że dziewczynka, która tu wcześniej mieszkała, miała ubrania bardzo zbliżone rozmiarem, dzięki czemu założenie ich nie stanowiło żadnego problemu.

Wyszliśmy z domu dopiero po zapadnięciu zmroku. Jedynie nieliczne przydrożne latarnie oświetlały ulicę. Droga nie była ruchliwa, więc nie ryzykowaliśmy praktycznie niczym. Zack założył kaptur na głowę i podwinął rękawy do łokci. Ja czułam się dobrze bez żadnych poprawek. Cóż, jedynie związałam włosy w kucyk u góry głowy, by nie wpadały mi do oczu, a zarazem chcąc pozostać w ten sposób mniej charakterystyczną.

Zaczęliśmy biec. Był to dość szybki trucht. Na moje nieszczęście, nogi Zacka sięgały mi do żeber, więc nadążenie za nim, nie było wcale takie łatwe. Podczas, gdy on nie zmęczył się nawet odrobinę, ja czułam, że jestem u skraju wytrzymałości. W psychiatryku nie pozwalali mi biegać. Zresztą nie miałam ku temu żadnej motywacji. Jedynie wieczorami robiłam brzuszki, chcąc w pewien sposób ćwiczyć swoje ciało.

Co jakiś czas popijałam wodę z cytryną, którą wcześniej przygotowałam i wlałam sobie do pustej butelki. Zack nie chciał. Najwidoczniej zawsze biegał bez takich rzeczy. Co tu dużo mówić, to był jego styl życia.

Jakoś dawałam sobie radę, ale po dwudziestu minutach przestałam widzieć ostro. Pomimo tego, nadal starałam się biec.

— Nie no, kuźwa, wystarczy! — Zack chwycił mnie w pasie, dzięki czemu się zatrzymałam — Zaraz wyplujesz płuca, co jest z tobą?!

Niestety ze zmęczenia nie byłam w stanie odpowiedzieć. Z moich ust wydobyły się jedynie dwa dźwięczne wydechy.

Chłopak prychnął i jak gdyby nigdy nic, przełożył mnie sobie przez ramię. Upuściłam butelkę.

— Z-Zack — szepnęłam, gdy udało mi się złapać oddech.

— Czego? — rzucił niechętnie.

— Po... Haa... Powinnam chociaż iść... Inaczej wszystko będzie mnie później... Haa... Bolało... — wydyszałam.

— Mam to głęboko w dupie. Oczywiście nie za głęboko, nie jestem pedałem — wymamrotał.

Nie byłam w stanie dalej się z nim spierać. Po prostu nie miałam siły. Jedynie w bezradności mogłam czerpać przyjemność z naszej bliskości. Delikatnie przytuliłam chłopaka, jak tylko było to możliwe.

*time skip*


Zack zabrał mnie o dziwo do swojej sypialni. Może jednak był bardziej zmęczony, niż myślałam? Bo gdy tylko weszliśmy, on rzucił się na łóżko nadal ze mną w rękach. Nawet nie próbował się umyć bądź przebrać.

Cóż, jutro wypiorę pościel.

Pomijając ten fakt.

Minęła już jakaś godzina, a może nawet dwie. Brunet od dawna cichutko pochrapywał, za to ja, pomimo wcześniejszego wycięczenia, nie byłam w stanie choćby zmrużyć oka. Wyraźnie czułam, a także słyszałam, jak bardzo burczy mi w brzuchu.

Obudzenie Zacka byłoby najgorszym, co mogłabym w tej chwili zrobić. Dlatego też utrzymałam się na łóżku tak długo. Teraz jednak czułam, jak wewnętrzna siła ciągnie mnie ku lodówce. Nie potrafiłam jej powstrzymać. A może wcale nie chciałam? W głowie miałam setki wymówek na swoje postępowanie.

Nie martw się, nikt się nie dowie"

„Tylko troszeczkę, jesteś głodna"

„Zasługujesz, przecież biegałaś tyle czasu"

Głodziłaś się już wystarczająco, czas na trochę przyjemności"

Nie potrafiłam skupić się na niczym innym. Nawet nie wiedziałam, kiedy moje ciało pognało w stronę kuchni. Nim zdążyłam zyskać nad nim jakąkolwiek kontrolę, już klęczałam w świetle lodówki i kończyłam opakowanie żółtego sera. Zaraz potem w mojej buzi znalazły się wszystkie pozostałe naleśniki. Nie potrafiłam się powstrzymać, chociaż bolało. Umysł wciąż krzyczał "więcej", a ja nie umiałam zaprzeczyć.

Byłam tak pochłonięta całą czynnością, że nie zdołałam usłyszeć, kiedy to mój przyjaciel znalazł się w kuchni.

— Ray? Co ty robisz? — mruknął nieco zaspany.

Przerażona odwróciłam szybko głowę w jego stronę. Dopiero teraz przestałam jeść. Uświadomiłam sobie, że obok mnie leżą dwa puste talerze, na kolanach mam opakowanie po serze, a w buzi oraz na policzkach resztki mieszanki ohydnego jedzenia.

Czułam się pełna. Tak obrzydliwie pełna, że miałam ochotę rozciąć sobie brzuch i wyjąć z niego żołądek, najlepiej cały układ pokarmowy, by już nigdy nie mógł funkcjonować.

Od razu poczułam, że jest mi niedobrze. Prędko wstałam i pobiegłam do łazienki. Nie miałam nawet czasu zamknąć drzwi, pokarm był zbyt blisko. Podniosłam deskę i zwróciłam wszystko, co zjadłam tej nocy.

— RAY?! — zaraz potem do pomieszczenia wpadł Zack. Po jego głosie słychać było dosłowne przerażenie — CO CI SIĘ DZIEJE?! — wrzasnął.

Wraz z jedzeniem popłynęły też pierwsze łzy, a za nimi następne. Gdy opróżniłam brzuch, byłam już tylko w stanie cichutko pochlipywać. Zdarłam sobie gardło. Strasznie mnie piekło.

________________

Tooo... Przepraszam cię, Ray 😅

Jestem [Zack x Rachel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz