12. Sekret

510 44 12
                                    

*Ray*

Ta decyzja... Była dla mnie bardzo ciężka... Ale prawda jest taka, że rozważałam ją już od dłuższego czasu.

Jedyne, czego pragnęłam to to, by komuś na mnie zależało... Chociaż w ostatnich sekundach życia, by ktoś szczerze chciał zabić mnie. Nie kogoś innego, a właśnie mnie... Tymczasem okazuje się... Że Zack pragnie mnie właśnie teraz, a jeśli przyjdzie kolej na dopełnienie obietnicy... Zawaha się... I z całą pewnością nie będzie mu zależało na mojej śmierci zaś teraz... Teraz go tracę...

— Z-Zack... Ją chcę z tobą zostać... — powtórzyłam cicho.

W ciemności dostrzegłam, jak ramiona chłopaka nieco się rozluźniają. Korzystając z okazji, jak najszybciej udało mi się je rozplątać i wejść mu na kolana. Silne ręce od razu zacisnęły się wokół mnie.

— G-głupia... — mruknął.

Po jego oddechu słyszałam, że już jest spokojny, że już nie płacze i wszystko jest okej. Dla pewności jednak, wolałam go o to jeszcze zapytać.

— Zack, czy...

— Ray — przerwał mi — Skoro nie chcesz umrzeć z moich rąk... Cholera jasna, nie rób tego z własnych — rozkazał.

— Mówiłam już, że nie umrę w ten spo...

— Masz jeść — znów wszedł mi w zdanie — Teraz. Teraz jesteś głodna. Masz pusty brzuch. Jesteś osłabiona kuźwa, więc proszę, proszę, Ray — znów głos zaczął mu się łamać.

— J-już!

Nawet pomimo wewnętrznego głosu, nie byłam zdolna do patrzenia na Zacka w takim stanie. Tak bardzo chciałabym, by znowu był radosny, że... Że jestem w stanie nawet zjeść więcej, niż powinnam...

Puścił mnie, a ja od razu podeszłam do koszyka z owocami. Przełknęłam ślinę, przeliczając sobie w głowie kalorie. Drogą eliminacji, wybrałam banana. Co prawda, miał prawie dwa razy więcej kalorii, niż jabłko, ale był również sycący oraz duży, a to z pewnością zadowoli Zacka.

Obrałam owoc ze skórki i usiadłam przed chłopakiem. Powoli wzięłam jednego, małego gryza.

Zack widząc to, wyraźnie się spiął, by następnie przyciągnąć mnie na swoje kolana.

— No dalej, więcej — chciał być blisko, by kontrolować całą sytuację.

Przetarłam oczy ze zmęczenia, a potem znów zjadłam kawałek, odrobinę większy.

— Jedz szybciej, wtedy mniej się najesz — poradził.

Skinęłam głową na znak, ze rozumiem.

Posłusznie przyspieszyłam rzucie i wzięłam trzeci kęs. Starałam się nie myśleć o absolutnie niczym, nie chcąc z obrzydzenia przerwać czynności.

Oparłam się lekko o klatkę piersiową przyjaciela. To mnie odprężało. Tak dawno nie czułam niczyjego ciepła. Bycie blisko niego jest dla mnie prawdziwym zbawieniem od wszelkich trwóg.

*Zack*


Jadła i jadła. Nie wiedziałem, jakim cudem można tak długo jeść banana. Nie wspominając już o tym, jak w ogóle można go jeść. Żółta papka, ja pierdole, obrzydlistwo.

Dopilowałem, by Ray zjadła do końca, choć nie było łatwo zwłaszcza, gdy pod koniec zaczęła się zapierać.

Pogładziłem jej brzuch. Nadal wklęsły, jednak teraz dla odmiany coś w nim było.

Westchnąłem z ulgą i uśmiechnąłem się lekko, gdy skończyła.

— Wracamy do wyra — oznajmiłem.

Wziąłem dziewczynę na ręce i poszedłem z nią na górę. Mała gdzieś po drodze wywaliła skórkę od tego żółtego warzywa. Albo owoca. Albo nie wiem tam, kij z tym, to jedno i to samo, nie ogarniam.

Wskoczyłem na łóżko, a coś pode mną trzasnęło.

Oho, zapowiada się zajebista noc. Niech mi tylko jeszcze sprężyna w dupę wejdzie i będzie cacy. Ja pindolę...

Położyłem się na Ray, oczywiście uważając, żeby jej nie zgnieść. Taka papka z kości na nic mi się nie przyda. Zwłaszcza do obrony przed zabójczymi sprężynami.

Generalnie na celu miałem przypilnowanie, by nie poszła się czasem wyrzygać. To by było do dupy, gdyby cała ta kłótnia, czy tam dyskusja, poszła na marne.

Przygryzłem policzek od środka, czując narastające we mnie napięcie. Chciałem jej pomóc, przyznaję. W końcu ona tyle razy pomogła mi. Chciałbym wiedzieć, co się z nią dzieje, chciałbym móc sam pozyskiwać informację. Chciałbym sam móc... Czytać...

Cholera... Debil ze mnie...

Gdy upewniłem się, że mała na pewno śpi, po cichu wstałem i wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi na klamkę. To było jak klucz, gówniane silne drzwi trzeba było docisnąć i pociągnąć jak chuja o poranku, żeby się otwarły, więc jakby Ray chciała stamtąd wyjść, może zrezygnowałaby w trakcie.

Zmieniłem ciuchy na takie bardziej dziadowe, czyli te, które nosił ten gościu, co tu mieszkał. Szczęście, że na dole była też szafa z jakimiś płaszczami. Złapałem za zieloną kurtkę i szybkim ruchem nałożyłem ją na siebie. Spodnie też gdzieś w trakcie zmieniłem. Były tak ze sto rozmiarów za duże, ale nauczyłem się używać paska.

Wziąłem z kuchni wielki nóż, który wyglądał na dość solidny. Wybiegłem z domu.

*time skip*

Wróciłem nad ranem. Przed wejściem wszedłem w jakąś kałużę, co skutecznie pozwoliło zmyć krew z butów, które to następnie zostawiłem przed wejściem.

Po cichu poszedłem do łazienki, w której to rozebrałem się do gaci i zmieniłem część bandaży. Po chwili namysłu wrzuciłem wszystko co brudne do pralki. W końcu jest uwalona tym całym żółtym gównem od ostatniej zabawy, więc Ray raczej tam nie zajrzy. Mam przynajmniej taką nadzieję.

Starając się zachować możliwą ciszę na skrzypiących schodach, udałem się do sypialni. Z łatwością otworzyłem nieruszone drzwi, by zaraz potem wdrapać się na miękkie łóżko.

Położyłem się bez skrępowania na Rachel, przyciskając ją dodatkowo nieco do piersi. Usłyszałem ciche odgłosy duszenia się.

No i zjebałem.

Jestem [Zack x Rachel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz